Dzieciak z kałasznikowem

Dzieciak z kałasznikowem

Na świecie walczy 300 tys. małoletnich żołnierzy Chłopcy narażają życie na froncie, jako saperzy wśród pól minowych czy jako żywe tarcze. Dziewczęta walczą z bronią w ręku i służą w wojskowych obozach jako seksualne niewolnice. W międzynarodowych konfliktach przelewa krew na pierwszej linii frontu 300 tys. nieletnich żołnierzy, z których najmłodsi mają zaledwie 7 lat. Ogółem pod bronią pozostaje na świecie pół miliona dzieci i młodocianych. „Każde dziecko z kałasznikowem, nawet bardzo małe, jeśli tylko potrafi udźwignąć karabin, staje się skutecznym zabójcą”, powiedziała Judith Arenas, rzeczniczka organizacji humanitarnej Coalition to Stop the Use of Child Soldiers. Obecnie dla nieletnich żołnierzy zaświtała nadzieja. Po wielu miesiącach wszedł wreszcie w życie dodatkowy protokół Konwencji Praw Dziecka ONZ. Zabrania on przymusowego rekrutowania w szeregi młodocianych do 17. roku życia włącznie. Na ochotnika mogą wstępować do wojska 16-latkowie, jednak protokół przewiduje, że młodociani poniżej 18. roku nie mogą brać udziału w bezpośrednich działaniach zbrojnych. „Wszystkie rządy i organizacje zbrojne powinny zwolnić dziecięcych żołnierzy, których już zaciągnięto do wojska. Dzieci nie mogą walczyć w wojnach dorosłych”, powiedziała komisarz ONZ ds. praw człowieka, Mary Robinson, podczas ceremonii w Genewie. Na interwencję ONZ był już najwyższy czas. Z roku na rok wzrasta liczba nieletnich w wojskowych mundurach. Jeszcze przed czterema laty służyli w armiach rządowych lub siłach zbrojnych rebeliantów w 30 państwach. Obecnie takich krajów jest 41. Kilka konfliktów w Ameryce Łacińskiej czy na Bliskim Wschodzie wprawdzie wygasło i dzieci-żołnierze mogły powrócić do domów, za to aż 120 tysięcy walczy w państwach afrykańskich. Smutny rekord pobiła Birma. W siłach zbrojnych tego dalekowschodniego kraju oraz w oddziałach partyzanckich, atakujących wojska rządowe, naliczono aż 50 tys. małoletnich kombatantów. W 2000 r. świat wprawiła w zdumienie wieść, że na czele opozycyjnej Armii Boga w Birmie stoją 12-letni bliźniacy, Luther i Johnny Htoo z ludu Karenów. Otoczeni przez wojska Birmy i Tajlandii rebelianci z Armii Boga zawładnęli tajskim szpitalem i wzięli zakładników, zostali jednak bezlitośnie zmasakrowani przez wojska rządowe. Luther i Johnny, którym podkomendni przypisywali magiczne właściwości, ostatecznie poddali się, zostali ułaskawieni i wrócili do rodziców. Niedobitki ich ugrupowania, złożonego z kilkunastoletnich bojowników, ukrywają się w dżungli. Afgańscy talibowie, żołnierze Sojuszu Północnego, a obecnie rozmaici „panowie wojny”, którzy, pozornie uznając zwierzchność władz w Kabulu, podzielili między siebie Afganistan, a także powstańcy z Papui-Nowej Gwinei czy muzułmańscy terroryści na Filipinach nie mieli skrupułów, jeśli chodzi o rekrutację „bojowników”, którzy powinni siedzieć w szkolnych ławkach. Maoistowcy rebelianci w Nepalu prowadzący właśnie ofensywę przeciwko wojskom rządowym uważają za najlepszych żołnierzy 16-letnich chłopców. W Europie 14-latkowie ginęli, walcząc w szeregach albańskich rebeliantów w Macedonii. Nawet dzieci mieszkających w Szwecji Kurdów nie są bezpieczne. Przybywają do nich werbownicy z Kurdystanu, namawiając do podjęcia walki o „wyzwolenie ojczyzny spod tureckiego jarzma”, czyli przyłączenia się do nielicznych już oddziałów separatystów kurdyjskich. „Dzieci są szczególnie cenione jako żołnierze, zwłaszcza w działaniach partyzanckich. Łatwo dają się zastraszyć, a więc są posłuszne. Małe i ruchliwe, potrafią dotrzeć do miejsc niedostępnych dla dorosłego kombatanta”, głosi raport organizacji Coalition to Stop the Use of Child Soldiers. Małoletni uczestniczący w konfliktach zbrojnych często żyją krótko. „Policjanci złapali mnie na ulicy i zabrali do koszar. Dali mi mundur, chociaż miałem zaledwie 15 lat. Zostałem wysłany na wojnę”, wspomina 17-letni obecnie Etiopczyk Mahommet. Konflikt graniczny między Etiopią a Erytreą przypominał masakry I wojny światowej – tysiące osób ginęły w daremnych szturmach na wrogie okopy. „Było bardzo źle. Wysłali nas, 15- i 16-latków na pierwszą linię, podczas gdy regularne oddziały wycofały się. Było nas 40. Walczyliśmy przez 24 godziny. Kiedy zobaczyłem, że tylko trzech moich przyjaciół jeszcze żyje, uciekłem”, opowiada Mahommet, który woli nie podawać swego nazwiska. Walczący o stworzenie własnego państwa na północy Sri Lanki separatyści z ugrupowania Tamilskie Tygrysy utworzyli specjalny batalion z dziewcząt i chłopców, z których najmłodsi mają zaledwie 10 lat. Część tych małych Tygrysów, „poświęciła życie dla sprawy” jako żołnierze-samobójcy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Świat