Era gadżetu

Era gadżetu

Śmieszą cię dzicy obwieszeni koralikami? Niech przestaną – jesteś takim samym gadżeciarzem jak oni Rzadko wracam z zakupów bez nowej gumki do włosów, torebeczki czy małej biżuterii – zdradza Iza Mazur-Poniatowska, stylistka „Elle”. Sześcioletni Igor zbiera naklejki z soczków Kubuś: – Na wakacjach nie chciał lodów ani coli, tylko Kubusie – mówi Zbyszek Nowicki, ojciec Igora. – Pod koniec wakacji przestałem kupować Kubusie, zabroniłem o nich mówić, bo nie mogłem wytrzymać. Teraz w danonkach są patyczki do robienia lodów. Igor pewnie zjadł w ciągu ostatniego miesiąca z 50 danonków – wzdycha Zbyszek. W roku 1885 Francja ofiarowała Ameryce Statuę Wolności. W tym samym czasie francuski handlarz o nazwisku Gaget zaczął produkować miniatury gigantycznej statuy. To właśnie jemu zawdzięczamy nazwę gadżet – przedmiocik metaforę, zbędny z praktycznego punktu widzenia, ale nieodzowny dla dobrego samopoczucia, obowiązującej mody lub dla celów towarzyskich. – Gadżety to rzeczy, które dawniej często miały funkcję użytkową, tak jak dzisiejsze wyroby cepeliowskie, czy też magiczną lub artystyczną, jak posążki różnych bóstw czy rzeźby zwierząt – wyjaśnia prof. Roch Sulima, kierownik Zakładu Kultury Współczesnej Uniwersytetu Warszawskiego, autor „Antropologii codzienności”. Zdaniem socjologa, Pawła Załęckiego z Zakładu Badań Kultury Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, kultura konsumpcyjna jedynie przyśpiesza i nasila rozprzestrzenianie się gadżetów. – Są być może tak stare jak nasza cywilizacja – dodaje. Bronisław Malinowski opisywał kulturę dzikich, w której kosz muszelek można było wymienić za pieśń miłosną. – Nasze przywiązanie do gadżetów przypomina sytuację społeczeństw plemiennych – zgadza się prof. Roch Sulima. Jednak w naszym rozumieniu gadżety tak jak kicz są wytworem społeczeństwa obfitości. – Chłop pańszczyźniany nie znał przedmiotów zbędnych. Arystokracja miała dzieła sztuki – mówi prof. Sulima. To mieszczaństwo demonstrowało nadmiar stanu posiadania m.in. poprzez gadżety, bo masowo można mieć tylko imitacje dzieł. Dziś przedmioty dewaluują się szybciej niż kiedykolwiek. Pager umarł zaledwie kilka lat po wejściu na rynek. Zapewne za jakiś czas znikną wizytówki – coraz częściej numer telefonu wraz z nazwiskiem wysyłamy po prostu SMS-em. Dziś gadżet wcale nie musi stać na półce, możemy go trzymać u siebie w komputerze, jak obrazki przesyłane Internetem czy fantazyjne melodyjki w telefonach komórkowych. Po co komu gadżet? Znajomy prawnik, niezorientowany w nowinkach technicznych, wzbudzał wesołość kolegów za każdym razem, gdy wyjmował z kieszeni komórkę. Okazało się, że to damska komóreczka, mierząca kalorie spalone podczas sprzątania i wyznaczająca dni płodne. – To dlatego, że choć kobiety i mężczyźni potrzebują gadżetów w tych samych celach, bardzo wyraźne są tutaj preferencje płciowe – podkreśla antropolog, prof. Wojciech Burszta ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Mężczyźni poszukują w swoich gadżetach nowoczesnej technologii. Kobiety z kolei oczekują użyteczności, walorów estetycznych i tego, by gadżet nie wymagał napraw. Dla dorosłych gadżet jest najefektywniejszym i najszybszym środkiem komunikacji, informacją o statusie społecznym – w tym materialnym – jego posiadacza. Na przykład wśród młodych garniturowców furorę robią w tym sezonie gumki do mankietów. – Młodzi chcą podkreślać swoją osobowość, być trendy – mówi Beata Jonas ze sklepu Oscar Jacobson. Dzieci potrzebują gadżetów jeszcze bardziej niż dorośli. Przede wszystkim po to, by pozyskać sympatię rówieśników, uważa socjolog Paweł Załęcki. Poprzez gadżety dzieci uczą się zgody na konwenanse grupowe, ale uczą się także różnych skomplikowanych zasad wymiany, uczciwości, współżycia z innymi. – Teraz mój syn ma fioła na punkcie tazoo z chipsów Lays – to krążki do gry, z których każdy ma jakąś moc, np. 12, 50 czy 78 – mówi Zbigniew Nowicki. Choć chłopiec nie ma pojęcia o grze, chciał mieć cały sarkofag tazoo (pojemnik na około 30 krążków). Najlepsi w jego przedszkolu mają po trzy albo i cztery sarkofagi. Kup, Tomku, gadżet do domku Gadżet nie brzmi dumnie. Irma Pyszniak, właścicielka wrocławskiej i warszawskiej galerii „Feng Shui Chi”, nie znosi takich słów jak akcesoria, gadżety czy dodatki: – Przedmioty, które służą tworzeniu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 36/2004

Kategorie: Nauka