Emerytury po szwedzku

Emerytury po szwedzku

Generalnie zakłada się, że ludzie, którzy przepracowali 46 lat, powinni otrzymywać średnią emeryturę w wysokości 55% pensji Anna Delick Korespondencja ze Sztokholmu W systemie solidarystycznym obecnie pracujący utrzymują dzisiejszych emerytów, mając nadzieję, że ich z kolei będą ze swojej pracy utrzymywać przyszłe pokolenia. System ten zależy od stopy zatrudnienia (w Szwecji dość wysokiej: 64,5%), inflacji (bardzo niskiej w tym państwie: 1,9%), ale przede wszystkim od liczebności kolejnych pokoleń – ktoś musi pracować i płacić składki. Na tym właśnie polega problem Polski – najpierw dokonano latynizacji kraju, budując wyjątkowo bezwzględny model kapitalizmu, w którym ciąża i dziecko obarczone są ogromnym ryzykiem zawodowym, a potem dziwiono się, że młode kobiety przestały rodzić. W Szwecji współczynnik dzietności wynosi 1,77. W bardzo niewielu spośród rozwiniętych krajów świata wynosi on 2,1, co gwarantuje reprodukcję ludności (nawet USA mają tylko 2,05). Podwyższenie szwedzkiego przyrostu spowodowały dwa czynniki: 1) rozwój sieci publicznych żłobków i przedszkoli w latach 70.; 2) wysoki w Szwecji wskaźnik rozwoju społecznego (Human Development Index). (Można dyskutować nad drugim czynnikiem, gdyż istnieją kraje o wysokim standardzie życia – np. Japonia, Austria, Australia, Szwajcaria, Kanada i Korea Południowa – w których przyrost naturalny spadał w ciągu ostatnich 20 lat). Z drugiej strony, zaobserwowano w Szwecji wyraźną tendencję: im wyższe dochody małżeństwa, tym więcej dzieci. Nie trzeba zresztą studiować demografii, aby rozumieć, że gdy w Polsce dwoje młodych ludzi nie ma żadnej szansy na tanie mieszkanie czynszowe, a ciąża i urlop macierzyński mogą skutkować zwolnieniem z pracy, kobiety zrezygnują z dzieci. Obowiązujący w Szwecji od maja 1959 r. do połowy lat 90. system ATP (allmän tilläggspension) miał wiele cech systemu solidarystycznego. Osoby, które nigdy nie pracowały nawet przez godzinę, otrzymywały gwarantowaną przez państwo folkpension (emeryturę ludową), dość niską jak na Szwecję, ale umożliwiającą przeżycie. System ATP został w Riksdagu przyjęty przewagą jednego głosu, gdy Ture Königson z liberalnej Folkpartiet oświadczył, że sumienie nie pozwala mu głosować przeciwko „godziwej emeryturze” dla robotników. Spór o ATP umocnił potęgę szwedzkiej socjaldemokracji w latach 60. Choć pełną emeryturę otrzymywało się po przepracowaniu 40 lat, jej wysokość naliczano na podstawie 15 lat najlepszych zarobków (w nowym systemie emerytalnym o takiej „fanaberii” nikt nawet się nie odważył pomyśleć). System oparty wyłącznie na składkach nazywany jest często w Szwecji „prostą rurą”: ile wleci, tyle wyleci – naturalnie po odciągnięciu opłat manipulacyjnych, pensji maklerów (przeważnie tracących na spekulacjach akcjami) i niewiarygodnych bonusów dyrektorów. Nowy system szwedzki jest dość skomplikowany. Dawną folkpension nazwano garantipension (emeryturą gwarantowaną). O ile jednak w dawnym systemie każdy otrzymywał folkpension plus to, co sobie ewentualnie wypracował, o tyle w nowym systemie osoby z wysoką emeryturą żadnej garantipension nie dostaną. Początki reformy systemu emerytalnego W latach 1990-1994 Szwecja przeżywała poważny kryzys finansowy, spowodowany pośpieszną deregulacją sektora finansowego i znaczną liberalizacją polityki kredytowej. W dodatku nastąpiło to w momencie wyjątkowej prosperity: świetna koniunktura, praktycznie pełne zatrudnienie, wysoka konsumpcja, wielkie zyski szwedzkich koncernów z eksportu i budżet tak stabilny, że dyskutowano nawet nad możliwością wydłużenia okresu urlopowego z pięciu do sześciu tygodni. Deregulacja spowodowała nie tylko napływ zagranicznego pieniądza. Także szwedzkie koncerny zaczęły zakładać własne firmy finansowe i oferować kredyty. Dochodziło do tego, że kasjerkom w supermarketach oferowano milion SEK (111.100 euro) kredytu. Banki – zmuszone do konkurencji z innymi instytucjami finansowymi – porzuciły strategię minimalizacji ryzyka i zaczęły łowić kredytobiorców za każdą cenę (sprzyjał temu system podatkowy, umożliwiający odliczanie czynszu od podatku). Balon został przekłuty 25 września 1990 r., gdy mało znana firma finansowa Nyckeln ogłosiła bankructwo, przyznając się do strat kredytowych rzędu 250 mln SEK (27,7 mln euro). I tak ruszyła lawina – zdarzało się, że jednego dnia bankrutowały dwie-trzy firmy finansowe. Za ten kryzys Szwedzi zapłacili wysoką cenę. Straty kredytowe osiągnęły ogromną sumę 200 mld SEK (22,3 mld euro). Kursy giełdowe spadły o połowę (a banków

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 22/2012

Kategorie: Świat
Tagi: Anna Delick