Dziedzictwo świętego

Dziedzictwo świętego

Niewygodna prawda o pontyfikacie Jana Pawła II Jan Paweł II nie jest już w Polsce wyjęty spod krytyki. Ale kontestuje się głównie jego filozofię (że nieoryginalna bądź niedopracowana) oraz stosunek do seksualności (że antykobiecy i homofobiczny). Oczywiście to krytyka powierzchowna i trudno nie przyznać racji prof. Karolowi Tarnowskiemu, który w wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” (1-2 sierpnia 2015 r.) radzi wrócić do papieskich encyklik i „myśleć trochę”. Niestety, tym, co Jan Paweł II pozostawił przeciętnemu polskiemu wiernemu, nie są encykliki, których się nie czyta, etyka seksualna, której się nie przestrzega, ani dialog międzyreligijny, który w kraju jednolicie katolickim nie jest interesujący, ale przede wszystkim pielgrzymki do ojczyzny i słowa wtedy wypowiadane, a także ogólne wskazówki płynące do Polski z Watykanu. A tutaj sygnały, które powinny niepokoić, pojawiały się od początku pontyfikatu. Tyle że byliśmy na nie głusi. Polak katolik Adresatem papieskich pielgrzymek był zarówno Lud Boży, jak i ogół Polaków, a więc i katolicy, i ludzie pozostający poza Kościołem. Jednak dysproporcja między obiema grupami spowodowała, że przeżywanie polskości stało się odtąd możliwe – silniej niż kiedykolwiek w przeszłości – tylko w związku z religią katolicką obrządku rzymskiego. Co z tego, że Jan Paweł II był przez wiele lat najbardziej chyba ekumenicznym papieżem w dziejach, że mówił o „dwóch płucach Europy”, dialogował z żydami i organizował w Asyżu wieloreligijne spotkania modlitewne? Co z tego, że ten Polak urodzony w kamienicy żydowskiej, wychowany w przedwojennym państwie wielu narodów, religii i kultur, oczytany w polskiej literaturze, zwłaszcza romantycznej, nadawał polskiemu doświadczeniu wymiar uniwersalny i zdawał się uznawać zbitkę Polak katolik za niezgodną z polską tradycją? W powojennej Polsce jednego narodu, jednej religii i jednego obrządku cała ta wielobarwność polskiego dziedzictwa, raz już zdeptana przez komunistów, została – na przekór komunistom – ubrana w szaty już tylko rzymskokatolickie, a po roku 1978 dodatkowo przytłoczona najwyższą kościelną godnością i niezwykłą osobowością polskiego papieża. A warto zauważyć i to, że deklaracje ekumenizmu, odwołania do chrześcijańskiej Słowiańszczyzny, encykliki Slavorum apostoli czy Redemptoris Mater bądź list apostolski Euntes in mundum pojawiały się głównie w pierwszym dziesięcioleciu pontyfikatu. Potem nastąpił odwrót i – w roku 2000 – deklaracja Dominus Iesus. Wróciła surowa ortodoksja. Na rezultaty nie trzeba było czekać. Dzisiejszy przekaz polskich mediów i szkoły mówi już niemal wyłącznie o przeszłości katolickiej. To, co niekatolickie, jest spychane w niebyt, marginalizowane, instrumentalizowane i zamazywane, a rolę katolicyzmu w Polsce ukazuje się wyłącznie afirmatywnie. Pamiętam, jak przed paru laty na pewnej konferencji burmistrz Łaska, mówiąc o historii swojego miasta, nieustannie wracał do jednej tylko postaci, XVI-wiecznego prymasa Jana Łaskiego. A przecież w tym samym stuleciu żył inny Jan Łaski, reformator religijny, o ileż bardziej znany w Europie od polskiego prymasa. Czyżby więc tradycja miasta Łask nie obejmowała ludzi spoza Kościoła katolickiego? A czy – pytajmy dalej – w takim mieście jak Pińczów coś poza gmachem drukarni ariańskiej przypomina o promieniującym na cały kraj ośrodku reformacji? I czy obecny wygląd Przemyśla, Chełma lub Drohiczyna jest w stanie uświadomić przeszłość inną od katolicyzmu? Dziś uroczystości publiczne w Polsce nie mogą się obyć bez oprawy katolickiej – niemal każda zaczyna się mszą. Co mają wtedy robić, gdzie się udać ludzie pozostający poza Kościołem? Czy Rzeczpospolita stanowi rzeczywiście wspólnotę obywateli? Jerzy Buzek jest luteraninem, ale jako premier zdecydował się nie eksponować swojej wiary i nawet mówił o papieżu Ojciec Święty. Zgrzeszył małością, zgoda, lecz przecież robił to w trosce o polską wspólnotę, która – jak po raz kolejny było widać – nie mogła być inna niż katolicka. Tak oto dziedzictwo Rzeczypospolitej Wielu Narodów jest dziś niszczone przez polski Kościół oraz gorliwie mu sekundujące polskie samorządy i polskie państwo. A to nam zrobił – przynajmniej w znacznej mierze – Jan Paweł II. Choćby mimowolnie. Ale jego wpływ był nie tylko bierny. O ile bowiem jego homilie wygłaszane w PRL upominały się o wolność Kościoła, narodu i jednostki, to po roku 1989, gdy wszystkie te wolności stały się faktem, wolność jednostki zaczęła już być podejrzana. Papieska pielgrzymka w roku 1991, zamiast stać się katechezą wolności, okazała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 48/2016

Kategorie: Opinie