Dzieci jak towar

Dzieci jak towar

Po ośmiu latach zastępcza matka oddała ich z powrotem do domu dziecka Łukasz i Dominika wiedzą o sobie tylko tyle, że mają wspólną mamę. Kto jest ich ojcem i czy jest to ta sama osoba – nie wiadomo. Gdy byli bardzo mali, aktualny przyjaciel matki zrzucił Łukasza ze schodów. Rodzeństwo ciągle było bite i głodzone. W końcu matka oddała je do domu dziecka. Gdy Łukasz miał pięć lat, a Dominika sześć, pojawiła się przed nimi wielka szansa. Zyskali dom – rodzinę zastępczą u Marii i Henryka Z. Bezdzietne małżeństwo – nauczycielka muzyki i górnik – mieszkające w okolicach Tarnowskich Gór w ładnym domku z ogródkiem, miało już jedną adoptowaną córkę, Renatę. Uznali jednak, że jedynaczce przyda się rodzeństwo. Decyzję co do tych dzieci ułatwił też zbieg okoliczności – Maria pochodzi z podkieleckiej miejscowości, gdzie dzieci się urodziły. Nam nie wierzy Łukasz ma teraz 14 lat, ale wygląda na dużo młodszego. Widać, że lubi połobuzować, że poznał życie także od tej zakazanej strony (przyznaje, że pali papierosy, lubi grać na automatach i często znikał z domu, aby być z kolegami, z którymi czasami wdawał się w bójki). 15-letnia Dominika właśnie ukończyła szkołę podstawową. Myślała, że będzie się uczyć w jakiejś szkole średniej, ale teraz – gdy została oddana do pogotowia opiekuńczego – postanowiła zostać cukiernikiem. Jest trochę zbuntowaną i zamkniętą w sobie nastolatką. Podczas rozmowy usilnie próbuje opanować łzy i żal. Oboje zaskakują mnie dojrzałością poglądów, szczerością w ich określaniu. Swoim przybranym rodzicom mają za złe przede wszystkim to, że do ostatniej chwili zwodzili ich, mówili o karze w celu opamiętania, a za plecami rozwiązali w sądzie umowę o rodzinie zastępczej. – Kochamy ich, ale oni traktują nas teraz jak obcych. Tutaj przyjeżdża tylko tata, mama dzwoniła raz. Wszystkiemu jest winna Renata. Podburzała rodziców przeciw nam. Z drobnych, wspominanych wydarzeń widać, że rodzeństwo nie miało łatwego życia u małżeństwa Z. Gdy Łukasz miał siedem lat, postanowił zbierać pieniądze dla mamy na botki. – Zawsze powtarzała, że nie stać jej na buty – opowiada. Podbierał więc pieniądze, np. nie oddawał reszty z zakupów. Pewnego dnia mama znalazła długo chomikowane oszczędności i uznała, że dzieci kradły je, aby kupić sobie papierosy albo inną zakazaną rzecz. Na nic zdały się tłumaczenia. Od tego czasu były kontrolowane. – Doszło nawet do tego, że gdy po kolacji chcieliśmy sobie jeszcze coś przegryźć, mama mówiła, że kradniemy jedzenie. Nie wolno było nam korzystać z telefonu, nie dostawaliśmy pieniędzy na gazety, czy słodycze. Dopiero od niedawna przyznano nam kieszonkowe – 10 zł miesięcznie, podczas gdy Renata dostawała 50 zł. Dzieci dowiedziały się, że będą oddane z powrotem do sierocińca w niedzielę, po mszy. Dominika wybiegła z domu, ale potem wróciła, bo miała nadzieję, że przekona mamę do zmiany zdania. Łukasz się załamał. Poszedł do starych bunkrów, które czasami służyły jemu i kolegom za plac zabaw i chciał się zabić. Nikt go nie szukał. Wrócił dopiero rano, ale rodzice byli niewzruszeni. Wystąpili na drogę sądową o rozwiązanie rodziny zastępczej. – Próbowaliśmy już wcześniej się zmienić, dostosować, ale wszystko było źle. Chociaż od pewnego czasu mama mówiła, że nas adoptuje, tak jak Renatę. Zbierała jakieś dokumenty. Teraz się okazuje, że przygotowywała je po to, aby nas oddać. Do zwrotu Przybrani rodzice Łukasza i Dominiki nie chcą ze mną rozmawiać. Jedynie przez telefon pani Maria mówi, że była to niełatwa decyzja, że nosili się z tym zamiarem od dłuższego czasu. Starsza córka w pełni spełniła ich oczekiwania jako dziecko. Tych dwoje – niestety, nie. Kurator rodzinny, Daniela Feluś, martwi się: – Te dzieci nie powinny teraz znaleźć się w pogotowiu opiekuńczym, zmarnują się tu. Zastępczy rodzice za wszelkie niepowodzenia wychowawcze winą obarczają Łukasza i Dominikę. To tragiczne. Przecież to oni wychowywali ich od małego. Mimo długotrwałych problemów rodzina nie korzystała z porad psychologa, odwiedziła go tylko raz, choć w przypadku rodzin zastępczych taki kontakt powinien być na porządku dziennym. – Gdy dzieci trafiły do pogotowia opiekuńczego, zwróciłam uwagę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 41/2000

Kategorie: Kraj