Emblemat

Emblemat

The ruff - pair at the shore of lagoon on a mating season in spring

Bataliony są poligamiczne. Samice po spotkaniu z samcami na tokowisku samotnie urządzają gniazdo i bez pomocy opiekują się pisklętami   Leżę na brzuchu u stóp niskiego wzniesienia wyłaniającego się z płaskiej jak stół nadrzecznej łąki. Głowa ciągle zadarta, aż kark boli, ale tylko w takiej pozycji da się zajrzeć w wizjer aparatu. Kryje mnie niski namiot, z którego można fotografować na leżąco. Obiektyw o ogniskowej 500 mm dołączony do aparatu na film zwojowy firmy Kodak jest wycelowany w jedno miejsce na wzgórku. Tkwi tam od paru godzin ciemno upierzony samiec bataliona – prawdopodobnie najsłynniejszego z rzędu ptaków siewkowych. Sławnego, bo wyjątkowego. W okresie wiosennych godów u samców tego osobliwego gatunku, zwanego kiedyś dziwoptakiem, pojawiają się obszerne kołnierze ozdobnych piór, uzupełnionych jeszcze finezyjnymi grzywami. Kiedy te ozdoby wyrosną w pełni, samce zbierają się na tokowiskach i niekiedy zawzięcie się czubią. Stąd nazwy: bojownik albo batalion. Druga nazwa jest o tyle myląca, że odnosi się do liczby żołnierzy w jednostce. Tymczasem bataliony występują nie w batalionach, ale w stadach liczących nawet tysiące osobników. Ten, którego mam właśnie na oku i fotograficznej muszce, jest sam. To prowodyr tokowiska. Przypomina dyrektora firmy, który nie chce opuszczać swojego fotela, czy kapitana statku niechętnie schodzącego z mostka. Gdy inne ptaki po rannych tokach rozlatują się ochoczo po nadrzecznych błotach, by odbudować nadwątlone siły, on nadal pilnuje swojego miejsca na pagórku, będącego podstawą i świadectwem jego wysokiej pozycji. Podobnie zresztą jak czerń piór kołnierza, która wśród batalionów jest wyrazem dominacji (…). Mój skrzydlaty model to stoi, to się kładzie, narażając moją cierpliwość na okrutną próbę. Gdy przychodzę, aby się ukryć, a potem opuszczam czatownię, spłoszony odlatuje, ale wkrótce wraca. W to samo miejsce, które jest teraz dla niego najważniejsze na świecie. (…) Około południa, w czasie ptasiej sjesty, batalion stanął na jednej nodze, schował szydełkowaty dziób w sute pióra kołnierza i przymknął oczy podczas parominutowej drzemki. Ale oto nagle ocknął się, rozejrzał wokół nerwowo jak ktoś, kto nie obudził się na czas, i wreszcie zaczął podskakiwać, mocno bijąc skrzydłami. Teraz czarna postać zaczyna wprost kłuć w oczy bielą, skrzydła bowiem od spodu są całkiem białe. (…) Dzięki kilkuletniemu doświadczeniu wiem już, co to znaczy. Mój tokowik – tak bywa nazywany ptak dominujący na tokowisku: batalion, cietrzew czy inny uczestniczący w zbiorowym tokowaniu – ujrzał nadciągających od strony łąki kamratów. Rzeczywiście, przez pagórek przemyka kilka cieni. Prowodyr podnosi dziób na powitanie, a zaraz wyciąga się cały w górę. Jakby chciał do nich wystartować, ale jednocześnie jakiś niewidzialny klej nie pozwalał mu na oderwanie się od ziemi. Towarzysze jednak nie wylądowali. Może coś ich spłoszyło? Raczej nie mój obiektyw, bo widzą go tu już od wielu dni. Znów spokój, bezruch, drzemka. Ale opadające coraz niżej słońce zapowiada, że jest jeszcze szansa na jakąś scenę, bo lada moment zacznie się ogarniające wszystkie ptaki przedwieczorne ożywienie. Faktycznie – po usypiającej ciszy panującej na łące gdzieś koło drugiej-trzeciej po południu, kiedy można ulec wrażeniu, że żadna skrzydlata istota nie egzystuje ani nie gnieździ się w okolicy, zaczynają z wolna pojękiwać czajki, swoje natrętne, przypominające dźwięk ostrzenia kosy okrzyki rozrzucają w powietrzu rycyki, pobekują bekasy. Wysoko przemykające czaple pokrzykują ochryple i dostojnie, niespiesznie wachlując skrzydłami. I oto koło czarnej ptasiej postaci na pagórku pojawia się druga. Podobna, choć nie taka sama. Też czarna, ale nosząca na kołnierzu kilka białych podłużnych kropel. Ląduje metr od towarzysza. Nie zwracają na siebie zbytnio uwagi, nie biją się. To członkowie stałej załogi tokowiska, dobrze znający się nawzajem, a także znający swoje miejsca w hierarchii, co u tych ptaków przejawia się także zajmowaniem określonego miejsca na arenie toków. Po chwili w moim wizjerze robi się jasno i obok świeżo przybyłego ląduje trzeci uczestnik tokowej gry, z wyglądu będący zaprzeczeniem obu. Jego kołnierz lśni prawie nieskazitelną bielą, zaczesana w tył grzywa też jest częściowo biała i, co znamienne – a mnie dobrze znane dzięki dłuższym obserwacjom –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 26/2023

Kategorie: Zwierzęta