Dokąd zaprowadziły nas media? – rozmowa z dr Włodzimierzem Głodowskim

Dokąd zaprowadziły nas media? – rozmowa z dr Włodzimierzem Głodowskim

Ci, którzy sądzą, że telewizja w relacjach z uroczystości bezstronnie wszystko pokazywała, są w ogromnym błędzie – Śledził pan w telewizjach relacje z narodowej żałoby i pogrzebu prezydenta. Jakie odniósł pan wrażenia? – To był przykład typowego wydarzenia medialnego*. To wydarzenie było nieinscenizowane, niereżyserowane, niezależne od telewizji, gromadziło przed ekranami miliony Polaków. Oglądane było w skupieniu. Ale jednocześnie telewizja miała tu swoją rolę. To nie jest tak, że media są tylko bierną instytucją transmitującą obraz i dźwięk, ale one także współtworzą spektakl. I miały ogromny wpływ na sposób odbierania tego wydarzenia. Pamiętajmy, że media nie tyle pokazują, ile kreują na podstawie danego wydarzenia pewien obraz, sytuację. Jaką żałobę pokazały media? – Wzmacniając jedne obrazy, pomijając drugie… – W zwykłych informacjach telewizyjnych dominuje tekst, żywe słowo, a obraz jest uzupełnieniem, ilustracją. Natomiast w przekazach związanych z pogrzebem dominował obraz, a słowo było uzupełnieniem. Odwrócono tu zasadę. Czy to znaczy, że dominował obiektywizm? Nie. Obraz też może być komentarzem. Bo przecież oko kamery, czy oczy, jeżeli mamy kilka kamer, nie obejmują całej rzeczywistości. One wyjmują pewne symboliczne obrazy, które następnie są miksowane i podawane do odbioru. – Można pokazać płaczącą wdowę, a można skierować oko kamery gdzieś na bok, gdzie ludzie stoją i rozmawiają. – Ci, którzy sądzą, że telewizja w relacjach z uroczystości bezstronnie i wszystko pokazywała, są w ogromnym błędzie. Nie pokazywała, bo nie może pokazać. A ludzie telewizji, reżyserzy, wydawcy, dziennikarze są selekcjonerami. I z rzeczywistości, która jest trójwymiarowa, wyjmują obrazy jednowymiarowe albo dwuwymiarowe, które są najbardziej, ich zdaniem, symboliczne. Łączą je ze sobą i pokazują to odbiorcy. W ten sposób obraz też jest komentarzem rzeczywistości. – To jest robione celowo czy niechcący? Czy z poczucia chęci dobrej roboty, chęci manipulacji? – Jeżeli są profesjonalistami, robią to celowo. Mają jakiś zamysł. Wybierają jedno, a pomijają drugie. Dziennikarz nie jest człowiekiem przypadkowym, który znalazł się w telewizji, ale jest świadomy tego, dlaczego robi coś tak, a nie inaczej. Jeżeli dobiera dwa obrazy i łączy je ze sobą, to ma też na uwadze cel, jaki chce osiągnąć, czyli wrażenie, jakie pragnie wywrzeć na odbiorcach. – A jakie wrażenie chciały osiągnąć media? – Stacje mniej lub bardziej udanie usiłowały dostosować się do klimatu i do panującej konwencji, to było czasami zabawne patrzeć, jak poszukiwały formy, aby w nią się wpisać. Jedna stacja wymyśliła, że będzie nadawała serial „Pan Wołodyjowski”, bo wcześniej ktoś powiedział, że w kampanii prezydenckiej Lechowi Kaczyńskiemu będzie towarzyszyła melodia „Pieśni o Małym Rycerzu”. Inne stacje z kolei prezentowały filmy hurrapatriotyczne i bogoojczyźniane, nawiązujące do hobby historycznego tragicznie zmarłego prezydenta. – Piłsudski, II Rzeczpospolita… – W ten sposób usiłowano wpisać się w zapotrzebowanie odbiorców, szukano, co najlepiej do sytuacji może pasować. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że ten spektakl, bo to był spektakl, tego typu uroczystości zdarzają się raz na kilkadziesiąt lat. Odbiorcy mieli świadomość doniosłości i wyjątkowości tego wydarzenia. Ono zjednoczyło Polaków. Było momentem, który nieczęsto się zdarza, uświadomienia własnej tożsamości. I przez kilkanaście dni wielu odbiorców odczuwało obowiązek zasiadania przed ekranami, kiedy mówiono o tragicznych wydarzeniach, mówiono o pogrzebie, mówiono o osobie prezydenta. – Dziennikarze mówili i pokazywali. – W Polsce istnieje szczególny szacunek wobec osób, które zginęły w tragicznych okolicznościach. Widać więc było pewien rodzaj paraliżu dziennikarzy. Nawet jeżeli wcześniej nie zgadzali się z prezydentem albo mieli wobec niego krytyczne stanowisko, to w czasie żałoby bardzo mocno się powstrzymywali. Niektórzy zmieniali swoje oceny Lecha Kaczyńskiego. Zaczęli o nim mówić, że był wybitnym mężem stanu! Ubawił mnie jeden z dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, który zaczął przekonywać, że pan prezydent nie miał fobii antyrosyjskiej, a nawet zmierzał do pojednania. Jakby zapominając, że ten sam prezydent i w Gruzji, i w wielu innych wypowiedziach prezentował coś innego. – Ja się dowiedziałem, że miał socjaldemokratyczne poglądy. – Gdyby ktoś nagle się obudził i posłuchał tego, co mówiono o politykach, którzy zginęli, o prezydencie, doznałby wrażenia, że znajduje się w świecie jakiegoś odwrócenia ocen, w świecie, który nie istnieje. – A łkający na wizji dziennikarze? – Obserwowałem wśród dziennikarzy rodzaj zagubienia,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2010, 2010

Kategorie: Wywiady