Dla wielu osób stosujących przemoc nakaz „zostań w domu” staje się instrumentem usidlenia ofiary Agnieszka. To oczywiście nieprawdziwe imię. Kobiety doświadczające przemocy w rodzinie nie chcą podawać swoich danych. Maseczka skutecznie zasłania jej twarz. Niech więc będzie Agnieszka. Opowiada o tym, jak poznała męża, jak przez kilka lat byli parą, pracowali, urządzali mieszkanie, wyjeżdżali. Zwyczajne życie. – Owszem, przed ślubem zdarzało się, że mój partner zachował się wobec mnie nie w porządku, ale to były drobne przykrości – wspomina. – Kiedy coś przeskrobał, na przeprosiny obsypywał mnie prezentami. Gdybym mogła przypuszczać, jakie piekło mnie czeka, nigdy bym za niego nie wyszła. Teraz, w czasie epidemii, jesteśmy ciągle razem i to spotęgowało przemoc. Głównie psychiczną. Kiedy myślę, że tak miałoby być już zawsze, jestem przerażona. Jeśli dalej tak ma być, to lepiej, żeby mąż mnie wykończył. Dręczy duszę Co roku w Polsce przemocy domowej doświadcza ok. 90 tys. osób. Głównie kobiet i dzieci. W czasach izolacji, kiedy kontakt z psychologiem czy asystentem rodziny jest tylko zdalny, ojcowie, matki, mężowie, w ciałach których ukryli się oprawcy, dręczą swoje ofiary. Wiedząc, że przemoc karmi się milczeniem. Mieli dla siebie niewiele czasu. On był zapracowanym menedżerem, Agnieszka pracowała w kilku firmach. – Już pół roku po ślubie, zanim urodziłam dziecko, zaczęły się awantury o pieniądze, choć ich nam nie brakowało – wspomina Agnieszka. – Kiedy moja opinia mu się nie spodobała, reagował agresją. Prosiłam, potem błagałam, żeby się uspokoił, płakałam, a na koniec – przerażona – kombinowałam, jak uciec z mieszkania. Zdarzyło się, że próbowałam wybiec z domu, ale on zamknął drzwi i zabrał klucz. Chwycił mnie za włosy, powalił na podłogę, kopał, wyzywał. Do przemocy fizycznej dołączyła się psychiczna. – Bardzo trudno wytłumaczyć, na czym ona polega – twierdzi Agnieszka. – Trudno zrozumieć, że spojrzenie męża, gesty, sposób chodzenia mogą mnie stresować. Z czasem zaczęłam odczuwać lęk przed powrotem do domu. A teraz prawie z tego domu nie wychodzę. Cały czas przebywamy razem. Jest dramatycznie. Mąż ciągle ma pretensje, krytykuje wszystko, co robię. A to obiad mu nie smakuje, a to sprzątam nie tak. Mówi, że jestem nic niewarta. A na koniec stwierdza: „Ale i tak cię kocham”. Kiedyś wychodziłam rano do pracy, gdzie jestem poważana i lubiana. I te dobre godziny w pracy jakoś przykrywały te złe w domu. Teraz pracuję zdalnie, nie mam odskoczni. Na dodatek to on teraz – tak zdecydował – robi zakupy. Mówi, że to z troski, żebym się nie zaraziła. Ale faktycznie kontroluje wydatki. Kupuje to, co on uzna za stosowne. Ja nie mam nic do powiedzenia. Przypadek Agnieszki potwierdza, że przemoc nie jest przypisana do rodzin patologicznych, nadużywających alkoholu. Może występować w każdej rodzinie. Same kobiety niechętnie się przyznają do jej doświadczania. Kiedy rozmawia się z tymi, które znalazły schronienie w ośrodkach interwencji kryzysowej albo w domach dla matek z dziećmi, nie przytakną, że są tam z powodu przemocy. – Nie, mnie to nie dotyczy – mówią, ale też nie wyjawiają, dlaczego w czasach epidemii znalazły się w ośrodku. Opowieści o przemocy można znaleźć na portalach organizacji pomocowych. Anna: „Po urodzeniu córeczki zostałam pierwszy raz pobita przez męża. Rok później urodziłam drugą córeczkę. Gdy malutka miała dwa czy trzy miesiące, mąż podniósł na mnie rękę po raz drugi. Kiedy urodził się synek, zdobyłam się na odwagę i zaczęłam poważnie rozmawiać o naszej sytuacji. Ogromnie się wzburzył, choć nie był pod wpływem alkoholu. Popchnął mnie na łóżko, a potem, na oczach dzieci, rzucił na ścianę”. Ewa: „Bił tak, że często traciłam przytomność. Bił również dzieci. Nie dawał pieniędzy na dom. Po kolejnej awanturze uciekłam z dziećmi do matki. Przyszedł i rzucił się na kolana. Przepraszał. I tak wciąż – uciekałam i wracałam do niego. Prosiłam o pomoc policję, ale policja sprawami rodzinnymi mało się interesuje. Raz po usilnej mojej interwencji mąż został skazany za znęcanie się nad rodziną. Była to kara administracyjna – 620 zł. To był duży uszczerbek finansowy dla całej rodziny”. Jolanta: „Pewnej nocy mąż bardzo mnie pobił, a potem zerwał dzieci z łóżek i nakazał pożegnać









