Dlaczego taka decyzja?

Dlaczego taka decyzja?

08.12.2017 Warszawa Uroczystosc przyjecia dymisji od premier Beaty Szydlo i desygnowanie na to stanowisko Mateusza Morawieckiego przez prezydenta Andrzeja Dude N/z Andrzej Duda Beata Szydlo Fot. Rafal Oleksiewicz/REPORTER

Mateusz Morawiecki, bankowiec i milioner, to dla działaczy PiS obca osoba Temat „rekonstrukcji rządu” do debaty publicznej wrzucony został dwa-trzy miesiące temu. Początkowo w PiS tłumaczono to koniecznością podsumowania dwóch lat pracy rządu, no i wymiany najsłabszych ogniw. W kuluarach rozpuszczano informacje, że wymiana będzie niewielka. Rząd jest popularny, więc dotknie ona dwóch-trzech ministrów. Potem pojawiła się informacja, że „rekonstrukcja” będzie faktyczną wymianą premiera, a fotel szefa rządu obejmie Jarosław Kaczyński. Że jest na ten ruch zdecydowany. Kolejne przecieki przyniosły zmianę. Prezes się waha, chyba jednak szefem rządu nie będzie – donosiły ulokowane w PiS wiewiórki. Czyżby czarne chmury wiszące nad głową Beaty Szydło miał rozwiać wiatr? Niektórzy tak wnioskowali, patrząc na wielki show zorganizowany z okazji dwulecia rządu. Beata Szydło była jego główną bohaterką, zachwytom nad nią nie było końca. Jarosław Kaczyński ją chwalił, nazywał premierem niemal idealnym. Ale przynajmniej od tygodnia było już wiadomo, że jej szanse na pozostanie w „małym pałacu” maleją z godziny na godzinę. Jarosław Kaczyński przedstawił Mateusza Morawieckiego jako kandydata na premiera i podczas kolejnych spotkań z szefami struktur PiS przekonywał do tej kandydatury. Przekonał. 7 grudnia, gdy w Sejmie trwała debata nad zgłoszonym przez PO wotum nieufności wobec Beaty Szydło, pani premier w towarzystwie Jarosława Kaczyńskiego i marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego była w Pałacu Prezydenckim u Andrzeja Dudy. Rozmawiano o scenariuszach na najbliższe dni. Parę godzin później Sejm odrzucił wniosek PO, zostawiając Szydło na stanowisku. Posłowie PiS klaskali, a Jarosław Kaczyński wręczył jej wielki bukiet róż. Zupełnie bez sensu, bo i on, i ona wiedzieli, że za parę godzin zostanie ogłoszone jej odejście. I że na premiera wyznaczony zostanie jej zastępca, Mateusz Morawiecki. Tyle historii jednej z najdziwniejszych dymisji w polskiej polityce. O co więc tu chodzi? Czego dymisja Szydło nas nauczyła? Dlaczego przyjęła ona swój los tak pokornie? Czy próbowała walczyć? Przyczyny dymisji W zasadzie nie pojawiła się do tej pory dobra odpowiedź na pytanie, dlaczego Beata Szydło musiała zrezygnować. Te powody jej dymisji, które są wymieniane, brzmią miałko. W PiS najczęściej mówiono, że nie dawała sobie rady w godzeniu interesów różnych partyjnych frakcji. Ale przecież nie taka była jej rola, więc trudno obarczać ją za to winą. System, który zbudował Kaczyński, polegał na tym, że Beata Szydło panowała tylko nad częścią, i to mniej ważną, rządu. Absolutnie autonomiczni wobec niej byli Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro, Mariusz Błaszczak, Mariusz Kamiński, Jarosław Gowin i Mateusz Morawiecki. Niewiele też mogła powiedzieć ministrom Jurgielowi czy Szyszce. Jej premierowanie ograniczało się do koordynowania pracy ministrów i do reprezentowania. Nie ona sprawowała w Polsce realną władzę, ta była w rękach PPR, czyli Prezesa Partii Rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego. To on rozsądzał spory między ministrami i narzucał kierunki działania, bieżące administrowanie zostawiając Beacie Szydło. Dlaczego mu się to znudziło? I dlaczego przez dwa miesiące ją „grillował”, raz puszczając w świat informację, że ją odwoła, innym razem – że ją zostawi? Po co to upokarzanie? Na te dwa ostatnie pytania odpowiedź chyba jest prosta. Kaczyński odwołał Szydło, upokarzając ją, bo tak ma. Tak traktuje swoich współpracowników, którymi szybko się nudzi. W ten sposób potraktował swego czasu Kazimierza Marcinkiewicza, podobnie traktował Andrzeja Dudę, o współpracownikach mniejszego formatu nie wspominając. A dlaczego trwało to tak długo? Może dlatego, że ta zmiana to wewnątrzpisowskie trzęsienie ziemi, nowe rozdanie. Wymagało więc nowych ustaleń. Z kim? Duda czy Dudaczewski? Co najmniej trzy ośrodki były tu ważne. Pierwszy – zdecydowanie najsłabszy, ale od niego zacznijmy – to prezydent Andrzej Duda. Lipcowe weta wyniosły go do samodzielnej pozycji. O tym, że gra swoje, mogliśmy się przekonać, obserwując Jarosława Kaczyńskiego pielgrzymującego do Belwederu na rozmowy z Dudą. Czy rozmawiali tylko o ustawach sądowych? A może tematem rozmów był też kształt przyszłego rządu? Tego nie wiemy. Choć wiemy na pewno, że Andrzej Duda jest w głębokim konflikcie z Antonim Macierewiczem, zażądał jego odwołania. Zapowiedział równocześnie, że w przypadku sformowania nowego rządu nie podpisze nominacji Macierewicza na stanowisko ministra obrony. Te przecieki z Pałacu Prezydenckiego pośrednio potwierdza reakcja ludzi związanych z Macierewiczem. On sam początkowo wybrał taktykę ugody, zapowiadając,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 50/2017

Kategorie: Kraj