Episkopat twierdzą autorytaryzmu

Episkopat twierdzą autorytaryzmu

Jednak mnie wykładnia psychologiczna przekonuje tylko do pewnego stopnia. Wydaje mi się, że znacznie ciekawsza jest wykładnia kulturowa, a ściślej – antropologiczna. Otóż Episkopat Polski stał się twierdzą autorytaryzmu w Europie Środkowej z wszystkimi konsekwencjami mentalności autorytarnej. Ci, którzy mają władzę, wykorzystują ją w sposób autorytarny, czyli bezwzględnie domagają się posłuszeństwa z jednej strony, a z drugiej z równą bezwzględnością słuchają zwierzchności, która im ową władzę powierzyła. Konsekwencje tego stanu rzeczy są opłakane zarówno dla „sprawujących władzę”, jak i dla „powierzonych ich pieczy”. Wystarczy się przyjrzeć stanowi polskiej refleksji teologicznej i wychowaniu seminaryjnemu. W tej pierwszej obowiązuje zakaz niezależnego myślenia, w tym drugim jedynym kryterium lojalności i „prawdziwości powołania” jest bezwzględne posłuszeństwo.

Przyjrzyjmy się tzw. gorącym tematom wzbudzającym dzisiaj dyskusje na świecie. Wymieniam pierwsze z brzegu: rola i miejsce kobiet w Kościele, z kapłaństwem kobiet włącznie, czy rola świeckich w Ko ściele. Kto na ten temat czytał książkę teologa katolickiego? Owszem, przywoływana jest zawsze dyżurna teolożka dr hab. Elżbieta Adamiak z Poznania, ale jej wpływ na to, co się dzieje w polskiej teologii, jest doprawdy śladowy. Istnieją też czasopisma kierowane przez świeckich: miesięczniki „Znak” i „Więź”, „Tygodnik Powszechny”, jednak jest tajemnicą poliszynela, że biskupi zaledwie je tolerują. „Najgorętszy temat” u nas to odmieniany przez wszystkie przypadki gender, który służy jako temat zastępczy do utwierdzania autorytarnego i patriarchalnego modelu polskiego katolicyzmu.

Najważniejsze dyskusje na świecie toczą się na styku katolicyzmu z innymi wyznaniami chrześcijańskimi i innymi religiami. Równie owocne są debaty pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi, w których przedstawiciele Kościoła katolickiego nie występują jako rozdający karty i dyktujący warunki udziału w debacie, ale jako uczący się i z pokorą wsłuchujący w to, co mają do powiedzenia pozostali. Ważnym składnikiem tych debat jest przeświadczenie o własnej historycznej i kulturowej winie. O tym, że chrześcijaństwo zachodnie ze swoją arogancją kulturową przyczyniło się do zubożenia obu Ameryk czy Europy, gdzie pamięć o przedchrześcijańskich religiach i kulturach jest dzisiaj z trudem odkrywana. O tym, że w niektórych krajach Afryki traktowanie rodzimych wierzeń jako diabelskich doprowadziło do kulturowego unicestwienia. Taka pamięć staje się dzisiaj zaczynem odrodzenia myślenia o chrześcijaństwie (w tym o katolicyzmie) jako jednym z elementów pluralistycznego świata. Pomocne są w tym doświadczenia z przeszłości (zwłaszcza zakonu jezuitów w XVI i XVII w.) dialogu katolicyzmu z innymi religiami i kulturami, np. z hinduizmem w Indiach czy konfucjanizmem w Chinach. Eksperyment brutalnie zakończony likwidacją zakonu jezuitów w 1773 r. jest dzisiaj odkrywany jako przykład spotkania kultur i religii.

Czy polskich biskupów to interesuje? W moim przekonaniu, ostatnie lata, a szczególnie ostatnie miesiące są przykładem rosnącej agresji tej grupy społecznej, która niestety ciągle jeszcze ma duży wpływ religijny i polityczny. Owa agresja przybiera niebezpieczne formy prób bezpośredniego wpływania na polskich polityków i samorządowców, a nawet na polski rząd. Pierwsze dni maja dopisały kolejne odsłony tych zachowań. Najpierw abp Stanisław Gądecki 3 maja w Częstochowie włączył się w kampanię prezydencką, nakazując katolickim wyborcom głosować na właściwych kandydatów. Widać, że polski Kościół katolicki zwyczajnie nie umie się obejść bez politykierstwa. Bo co to znaczy prawo boże, jak je odkryć, jak się do niego dostosować? Pluralizm, który proponuje katolickim biskupom abp Gądecki, jest podobny do tego w czasach realnego socjalizmu. Towarzysze mogli sobie myśleć, co chcieli, jednak w sprawach zasadniczych mieli słuchać partii. Czy nie tak brzmi wezwanie hierarchy: „Politycy, którzy należą do Kościoła, mają prawo różnić się między sobą w wielu sprawach. Mogą należeć do różnych partii politycznych, mogą proponować odmienne sposoby ochrony i promowania wartości. Kościół nie ogranicza ich sumienia w odniesieniu do wyboru doraźnych środków rozwiązywania problemów społecznych i gospodarczych, nie zmusza ich do członkostwa w takiej czy innej partii, dopuszcza pluralizm w interpretowaniu podstawowych zasad teorii politycznych, nie zgadza się jednak na to, by katolickiemu politykowi – w imię wolności sumienia – wolno było wszystko w odniesieniu do stanowienia prawa przekreślającego prawo Boże”. Konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, na czym polega prawo boże. Historia Kościoła katolickiego uczy, że jest zmienne. Przykładów można podać aż nadto, chętnym służę bogatym zestawem.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 20/2015, 2015

Kategorie: Kościół

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy