Do sąsiada po schodach

Do sąsiada po schodach

Juz po robocie, mozna przechodzic‡. fot. z archiwum Daniela Zoloten„ki

Jedyne takie przejście graniczne w Europie – nie ma go na mapie, ale istnieje Do części przedwojennego mostu na Nysie Łużyckiej przymocowane są szerokie, metalowe schody. Obok poręczy do schodów została przyspawana rynna, by można było nią sprowadzać rowery. Tak wygląda, chyba jedyne w Europie, przejście graniczne, które sami zbudowali mieszkańcy dwóch wsi – Markosic ze strony polskiej i Gross Gastrose ze strony niemieckiej. Tego przejścia nie ma na żadnej mapie, ale istnieje naprawdę. Schody ustawione są pod ostrym kątem, więc trzeba uważać przy schodzeniu, szczególnie jesienią, gdy pada deszcz i jest ślisko. Daniel Zołoteńko, sołtys Markosic, ma wprawę w pokonywaniu stromizny, schodzi szybko, bo na horyzoncie zobaczył kolegę, Wilfrieda Budera, sołtysa Gross Gastrose, który kosi trawę dla królików. – Willi, chodź, porozmawiamy – woła po niemiecku i Willi przychodzi. Sołtysem jest od 2012 r., a mieszkańcem Gross Gastrose od zawsze, nie tak jak jego dziadek, który tęsknie patrzył na drugi brzeg Nysy i marzył, że kiedyś wróci do domu zostawionego po polskiej stronie w Nowej Wsi. – Ja takich marzeń nie miałem i nie mam, bo jestem stąd – mówi Buder. O schodach przymocowanych do resztek mostu powie jedynie, że były i są bardzo potrzebne. Kto je wykonał? Firma z Guben. Na czyje zlecenie? Kto zapłacił? To tajemnica. Wykonawcy nie należy zdradzać, mógłby mieć kłopoty. Nie było żadnego projektu technicznego, był za to pomysł i autentyczna potrzeba mieszkańców wsi. – Gdy urzędnicy słyszą o naszym przejściu, udają, że go nie ma – dodaje. W planach rozwoju regionalnego powiatu Sprewa-Nysa przewidziana jest kładka dla pieszych, ale kiedy i czy w ogóle zostanie wybudowana, nikt nie wie, bo nad Gross Gastrose jak klątwa wisi lęk, że ten teren zechce wchłonąć kopalnia węgla brunatnego, która eksploatuje złoża w sąsiedztwie. Markosice to mała wieś położona wśród lasów – 120 mieszkańców, oddalona od Nysy pół kilometra. Półtora kilometra od Nysy, po drugiej stronie, znajduje się Gross Gastrose, gdzie mieszka 450 osób. W Markosicach po wojnie zamieszkali Polacy wysiedleni z Kresów, w Gross Gastrose zaś Niemcy wysiedleni m.in. z Markosic i okolicznych wiosek. Przed wojną obie wsie łączył most przerzucony przez Nysę i przyległe do niej poldery. Miał kiedyś ok. 200 m długości. W 1946 r. Rosjanie wysadzili fragment nad polderami. Część nad samą Nysą zachowała się i dziś spina obydwa brzegi. Od strony polskiej most jest osadzony w gruncie, po stronie niemieckiej przypomina urwisko. Jakbyśmy burzyli mur berliński Do czasu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i do układu z Schengen granica państw przebiegała przez środek pozostałego fragmentu mostu i zaznaczona była dwiema ustawionymi pionowo płytami oraz zasiekami z drutu kolczastego. Mieszkańcy nadgranicznych wsi mogli popatrzeć na sąsiadów z wież kościelnych. Ta rzeczywistość zmieniła się nagle, tuż przed Bożym Narodzeniem 2007 r., 22 grudnia po południu, gdy do burzenia zasieków i płyt na moście przystąpili polscy i niemieccy strażacy. – Było zimno, śnieg, mróz. Powiedzieliśmy: robimy przejście. Czy baliśmy się? A co nam, strażakom, może ktoś zrobić? Włożyliśmy ciepłe kurtki, wzięliśmy nożyce do cięcia drutu kolczastego, młoty, łomy do zburzenia płyt, po drugiej stronie niemieccy strażacy ustawili drabiny z wozu strażackiego, wspięli się na ruiny mostu i też zaczęli usuwać zasieki. Myślałem, że szybciej się z tym uporamy. A pracowaliśmy prawie do północy – wspomina Daniel Zołoteńko, sołtys Markosic i zarazem komendant Ochotniczej Straży Pożarnej. Dzień wcześniej Polska podpisała układ z Schengen, co dla mieszkańców obu wsi znaczyło, że bez kontroli będą mogli przekraczać granicę w dowolnym miejscu. Dotychczas zdarzało się, że pontonem przepływali Nysę nielegalnie, a gdy na niebie pojawiał się helikopter straży granicznej, chowali się pod mostem. Noc przed Wigilią 2007 r. zmieniła ich życie. Daniel Zołoteńko pamięta, że strażacy zaplanowali polsko-niemieckie ognisko po usunięciu zasieków. Miało być skromnie, tylko we własnym, strażackim gronie. – Nagle zobaczyliśmy tłum ludzi po obu stronach, każdy biegł do domu, przynosił, co mógł, były kiełbaski, grzaniec, piwo, były tańce, grał nasz zespół, radość była tak wielka jak przy burzeniu muru berlińskiego. Metalowe schody zostały przytwierdzone następnego roku w czerwcu. Niemcy przywieźli je, ustawili za pomocą dźwigu, elementy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 51/2016

Kategorie: Kraj