Dzieci Sulejmana

Dzieci Sulejmana

FLICKR free https://www.statusquo-news.de/frauen-und-kinderrechte-liberale-muslime-fordern-kopftuchverbot-fuer-kinder/

Legalnie, zgodnie z prawem, w Austrii uczy się muzułmańskie dzieci nienawiści do Europy Korespondencja z Dolnej Austrii Dolna Austria, winnice Mostviertel. Małe dziewczynki, w szczelnych zawojach chust, trzymają się razem. Nie chichoczą z chłopakami, nie bawią się na publicznym placu zabaw, nie chodzą na basen. Uczą się nienawiści do Europy. Mają swój internat i opiekunów. Mają też ultrakonserwatywnych nauczycieli religii. Dlatego już dziewięciolatki wiedzą, że „zachodni styl życia” to wymysł szatana. W środku Europy legalnie uczy się muzułmańskie dzieci nienawiści do tej Europy. Turecka islamska organizacja Dzieci Sulejmana dotarła na Zachód za emigrantami ponad 40 lat temu. Przyznaje się do tradycji sufizmu, mistycznej szkoły rozwoju duchowego, choć już w latach 40. XX w. poglądy Süleymana Hilmiego Tunahana, od którego wzięła imię, wydawały się wsteczne, zwłaszcza w obliczu reform Atatürka. – Wyprali mi mózg – przyznaje Deniz, austriacki Turek, „dziecko Sulejmana”. – Poznałem tam wykrzywiony obraz świata: mam unikać kobiet, Zachód to wróg, Żydzi są źli. Opowiada swoją historię, by przestrzec dzieci i rodziców przed ośrodkami prowadzonymi przez organizację. Jako ośmiolatek trafił w latach 90. do męskiego internatu Dzieci Sulejmana w Kematen nad Ybbs, miejscowości z 2,6 tys. dusz, 140 km od Wiednia. Razem z czterdziestką chłopaków w wieku 7-16 lat dzielił sypialnię, stołówkę, salę modlitw i czytania Koranu. Pobudka do pierwszej modlitwy o świcie, potem nauka sur Koranu na pamięć i czytania po arabsku, dopiero później śniadanie. Praktyką jest, że hodża, islamski nauczyciel religii, przyjeżdża z odległego zakątka Turcji z niewielką wiedzą o życiu na Zachodzie. Nie rozumie chłopaków, którzy już wyrośli w Austrii czy Niemczech. Część uczniów nie wytrzymuje i zwiewa. Kiedy internat dla chłopców był w Kematen (obecnie jest w Styrii), maszerowali nawet 50 km do domu. Rodzice odsyłali ich z powrotem do ośrodka. Do południa chodzili do wiejskiej szkoły, razem z dziewczętami, zgodnie z austriackim prawem, po południu wracali w internacie do modlitw. Kontakt z płcią przeciwną był surowo zabroniony. Spotykali się najwyżej przypadkowo – sam widok dziewczynek, np. na spacerze, był czymś nieczystym, tak uczył hodża. Uciekali więc od nich. Deniz dowiedział się też, że świętowanie urodzin jest haram, zabronione przez religię. I że młodzi ludzie nie mogą pytać, wątpić. Kto wątpi, już jest niewiernym, mawiał hodża. – Nie mogliśmy stawiać pytań, bo według niego przestawaliśmy być muzułmanami. Kto się buntował, nie poddawał, był karany. Pamiętam, jak starzy mężczyźni z organizacji wyzywali pewnego chłopaka, który odwoływał się w rozmowie tylko do sur Koranu, pomijając Sunnę. Dla Dzieci Sulejmana sunny obok świętej księgi mają ogromne znaczenie – dodaje Deniz. Podobnie jak przestrzeganie szarijatu. Wszystko musi być halal – W weekendy przyjeżdżały dzieci w wieku przedszkolnym i zostawały, bo nigdy nie jest zbyt wcześnie, by nauczać islamu, to także nam powtarzano – mówi gorzko Deniz. Rodzice nie mają czasu, pracują, prowadzą często życie w muzułmańskiej diasporze, nie zbliżając się do państwa, w którym żyją. Boją się, że świat chrześcijański wypaczy im potomków, więc posyłają ich do surowego internatu z wychowaniem religijnym. Zwłaszcza dziewczynki. Internat nad Ybbs dziś jest tylko dla dziewcząt. Wygląda jak nieczynny pensjonat. Oddzielne wejścia dla mężczyzn i kobiet, na ścianie automat z gumami do żucia. Obok stosy drzewa, taczki. W środku trzy pokoje z piętrowymi łóżkami dla 24 dziewcząt; sala telewizyjna. – W określonych godzinach mogą oglądać telewizję, wybrane programy – zaznacza obecny hodża, ojciec dwóch nastolatek, które pomagają mu w internacie. Mowy nie ma o komputerach, internecie, telefonach komórkowych. Żadnych wizerunków idoli, plakatów na ścianach, kolorów. Jasno, świeżo, chłodno. W pokoju do nauki religii na dywanie dziewczęta studiują Koran. Czy raczej uczą się go na pamięć, bo nie znają arabskiego, a księga tylko w tym języku jest święta. Jadalnia, kuchnia – tu także można podpaść. Wszystko musi być halal. Jeśli któraś kupi sobie i zje coś „nieczystego”, musi przez 40 dni oczyszczać się z tego grzechu, by móc znowu uczyć się religii, tłumaczy hodża. Żadnych wyjść, żadnych kontaktów z chłopcami. Porządku pilnują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2017, 2017

Kategorie: Świat