Egady – klęska Kartaginy

Egady – klęska Kartaginy

Na zachód od Sycylii znaleziono spiżowy taran starożytnego okrętu

Była to ostatnia bitwa I wojny punickiej. 10 marca 241 r. p.n.e. koło Wysp Egackich na zachód od Sycylii rzymskie okręty rozgromiły flotę Kartaginy. Punijczycy ponieśli dotkliwe straty i musieli przyjąć ciężkie warunki pokojowe. Ślady tej dramatycznej batalii do dziś odnajdują archeolodzy.
Niedawno Sebastiano Tusa, dyrektor morskiego departamentu Sycylii, poinformował o sensacyjnym odkryciu. Z głębokości 70 m automatyczny batyskaf podniósł spiżowy taran starożytnego okrętu, prawdopodobnie rzymskiego. Taran umieszczony na dziobie na wysokości linii wodnej, miał dziurawić burty nieprzyjacielskich statków. Rzymianie nazywali go rostrum. „To zaledwie piąte rostrum odnalezione na świecie do tej pory”, oświadczył zadowolony dyr. Tusa. Dwa spośród tych antycznych taranów znajdują się na Sycylii. W 2004 r. koło Trapani (w zachodniej części wyspy, starożytna Drepana) rybacy wyłowili z morza inne rostrum, a wydział policji odpowiedzialny za kontrolę dzieł sztuki szybko przejął znalezisko. Jak się wydaje, oba tarany to świadectwa bitwy koło Wysp Egackich, rozstrzygającego starcia I wojny punickiej.
Był to z pewnością najdłuższy i być może najkrwawszy konflikt starożytnego świata, toczony nieprzerwanie w latach 264-241 p.n.e. Rzymianie, naród zdobywców, rzucili wyzwanie Kartaginie, potężnemu państwu założonemu na terenie dzisiejszej Tunezji przez Fenicjan. Z pewnością to potomkowie Romulusa ponoszą odpowiedzialność za tę wieloletnią masakrę. Drzwi świątyni boga Janusa w Rzymie zamykano na znak panującego pokoju zaledwie kilka razy w ciągu stulecia. Po ujarzmieniu prawie całej Italii Rzymianie dysponowali ogromnymi zasobami materiałowymi oraz ludzkimi i niestraszny im był żaden przeciwnik. Na Półwyspie Apenińskim nie mieli już godnego uwagi wroga, życia zaś bez szczęku broni, łupów i rzezi nie mogli sobie wyobrazić. Zwrócili więc wzrok ku Sycylii, wyspie bogatej i ludnej, którą podzielili między siebie Kartagińczycy (na zachodzie) i Grecy. Traktat zawarty w Kart Hadaszt (Nowe Miasto, tak brzmi fenicka nazwa Kartaginy) nakazywał Rzymianom, aby trzymali się z daleka od Sycylii, ale ci (i nie tylko oni!)

mieli uroczy obyczaj

zapominania o układach, gdy te utrudniały im podboje. Przeprawili się zatem na Sycylię, jakoby w obronie Mamertynów, kampańskich najemnych żołnierzy i bezlitosnych grabieżców, którzy zagnieździli się w mieście Messana. Mamertynów usiłował poskromić Hieron, grecki władca Syrakuz. Kiedy Rzymianie wylądowali na wyspie, Hellenowie i Kartagińczycy zadrżeli. Oba te ludy niekiedy toczyły ze sobą wojny, ale znały się dobrze – wywodziły się przecież z tego samego kręgu cywilizacji helleńskiej. Rzymianie na Sycylii wydali im się bestiami z Hadesu, groźnymi, nieokrzesanymi barbarzyńcami.
Hieron zawarł więc antyrzymskie przymierze z Kartaginą, dawną przeciwniczką Hellenów. Przewaga liczebna Rzymian była jednak miażdżąca. Kiedy oblegli Syrakuzy, grecki król nolens volens przeszedł na ich stronę, aby zachować swe państewko. Kartagińczycy byli gotowi do kompromisowego pokoju, lecz stało się jasne, że intruzi z Italii chcą całej wyspy, a na takie ustępstwo możni z Kart Hadaszt nie byli gotowi. Rzymianie szybko zrozumieli, że bez floty nie zdobędą potężnych twierdz punickich (Poenus, Punijczyk to po łacinie Fenicjanin). Byli jednak narodem szczurów lądowych. Jak twierdzi grecki dziejopis Polibiusz z Megalopolis, okręty do przeprawy na Sycylię „pożyczyli” (czytaj: „skonfiskowali”) w podległych miastach helleńskich w południowej Italii. Ale Rzymianom nie brakowało zasobów i energii. Błyskawicznie zbudowali flotę 20 trier, czyli trójrzędowców i 100 potężnych penter – pięciorzędowców. Nie znaczy to, że te galery miały pięć rzędów wioseł – sprawne wiosłowanie w takim układzie nie byłoby możliwe. Być może jedno wiosło obsługiwało aż pięciu ludzi albo też wiosło na dolnym pokładzie – dwóch, na górnym zaś – trzech. Historycy do dziś nie są w tej materii zgodni. Nie ulega jednak wątpliwości, że pentery były wielkie – w cuchnącym i gorącym wnętrzu statku można było „upchnąć” aż 300 wioślarzy. Do tego dochodziło 30 żeglarzy i sterników oraz żołnierze „piechoty morskiej”. Według Polibiusza, tych ostatnich było aż 120. Dodajmy, że zapewne tylko na okrętach rzymskich, wyraźnie słabsza Kartagina nie miała aż tylu zbrojnych. Okręty rzymskie były jednak powolnymi łajbami. Rzymianom

brakowało żeglarskiego kunsztu,

więc w pierwszej bitwie koło Wysp Liparyjskich ponieśli porażkę. Wkrótce potem wpadli na pomysł zarazem genialny i prymitywny, niegodny prawdziwego marynarza – zamienili bitwę morską w lądową. Na dziobach swych korabiów umieścili słynne corvi, czyli kruki, ruchome i obrotowe drewniane pomosty bojowe długości ok. 12 m, zaopatrzone na końcu w żelazne haki lub ostrogi. Kiedy taki kruk zahaczył nieprzyjacielski statek, żołnierze rzymscy wdzierali się na pokład i unicestwiali przeciwnika samą przewagą liczebną. Oczywiście Kartagińczycy mogliby łatwo skopiować corvi, lecz nie zrobili tego z dwóch powodów – nie mieli tylu żołnierzy co Rzymianie, ponadto pomosty czyniły okręt powolnym oraz niestabilnym podczas burzy.
Dzięki nowej taktyce – abordażu, nie tradycyjnego taranowania – Rzymianie odnieśli morskie zwycięstwa pod Mylai (260 p.n.e.) i cztery lata później pod Eknomos. Ta ostatnia wiktoria otworzyła im drogę do punickiej Afryki. Armia inwazyjna konsula Marka Regulusa początkowo odnosiła sukcesy, w końcu jednak została wycięta w pień przez wojsko punickie, którego impet uderzenia wzmocniły liczne słonie bojowe.
Sztormy wielokrotnie posyłały na dno rzymską flotę. Obciążone krukami pięciorzędowce na wzburzonym morzu szły na dno jak kamienie. W końcu Rzymianie zrezygnowali z użycia pomostów, ale początkowo niewiele to pomogło. W 249 r. niespodziewanie ponieśli klęskę w morskiej batalii w porcie Drepany – ruchliwe okręty fenickie okazały się skuteczniejsze. W tym samym roku ogromna armada prawie 800 rzymskich statków przewozowych i 120 wojennych została unicestwiona przez huragan koło Kamariny. Dziesiątki tysięcy ludzi zginęło w rozszalałych odmętach. Nawet ogromne zasoby nadtybrzańskiej Republiki były wyczerpane. Zniechęcony senat Rzymu postanowił, że należy wycofać się z morza. Bez floty Rzymianie nie mogli jednak marzyć o zdobyciu punickich twierdz Lilybaion (obecnie Marsala) i Drepany, których uporczywie bronił Hamilkar Barkas, czyli Piorun, ojciec przesławnego Hannibala, zwycięzcy spod Kann. Piorun ze swymi najemnikami ufortyfikował się na górze Eryks, skąd nagłymi wypadami czynił wiele szkód nieprzyjaciołom. Wydawało się, że nadtybrzańska Republika będzie musiała ułożyć się z Punijczykami i zrezygnować z zawojowania całej Sycylii. Ale niezłomni Rzymianie zdobyli się

na ostatni wysiłek.

Skarbiec publiczny był pusty, toteż flotę 200 śmigłych penter wystawili własnym kosztem zamożni obywatele – państwo miało zwrócić im pieniądze tylko w przypadku zwycięstwa. Podobno okręty zbudowano na wzór najszybszego kartagińskiego pięciorzędowca, który Rzymianie zdobyli pod Lilybaion. W 242 r. p.n.e. ku zaskoczeniu Kartagińczyków nadpłynęła wielka flota rzymska pod wodzą konsula Lutacjusza Katulusa, któremu pomagał pretor Waleriusz Falto (jak to zwykle bywa, po bitwie obaj mężowie pokłócili się, komu należy się chwała za zwycięstwo). Lutacjusz błyskawicznie zdobył porty Drepany oraz Lilybaion i czekał. Wiedział, że bez zaopatrzenia z Kartaginy załogi fortec punickich oraz Eryksu poddadzą się prędzej czy później.
Także Kartagina była zmęczona wojną. Ale kosztem ogromnych wyrzeczeń wystawiła flotę 250 okrętów. Była to jednak zbieranina różnych statków ze zbyt nielicznymi, słabo wyćwiczonymi obsadami. Wrak jednego z tych okrętów odnaleźli podmorscy archeolodzy u wybrzeży zachodniej Sycylii. Od 1974 r. jest on wystawiony w muzeum w Marsali. Była to niewielka jednostka pomocnicza, jej kadłub wykonano z dębiny, a taran ze spiżu. Punickie litery na poszczególnych belkach kadłuba świadczą o tym, że okręty budowano szybko, niejako z prefabrykatów.
Kartagiński admirał Hannon postanowił, że wyruszy wczesną wiosną, kiedy morze jest wciąż burzliwe, rzymskie szczury lądowe zaś nie odważą się wypłynąć na fale. Zapomniał, że jego przeciwnicy nie stosują już pomostów bojowych, a przez lata wojny wiele się nauczyli. Hannon zamierzał wyładować zaopatrzenie dla armii pod Eryksem, zabrać na pokłady doborowych weteranów Hamilkara i dopiero wtedy stoczyć bitwę. Był to plan dobry, lecz przewidywalny. Dlatego Lutacjusz Katulus był gotowy na spotkanie wroga. Kartagińczycy zakotwiczyli koło Wysp Egackich, czekając na pomyślny wiatr, aby wpłynąć do Lilybaion. I wreszcie wicher powiał. Flota punicka pożeglowała ku brzegowi Sycylii. Wódz rzymski krótko wahał się, czy wypłynąć przeciw wiatrowi, w końcu jednak nakazał swoim zostawić maszty oraz żagle na brzegu i chwycić za wiosła. To śmiałe posunięcie zadecydowało o wyniku bitwy i całej wojny. Naprędce zebrane okręty kartagińskie, zapchane zaopatrzeniem, ze słabymi liczebnie, niedoświadczonymi załogami, skazane były na zagładę. Rozstrzygnięcie przyszło bardzo szybko. Ruchliwe pentery rzymskie sprawnie taranowały nieprzyjacielskie korabie. W krótkim czasie 50 punickich statków poszło na dno, a 70 zostało zdobytych. Pozostałe umknęły tylko dlatego, że nagle zmienił się wiatr. Ten świetny triumf Rzymianie opłacili utratą tylko 30 okrętów. Kartagina bezpowrotnie utraciła swą sycylijską prowincję i panowanie na morzu.
Do dziś mieszkańcy Favignany, jednej z Wysp Egackich, opowiadają legendę, że po bitwie fale wyrzuciły na brzeg tysiące zakrwawionych zwłok żeglarzy z Kartaginy. Dlatego ta część wybrzeża zwana jest Cala Rossa, czyli Czerwoną Zatoką.

Wydanie: 2008, 29/2008

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy