Piszę w Krakowie w dzień zaduszny A.D. 2023. „»Dziady« – jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem sięga czasów pogańskich, (…) a dzień zaduszny przypada koło czasu tej uroczystości”, którą się odprawuje „niedaleko cmentarza”, kiedy to „nieboszczyki powracają z prośbami lub przestrogami”, objaśniał Adam Mickiewicz. Jak widać, dzięki wieszczowi obrzęd dziadów rozprzestrzenił się poza powiaty Litwy czy Prus, a ostatnie wystawienie dramatu na scenie krakowskiego Teatru im. Słowackiego omal nie przyprawiło o atak serca miejscowej pani kurator Barbary Nowak. Co więcej, nie mieszczą się już „Dziady” na deskach teatralnych, ale rozlały się po kraju. I tak to nieboszczyki jako dobre duchy lub upiory powracają z prośbami i przestrogami. Wchodzę na cmentarz Rakowicki. Przy samym wejściu jakaś blada zjawa kwestuje na upamiętnianie „żołnierzy wyklętych”. Prośba to, ale i przestroga zapewne. Jak wynika z rozwiniętego na stelażu afisza, zjawa kwestuje w imieniu Fundacji Kazimierza Wielkiego. Co miał Kazimierz Wielki do „żołnierzy wyklętych”? Może chodzi o to, że swego czasu sam był wyklęty, bo klątwę rzucił na niego bp Grot? Pytam zjawę, ale ta, zgodnie ze scenariuszem, „i milczy, i nie przepada”. Dzwoni tylko puszką (ma tam widać trochę drobniaków), ale tak ogólnie, to „darmo żebrze, darmo płacze”, mało kto wrzuca do puszki. Przy kwaterach żołnierzy poległych w I wojnie światowej sunie orszak zjaw. Odziani w mundury austriackie, ale jacyś tacy jak na zjawy zbyt rumiani i korpulentni. Jakby ktoś dzielnego wojaka Szwejka sklonował. Przy grobie gen. Wieniawy-Długoszowskiego na drodze oddziału Szwejków jak spod ziemi wyrasta nowa zjawa. Upiór narodowo-patriotyczny. Jęczy i zawodzi, że się chłopcy w zaborcze mundury poprzebierali… A gdy odchodzą, dopada jakąś parę i znienacka pod nosy podtyka im zerwany skądś nekrolog 31-letniego Jemeńczyka, który zmarł z głodu w lesie przy białoruskiej granicy. Upiór nerwowym szeptem oznajmia: „O, jak kłamią! W Polsce nikt z głodu nie umarł”. Para nieśmiało mu tłumaczy, że jednak zdarza się, że ktoś w lesie przy granicy z głodu umrze, ale to rozsierdza upiora. Porzucając wszelką logikę (skądinąd kto powiedział, że upiory mają się kierować logiką?), syczy: „Tak, Polacy będą sługami muzułmanów we własnym kraju, to Łukaszenka ich przywozi pod granicę i przerzuca do nas, to i umierają w lesie, a ja zrywam takie klepsydry i wyrzucam do kosza, bo to kłamstwa!”. Obrywa się przy okazji Agnieszce Holland. „Ten film to same kłamstwa! I obraza polskich żołnierzy”. Para, zamiast zaproponować upiorowi kanapkę albo choćby dropsa i powiedzieć, jak jest u wieszcza: „Nie chciałeś jadła, napoju? Zostawże nas w pokoju” i dodać „A kysz, a kysz!”, pyta grzecznie, czy widział ten film. „Nie! – wścieka się upiór. – Ja takich filmów nie oglądam!”. Swoją drogą, skąd podejrzenie, że upiór poszedł do kina, w dodatku na film Agnieszki Holland? Przecież wiadomo, że „tylko świnie siedzą w kinie”. Świni od upiora nie odróżnić? Para oddala się, a upiór dalej do niej coś gada, coś złorzeczy… Zmrok zapada. W blasku świec wychodzą kolejne zjawy, na szczęście nieagresywne. Członkowie grup rekonstrukcyjnych w mundurach różnych formacji przemykają w wielu kierunkach. Przed pomnikiem Ignacego Daszyńskiego wieniec od „Marszałek Sejmu Elżbiety Witek”, o czym informuje napis na szarfie. Na szczęście pani marszałek kończy kadencję i duch Daszyńskiego nie będzie już niepokojony takimi prezentami. Przy bramie głównej cmentarza i przy grobach znanych postaci, gdzie gromadzi się więcej ludzi, rozmaite, miłe na ogół duszyczki, w tym niezawodna Anna Dymna („Na głowie ma kraśny wianek, w ręku zielony badylek”), kwestują na odnowę zabytkowych grobów tutejszego cmentarza. Wśród nich przemyka duch jednego z posłów (nie powiem, z której partii), po czym staje skromnie na uboczu i milczy, jakby chciał sprowokować kwestię Guślarza: „Przebóg! cóż to za szkarada! Nie odchodzi i nie gada!”, i teraz na cmentarzu, i w Sejmie. Bo znów go wybrali. No i tłumy krakowian, tysiące wydane na coraz większe znicze, chryzantemy… To nic, że za kilka dni zostaną z tego tony śmieci. Ale „jest u nas w kraju jedno święto takie, kiedy się rozumieją Polacy z Polakiem”. To właśnie









