Dwa lata Tuska: na przystanku władza

Dwa lata Tuska: na przystanku władza

Platforma nie robi wielu rzeczy, ale w oczach wyborców wywiązuje się z jednej obietnicy, dla nich najważniejszej – gdy ona rządzi, nie rządzi PiS 9 listopada 2007 r. prezydent Lech Kaczyński desygnował Donalda Tuska na stanowisko Prezesa Rady Ministrów. 23 listopada nowy premier wygłosił w Sejmie exposé, po czym otrzymał wotum zaufania. Mijają więc dwa lata premiera Tuska i koalicji PO-PSL. Premiera, z którym Polacy wiązali ogromne nadzieje. Jak podkreśla w swoim komunikacie CBOS, od czasu utworzenia rządu Waldemara Pawlaka – jesienią 1993 r. – żaden z kolejnych gabinetów nie wzbudzał tak dużych nadziei społecznych. Jesienią 2007 r. rząd cieszył się poparciem 54-58% dorosłych Polaków. A jak jest dzisiaj? Dziś popiera go ok. 38% ankietowanych. Aż 55% Polaków uważa, że rząd Donalda Tuska rządzi gorzej, niż się spodziewali. A ledwie 5% – że lepiej. Polacy mają więc poczucie rozczarowania rządzącą ekipą, dreptania w miejscu. A jednocześnie pytani przez ankieterów, na kogo będą głosować, najczęściej wskazują na Platformę Obywatelską. Gdyby dziś odbyły się wybory, PO spokojnie obroniłaby stan parlamentarnego posiadania. Jak to więc wytłumaczyć? Jaki to cud? Ano prosty. Platforma nie robi wielu rzeczy, ale w oczach wyborców wywiązuje się z jednej obietnicy, dla nich najważniejszej – gdy ona rządzi, nie rządzi PiS. To jest żelazna prawidłowość – gdy któryś z Kaczyńskich zaatakuje PO, natychmiast rządowi rośnie. Bo ludziom natychmiast przypominają się czasy ich wspólnego rządzenia. Efekt jest taki, że PiS ma mocny żelazny elektorat, ale i znacznie silniejszy i większy elektorat negatywny. Z punktu widzenia Platformy jest to sytuacja idealna – bo PiS jest wystarczająco duże, by swoich przeciwników straszyć i mobilizować, ale – na razie – za słabe, by władzę przejąć. W ten sposób na scenie politycznej przez dwa lata mieliśmy impas. Ale nie czarujmy się – by ten stan trwał, Platforma musiała bardzo mocno pracować. Pierwszym osiągnięciem PO było to, że jej rządy, w przeciwieństwie do PiS-owskich, są spokojne, obliczalne, bez awantur. To duża wartość. Po drugie, w związku ze stanem PiS, które wciąż jest tym, czym było, i ze stanem lewicy, która prezentuje się gorzej niż przedtem, Platforma potrafiła wytworzyć poczucie bezalternatywności dla rządzącego układu. Premier umiejętnie poprowadził grę z elektoratami prawicy i lewicy. No i z mediami, organizując ich uwagę. To wszystko udawało się. Przynajmniej do czasu wybuchu afery hazardowej. Oto więc polityczny cud Tuska. Mała stabilizacja Ta gra się powiodła, bo Platformie udało się osiągnąć pozycję siły zapewniającej spokojne rządzenie. To przynosi efekt nie tylko dlatego, że kontrastuje z rządami PiS, ale również dlatego, że takiego właśnie rządzenia oczekują Polacy. Niedawny poseł Platformy, socjolog Paweł Śpiewak, określił to tak, że dzisiejsza Polska jest Polską grillującą. Krajem, w którym dominującą pozycję zajął elektorat wielkomiejski, a to jest pokolenie małej stabilizacji. To są ludzie, którzy w ostatnich latach coś materialnie zyskali, rozpoczęli życie trochę bardziej obfite i bardzo to sobie cenią. Zwłaszcza że przeważnie ta (większa lub mniejsza) odrobina luksusu jest na kredyt, więc ci wyborcy najbardziej boją się gwałtownych ruchów, tego, co mogłoby zagrozić ich stabilizacji. Jeżeli w XIX w. proletariat nie miał nic do stracenia oprócz kajdan, to w XXI w. rzesza pracowników najemnych jest grupą wybitnie strachliwą i – w swoim mniemaniu – mającą bardzo wiele do stracenia. Polacy mają dziś spore, niezaspokojone aspiracje materialne. Ale odnaleźli, w swym mniemaniu, ścieżkę, która ku realizacji tych aspiracji może ich zaprowadzić. To jest podstawą zarówno ich optymizmu – zwłaszcza na tle zalęknionej Europy, jak i konserwatyzmu. Obaw, że przyjść mogą takie zmiany, które optymistyczne scenariusze pogrzebią. Lepiej więc godzić się na rządy może i nie najlepsze, ale obliczalne, niż na coś nieznanego, co może grozić awanturami i turbulencjami. A co z tymi, którzy nie mieszkają w wielkich miastach, którzy na transformacji nie skorzystali? To jest przecież potężny elektorat. Tyle że niejednolity, rozbity. I w dużym stopniu zagubiony. Tu postawy są różne – od prób racjonalizacji, które podpowiadają PiS, Rydzyk, Lepper, po odmowę udziału w życiu politycznym. Postawy wyborców w wielkim stopniu kształtuje też klimat, który tworzą media. A tu niewiele

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 46/2009

Kategorie: Kraj