Edukacja seksualna po polsku

Edukacja seksualna po polsku

young couple in love, walks, hugs, kisses, happy couple of teenagers.

Nuda, tradycja, homofobia i śmieszne koty Nie zgadzam się i nigdy nie pozwolę na agresywną seksualizację dzieci – krzyczał prezydent Andrzej Duda w trakcie kampanii wyborczej kilkanaście dni temu. Et voilà, panie prezydencie. Moja rozmowa z uczennicą I klasy liceum w jednym z największych polskich miast: – Macie w szkole wychowanie do życia w rodzinie? – Tak, ale już nie chodzę. – Dlaczego? – Bo niczego nowego się nie dowiaduję. Zajęcia w mojej obecnej szkole (Dorota zmieniła liceum w połowie roku) prowadzi pani od biologii. W poprzedniej szkole w ogóle ich nie było. Tu mamy ten przedmiot tylko dlatego, że dyrektor jest niepisowski. Ale nie chodzę, bo co roku przekazują nam te same informacje – rzeczy, które praktycznie każdy wie. – Jakie na przykład? – Ile trwa miesiączka, jaką odpowiedzialnością jest założenie rodziny itd. W ogóle przez całą szkołę tylko w VIII klasie miałam ciekawe zajęcia. Mieliśmy lekcje o antykoncepcji i chorobach wenerycznych. To był jedyny raz, kiedy ktoś nas potraktował poważnie. – Teraz pani nie chce z wami gadać na takie tematy? – Może by chciała, ale zainteresowanie tymi lekcjami nie jest zbyt duże. – Próbowała chociaż? Pytała was, o czym chcecie rozmawiać? – Raczej nie. WDŻ prowadzi pani od biologii, a biologia ma formę wykładu, więc WDŻ też tak wygląda. – Były jakieś rozmowy o seksie? – O seksie w ogóle nic nie mieliśmy. – Jak to? W ogóle? – Jedyną rzeczą, jaką kiedykolwiek usłyszałam w szkole na ten temat, było: „Do zapłodnienia dochodzi wskutek intymnego zbliżenia”. Mogę więc powiedzieć, że pod tym względem wychowała mnie nie szkoła, lecz Anja Rubik. Jej książka „#sexedpl. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie” (wysoko oceniana przez edukatorów seksualnych, zawierająca wiele odpowiedzi na nurtujące młodzież pytania – przyp. red.) naprawdę bardzo mi pomogła. Statystyk dotyczących uczestnictwa uczniów w nieobowiązkowych lekcjach wychowania do życia w rodzinie nikt nie prowadzi. Nie wiemy więc, jaka jest skala absencji i braku jakiejkolwiek, nawet mocno konserwatywnie zorientowanej, „edukacji seksualnej”. Cudzysłów stąd, że choćby w podstawie programowej dla klas IV-VIII słowo seks nie pojawia się ani razu (pojawia się natomiast cyberseks, w kontekście zagrożenia). Totalna porażka Poniżej garść wypowiedzi rodziców, zapytanych na ogólnopolskiej grupie rodzicielskiej, jak wygląda WDŻ w szkołach ich dzieci. Tematyka grupy nie skupia się wokół żadnego określonego światopoglądu. Cytuję opinie, które dominują. Marta: – U mojego syna w szkole lekcje WDŻ to totalna porażka. Prowadzi je pan od polskiego. Ów pan odwala swoje godziny i idzie do domu. Napisałam „odwala”, bo inaczej tego nazwać nie mogę. Niczego, kompletnie niczego mój syn na WDŻ nie usłyszał na temat związany z planowaniem rodziny, seksualnością, antykoncepcją. Zna za to wszystkie filmiki na YouTubie o śmiesznych kotach, bo właśnie tym zajmują się uczniowie na zajęciach. Ale większość dzieci i tak chodzi, bo mogą złapać za to dodatkowe punkty. Krystyna: – Dramatycznie to wygląda. Po pierwszej lekcji, na której córka usłyszała, że małżeństwo jest w życiu najważniejsze, rozwód to największe zło, a kto na WDŻ nie będzie chodził, na bank się rozwiedzie, zgodnie postanowiłyśmy, że te zajęcia to nie miejsce dla niej. Justyna: – W VI klasie WDŻ prowadziła pani od historii, bardzo konserwatywna. Dużo było więc o stereotypowej roli kobiety (wiadomo: dom, dzieci, gary) i mężczyzny (praca). Po pierwszych takich zajęciach syn przestał chodzić. Sam stwierdził, że pani gada, jakby z choinki się urwała, i on tego słuchać nie chce, bo się z tym nie zgadza. Agnieszka: – Moje dzieci też nie chciały chodzić. Zajęcia były nudne, na pytania nauczyciele krępowali się odpowiadać. Na pytanie: „Jak rozładować napięcie seksualne, kiedy nie ma się partnera?”, padła odpowiedź, że trzeba uprawiać sport. Najlepiej biegać. Moje dziecko zapytało wtedy: „No ale ile można biegać?”. Monika: – W gimnazjum, gdy prowadząca WDŻ pani od biologii powiedziała, że homoseksualizm jest chorobą, uczniowie przestali chodzić. W VI klasie podstawówki, gdy edukatorka pokazała uczniom prezerwatywę, jacyś rodzice pobiegli do dyrekcji z protestem. Barbara: – Pierwsza nauczycielka to była totalna porażka. Homofobka, która przekazywała dzieciom swoje poglądy. Oj, długo musiałam potem młodej prostować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 30/2020

Kategorie: Kraj