Drapieżnik podchodzi!

„Czas jest po to, żeby się wszystko nie działo naraz”
(czyjeś mądre motto, wyjątkowo dla tego wpisu)

Zanim ofiara znajdzie się w zębach drapieżnika, mijają dwa etapy. Pierwszy to podchodzenie, a drugi to atak. Ta reguła bywa także stosowana w polityce przez drapieżników właśnie. Określam tym mianem polityków, którzy wiedzą, że ostatecznych zamiarów nie mogą odkrywać wcześniej, niż stworzą warunki, gdy można będzie je ujawnić, nie przez deklarację, lecz przez wprowadzenie w życie. Politycy ci wiedzą bowiem, że wcześniejsze ujawnienie tego, co chcą zrobić, odwróciłoby od nich ludzi. Ponadto bywa i tak, że polityczny drapieżnik wyrasta w toku rządzenia, wciągany w logikę i przymusy procesu, który wywołał także, mając dobre intencje, i po pewnym czasie odnajduje się tam, gdzie by się zupełnie nie spodziewał, kiedy wszystko zaczynał. Dlatego nie ma żadnej wartości czasami słyszany pogląd, że ci, którzy walczyli z brakiem wolności w PRL, nie będą przecież ograniczali jej w wolnej Polsce. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego i w odniesieniu do dawnych opozycjonistów, i w odniesieniu do dawnych „komunistów”. Dawny „komuch” może być dzisiaj gorliwym obrońcą wolności i wielu z nich jest, a dawny opozycjonista znowu ostrzyć sobie na nią zęby i wielu na takich wygląda.
Moim zdaniem, mamy w Polsce od dwóch lat takich drapieżników u władzy, niektórzy są nimi od dawna, inni wyrastają. Uruchomili procesy, które są w toku i których być może sami stają się niewolnikami, co jednak nie może być żadną dla nich okolicznością łagodzącą. Rządząca koalicja jest zajadłym wrogiem konstytucji, czyli faktycznie wrogiem obecnego ustroju. Ten ustrój im przeszkadza, ale nie mogą go zmienić legalnie, bo naród, czyli suweren, nie dał im do tego prawa. Wobec czego próbują go likwidować nielegalnie, poprzez uchwalanie ustaw, z których niemal wszystkie dotyczące kwestii ustrojowych gwałcą konstytucję. Jest bardzo prawdopodobne, że do pokaźnego już zbioru tych gwałtów dojdzie ostatnia ustawa, poważnie ograniczająca niezależność sądownictwa, co jest jedną z najważniejszych gwarancji wolności każdego z nas!
Od dwóch lat władza politycznych drapieżników podchodzi naród, żyjący w przekonaniu, że raz otrzymanej wolności nikt mu nie ograniczy, że w żadnym razie nie może do tego prowadzić taka czy inna ustawa, bo przecież pozwala ona władzy na przykład odsunąć skorumpowanego sędziego od spraw, a co to ma wspólnego z wolnością itd.? I co ma wspólnego z ograniczaniem „mojej” wolności to, że sędziami Trybunału Konstytucyjnego będą wybrańcy PiS, a nie UW? Otóż ma i trzeba wiedzieć, że jedną z najskuteczniejszych metod ukrywania antydemokratycznych zamiarów było zawsze granie na ludzkiej potrzebie życia w bezpieczeństwie. To robiło z autokraty często ulubieńca mas, do chwili kiedy okazało się, że w zębach trzyma nie tylko przestępców, ale i wielbicieli. Tyle że wtedy jest to przebudzenie po czasie.
Ze strony rządzących, a także ze strony ich dziennikarskich i profesorskich popleczników, pada, w reakcji na głosy o zagrożeniu demokracji, że przecież nic się nie dzieje, że same te głosy strwożonych wypowiadane głośno, przez wpływowe media i bez jakichkolwiek dla nich złych następstw przeczą temu, przed czym przestrzegają. Przy okazji ten wyjątkowy, co do skali, a więc znamienny, głos przestrogi i ostrzeżeń jest dyskredytowany przez przypisywanie mu histerii, grupowej interesowności czy strachu przed ujawnieniem jakichś niegodziwości. W ten sposób obrońcy obecnej władzy, wśród których są zapewne ludzie ceniący swoją wolność i demokrację w kraju, zamykają sobie samym oczy na oznaki mogące wskazywać, że za tym „nic się nie dzieje” mamy drapieżnika gotującego atak. I ci, którzy zebrali się w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego, i ci, którzy ich atakują, wyśmiewają czy szkalują, mogą się pomylić. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju i być może ja także się mylę, od ponad dwóch lat bijąc na alarm, że czuję w myśleniu i w działaniach PiS, jego szefów, a także ich koalicjantów zagrożenia dla Polski, jako państwa prawa i wolności. Jeśli ja i podobnie myślący pomylimy się w swoich obawach i przestrogach, to okażemy się ludźmi, którzy źle przewidywali i nic wielkiego się nie stanie. Ba, bracia Kaczyńscy staną wtedy w wielkiej glorii, jako dobrodzieje niesłusznie atakowani. Ale jeśli pomylą się nasi dzisiejsi oponenci, to mogą nie mieć okazji, żeby swoją pomyłkę sprostować publicznie, nie mówiąc już o ewentualnym kacu, że usypiali naród, zamiast go budzić. Życzę im i sobie też, żebym to ja się mylił.

 

Wydanie: 2007, 22/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy