Kto chciał sparaliżować działalność Wrocławskiego Centrum Badań EIT+ Prof. Mirosław Miller – adiunkt i profesor na Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej. Stypendysta Fundacji Humboldta i Fundacji Welcha. Przez wiele lat związany z amerykańskimi i zachodnioeuropejskimi ośrodkami naukowymi. Ekspert Komisji Europejskiej ds. inteligentnych specjalizacji. Autor ponad 100 publikacji naukowych. Współtwórca Wrocławskiego Centrum Badań EIT+ sp. z o.o., pierwszej w Polsce organizacji RTO (research technology organisation). Misją centrum jest rozwój nowych technologii oraz badań na potrzeby przemysłu i współczesnej gospodarki. Wiodące zagadnienia to: nanotechnologia, technologia materiałowa, biotechnologia, medycyna oraz energia i klimat. EIT+ zarządza oddanym do użytku w 2015 r. Kampusem Pracze – największą inwestycją naukowo-technologiczną w Polsce o wartości ponad 500 mln zł. Kampus Pracze o powierzchni 27 ha dysponuje ponad 11 tys. m kw. najnowocześniejszych laboratoriów oraz terenami pod nowe inwestycje. W latach 2009–2012 prof. Miller był zaangażowany w prace nad kluczowymi projektami Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (DolBioMat, BioMed, NanoMat) o łącznej wartości ponad 700 mln zł. Panie profesorze, przez wielu naukowców jest pan stawiany za wzór, jako twórca i pierwszy prezes wyjątkowego przedsięwzięcia – Wrocławskiego Centrum Badań EIT+. Tymczasem media podały ostatnio, że Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu postawiła panu zarzuty w związku z działalnością w tej spółce. Co się stało? – Sarkastycznie mogę powiedzieć, że są to działania kompetentnych organów na rzecz budowy zdrowego i konkurencyjnego ekosystemu innowacji w Polsce. Moim zdaniem, zarzuty, jakie mi postawiono, dowodzą kompletnego niezrozumienia przez prokuraturę roli, jaką środki unijne mają do odegrania w budowie nowocześniejszej gospodarki. Podejrzewam też, że – jak to zwykle w Polsce bywa – swoimi działaniami naraziłem się kilku możnym tego świata. Pomówmy o konkretach. Z tego, co wiem, prokuratura zarzuca panu m.in. ustawianie przetargów. – To nieprawda. W doniesieniach medialnych pojawiły się takie sformułowania, lecz nie ma ich w zarzutach, które mi wręczono. Przypuszczam, że wynika to z zawiłości materii, z jaką mamy do czynienia. Chciałbym wierzyć, że nie jest to celowe działanie prokuratury nakierowane na dalsze szkodzenie mnie i mojemu dobremu imieniu. Chciałem inwestować, nie wydawać Co więc panu zarzucono? – Niegospodarność, czyli coś, co każdemu kierującemu instytucją najłatwiej można zarzucić. Powiedzmy, że kupił pan – zgodnie z prawem – coś za 100 tys., ale mógł to kupić za 80 tys. Czyli – w ocenie prokuratury – spowodował pan stratę w wysokości 20 tys. Zarzut ten oparto, jak się domyślam, na bliżej nieznanych mi opiniach biegłych bądź subiektywnych ocenach ludzi nieznających lub nierozumiejących istoty przedsięwzięcia, jakim jest Wrocławskie Centrum Badań EIT+. Budowa ekosystemu innowacji to nie szycie butów albo budowa autostrady. EIT+ nie jest jednostką budżetową, która rokrocznie dysponuje określoną sumą i musi się zmieścić w jej ramach. Spółka otrzymała jednorazowo znaczną kwotę pieniędzy unijnych (ponad 700 mln zł na lata 2008-2015) i miała je tak zainwestować, aby móc funkcjonować po zakończeniu realizacji projektów, czyli już od 2016 r. Według naszych ówczesnych szacunków, potrzeba będzie na to ok. 30 mln zł przychodu rocznie. Przychodu ze zleceń na prace badawczo-rozwojowe, sprzedaży usług, udziałów w innych spółkach itp. Aby osiągnąć ten cel, musieliśmy podejmować niekonwencjonalne, choć – podkreślam – zgodne z prawem działania. A konkretnie jakie? – Zarząd EIT+ pod moim kierownictwem zakładał, że każda zainwestowana złotówka ma przynieść zwrot z inwestycji po czterech-pięciu latach, czyli po 2015 r. Była to, moim zdaniem, kluczowa zmiana podejścia do pomocy unijnej w obszarze badań i rozwoju oraz wdrażaniu innowacyjnych rozwiązań. Chcieliśmy odejść od zwykłego wydawania pieniędzy na rzecz ich inwestowania. Tego wymaga od Polski Komisja Europejska. Osiągnięcie tego celu przez EIT+ było realne jedynie pod warunkiem, że zaprosimy do współpracy nietuzinkową kadrę zarządzającą, wyszkolimy ją w najlepszych miejscach na świecie, zmotywujemy wizją organizacji firmy na światowym poziomie, zdolnej do globalnej konkurencyjności, i okażemy się najlepsi w Polsce. Ten plan zaczęliśmy realizować od pierwszego dnia w 2008 r. Jak dziś ocenia pan efektywność podjętych wówczas działań? – Przez cztery lata nie wszystko nam się udało. Lecz kiedy prezentowałem w wielu miejscach na świecie stan spółki w roku