Dotrzeć do talibów

Dotrzeć do talibów

Dlaczego nie zwrócono się do oficerów, którzy znają Pakistan, ale dziś są poza służbą? Najwyraźniej liczono, że Piotra Stańczaka uwolnią nam inni Czy Piotra Stańczaka, polskiego geologa pracującego w Pakistanie, można było uratować? To jest najważniejsze pytanie, na które powinniśmy otrzymać odpowiedź. Sęk w tym, że nikt tej odpowiedzi nawet nie próbuje udzielić. W ubiegłym tygodniu mieliśmy w mediach festiwal audycji i artykułów poświęconych zamordowanemu Polakowi, ale przypominał on w większym stopniu jakąś PR-owską operację niż próbę rzetelnego naświetlenia sprawy. Opozycja atakowała premiera, że niezręcznie wypowiedział się w sprawie ewentualnego okupu za porwanego Polaka i że wcześniej dyplomatyczna aktywność rządu w tej sprawie była niewielka. Rząd z kolei opowiadał, że zrobił wszystko, co w jego mocy. A potem, na potwierdzenie tych słów, mieliśmy serię medialnych informacji o tym, że o los Polaka troskali się w FBI i CIA, że dzwoniono, starano się itd. O dyplomatycznych zabiegach czynionych w sprawie Polaka opowiadał też w Sejmie min. Sikorski. W sumie – mamy więc dużo słów, a mało konkretów. Mamy też zapowiedź, że okoliczności śmierci geologa, niezależnie od prokuratury, która już prowadzi swoje śledztwo, zbada sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. A jeżeli tak – to dobrze byłoby, gdyby komisja odpowiedziała na kilka pytań. Czy musiał tam jechać? Po pierwsze, powinna odpowiedzieć, dlaczego Piotr Stańczak pojechał w niebezpieczne miejsce. Rząd Pakistanu od jakiegoś czasu systematycznie ogłasza komunikaty, w których wymienia regiony, do których odradza wyjeżdżać cudzoziemcom. Czy miejsce, w którym porwano Polaka, także do tych regionów było zaliczane? Najpewniej tak, gdyż znajdowało się na pograniczu pakistańsko-afgańskim, w rejonie działań talibów. Dlaczego więc szefowie wysłali go w ten rejon? Dodajmy, że z Pakistanu w ostatnich miesiącach wycofały swoich pracowników wszystkie firmy zachodnie, badania geologiczne prowadziły tylko firmy polskie i chińskie. Dobrze byłoby więc ocenić, czy szefowie Geofizyki nie podjęli zbyt wielkiego ryzyka i czy nie szafowali życiem swoich pracowników. Po drugie, dobrze byłoby wiedzieć, czy musiał tam pojechać, czy odczytu z aparatury pomiarowej, która była ustawiona w feralnym miejscu, nie mógł dokonać pracownik miejscowy. Jest jeszcze jeden wątek – komisja powinna też sprawdzić, czy istniały jakieś związki porwanego Polaka z polskimi służbami specjalnymi. Jeżeli tak – to również zmieniłoby obraz śledztwa. Aczkolwiek jest to ewentualność mało prawdopodobna, należałoby ją zbadać, choćby po to, by ukrócić internetowe plotki. A dlaczego mało prawdopodobna? Z materiałów prasowych wiemy, że od 20 lat pracował w Geofizyce i jeździł od lat do Pakistanu – nie ma tu więc miejsca na jakieś luki w życiorysie, tajne szkolenia. Poza tym bardzo słabo znał angielski. A trudno wyobrazić sobie oficera wywiadu niemówiącego w żadnym obcym języku. Ale wiemy też, że był zafascynowany Pakistanem, że z każdej podróży przywoził obfitą dokumentację fotograficzno-filmową. A to mogło skłonić oficerów wywiadu, by namówić go do współpracy. Czy im się udało? Komisja i prokuratura powinny w tym przypadku zażądać materiałów od naszych służb. To ważne, jeśli chcemy się dowiedzieć, kto wysłał go w niebezpieczny rejon. Kiedyś byliśmy dobrzy… Ale chyba ważniejszą sprawą od wyjaśnienia, czy Polak musiał jechać tam, gdzie inni Europejczycy jeździć nie chcieli, byłaby analiza, dlaczego nie udało się go uratować. Bo do tej pory z podobnych tarapatów wychodziliśmy zwycięsko. W ostatnich latach zdarzały się porwania Polaków. W Bagdadzie porwano Teresę Borcz, polską żonę obywatela Iraku, porwany też był Jan Kos, pracownik wrocławskiej Jedynki. Ale udało się ich uwolnić. Bynajmniej nie drogą dyplomatycznych apeli. Uwolniono ich w wyniku działań polskich służb specjalnych, które współdziałały z amerykańskimi partnerami. Nasze służby potrafiły dowiedzieć się, kim są porywacze i gdzie przetrzymują zakładników. W takiej sytuacji operacja wojskowa była już tylko zwieńczeniem wcześniejszych starań. Podobne sukcesy nasze służby notowały na Bałkanach. A także w Czeczenii, gdzie Zenon Kuchciak zdobył sławę osoby, która dzięki cierpliwym negocjacjom potrafi wyciągać z niewoli zakładników. Po 11 września Polakom udawało się ostrzec Amerykanów przed zamachami na ich wojska. Sukcesem jest także ewakuacja biura Bartimpeksu w Bagdadzie. Nasze służby zdobyły informację, że grupa terrorystyczna planuje najazd na to biuro. By zdobyć zakładników. Natychmiast więc je ewakuowano, wywożąc sprzęt i ludzi do Warszawy. Kilkanaście godzin później do pomieszczeń Bartimpeksu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2009, 2009

Kategorie: Kraj