Czy zagraniczni ochotnicy islamscy wzniecą w Iraku świętą wojnę? W Iraku doszło do serii szokujących zamachów bombowych. W ciągu 24 godzin w wyniku potężnych eksplozji zginęło ponad sto osób. Amerykańscy wojskowi przypuszczają, że te samobójcze ataki były dziełem Al Kaidy. 11 lutego o godzinie 7.25 ponad 300 młodych mężczyzn czekało przed centrum rekrutacyjnym do nowej armii irackiej w Bagdadzie. Ochotnicy chcieli zostać żołnierzami, aby zdobyć środki do życia w wyniszczonym przez dyktaturę i wojnę kraju. Niektórzy, już przyjęci do wojska, mieli pojechać na szkolenie do Jordanii, nieśli więc bagaże. Nagle pojawił się biały samochód, oldsmobile cutlass sierra, który wolno toczył się w kierunku bramy. W pewnej chwili pojazd przyspieszył, przejechał kilku poborowych i zniknął w oślepiającej kuli ognia i dymu. Powietrze rozdarł ogłuszający huk, zatrzęsła się ziemia, szczątki porozrywanych ciał spadały jak upiorny deszcz. „Ludzie zostali wyrzuceni w powietrze. Znajdowaliśmy fragmenty zwłok na wierzchołkach palm 300 m od bramy”, opowiadał szef dzielnicowych służb medycznych, Mohammad Nadż. Eksplozja umieszczonego w samochodzie materiału wybuchowego oraz granatów artyleryjskich spowodowała przerażającą krwawą łaźnię – 47 osób straciło życie, a kilkadziesiąt zostało rannych. Dzień wcześniej do podobnego zamachu doszło w mieście Iskandirija, 40 km na południe od Bagdadu. Bomba umieszczona w samochodzie prowadzonym przez samobójcę fanatyka wybuchła przed siedzibą policji, zabijając ponad 50 osób, w tym wielu kandydatów do nowych sił bezpieczeństwa Iraku. Ogółem od początku bieżącego roku nad Eufratem i Tygrysem przeprowadzono dziewięć zamachów z użyciem bomb w samochodach. Ataki te pochłonęły prawie 250 ofiar śmiertelnych. Do prawdziwej masakry doszło 1 lutego w Irbilu w irackim Kurdystanie. Dwaj terroryści samobójcy wysadzili się w powietrze podczas uroczystości zorganizowanych przez główne ugrupowania kurdyjskie. Straciło wtedy życie co najmniej 108 osób – zamachy unicestwiły znaczną część kurdyjskiej elity politycznej. Powstańcy w Iraku zmienili taktykę. Z ich rąk wciąż giną żołnierze Stanów Zjednoczonych, jednak najgroźniejsze ataki organizowane są przeciwko „kolaborantom”, czyli Irakijczykom współpracującym z proamerykańskimi władzami w Bagdadzie. Zabójcy uśmiercają dziennikarzy, naukowców, lekarzy, artystów, a przede wszystkim żołnierzy i policjantów. Od 9 kwietnia ub.r., kiedy obalony został reżim Saddama Husajna, zginęło w Iraku około 620 stróżów prawa. Amerykański generał Mark Kimmit podczas konferencji prasowej sugerował, że ostatnie spektakularne zamachy w Bagdadzie mogły być dziełem zagranicznych bojowników islamskich i noszą piętno Al Kaidy. Przed rozpoczęciem wojny z Irakiem politycy z Waszyngtonu głosili, że dyktatura Saddama Husajna wspomaga międzynarodowy terroryzm i wchodzi w konszachty z organizacją bin Ladena. Na skutek tej intensywnej propagandy większość obywateli USA wierzyła, że tyran z Bagdadu maczał palce w zamachach na Amerykę z 11 września 2001 r. Administracja Busha mogła więc przedstawić inwazję na Irak jako część globalnej wojny z terroryzmem. W rzeczywistości Saddam, stojący na czele sekularystycznego reżimu partii Baas, bał się fanatycznych derwiszów świętej wojny. Służby specjalne reżimu tępiły fundamentalistów islamskich, obserwowały też w Afganistanie Al Kaidę, czyli Bazę, na której czele stał (stoi?) Osama bin Laden. Ale organizację tę usiłowały również inwigilować – z miernym skutkiem – tajne służby wielu innych państw. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy Amerykanie oraz ich sojusznicy obalili dyktaturę Husajna i rozpoczęli okupację kraju nad Tygrysem. Wielu ekspertów, jak Jason Burke, publicysta brytyjskiego dziennika „The Observer”, doszło do wniosku, że wojna w Iraku stworzyła nowy teatr świętej wojny, a może nawet zapowiadanego przez politologów konfliktu cywilizacji. „Bin Laden powtarzał przez lata, że pragnie walczyć z armią USA. A teraz mamy 141 tys. amerykańskich i 11 tys. brytyjskich żołnierzy, siedzących w kraju pełnym broni, mającym dziurawe granice, otoczonym przez państwa, w których narodził się cały ruch dżihadu”, pisał Burke. Nic dziwnego, że do Iraku zaczęli spieszyć islamscy ochotnicy, spragnieni męczeństwa w walce z niewiernymi – Syryjczycy, Saudyjczycy, Jemeńczycy, młodzież z krajów Maghrebu, a nawet muzułmanie z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Tych ostatnich jest jednak tylko garstka – sprowadzenie bojownika z Europy do Mezopotamii kosztuje kilka tysięcy dolarów. Za te pieniądze dowódcy partyzantki wolą
Tagi:
Krzysztof Kęciek









