Piłkoszał dla kibiców, horror dla mieszkańców miast, które goszczą rozgrywki „Wpadnijmy w piłkoszał!”, namawia przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej jedna z reklam telewizyjnych. Wydaje się jednak, że nie wszyscy Polacy dali się przekonać. Mieszkańcy miast będących gospodarzami Euro 2012 obawiają się, że nadchodzący turniej znacznie utrudni im życie. Najwięcej powodów do narzekań mają ci, których domy sąsiadują z tzw. strefami kibica – specjalnie wyznaczonymi miejscami, w których wiele tysięcy ludzi będzie mogło oglądać mecze lub się bawić. Wymóg stworzenia takich stref został nałożony na miasta goszczące kibiców przez organizatora mistrzostw, Unię Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA). Wedle umowy podpisanej w 2006 r. Oficjalna Strefa Kibica Euro 2012 musi się znajdować w centralnym punkcie miasta i umożliwiać publiczne, bezpłatne oglądanie na żywo wszystkich meczów turnieju. Ponadto powinna być wyposażona w odpowiednią infrastrukturę (punkty gastronomiczne, toalety itp.). Dla miast gospodarzy oznacza to okupację centrum przez tysiące wielbicieli piłki nożnej, utrudnienia komunikacyjne, brak miejsc do parkowania, hałas, zanieczyszczone ulice i utrudnienia innego typu. Warszawa – ground zero Według badań CBOS opublikowanych pod koniec lutego 68% warszawiaków jest zadowolonych, że w ich mieście odbędą się mecze Euro 2012. 18% zadeklarowało chęć opuszczenia stolicy na czas mistrzostw, a niewiele więcej wyraziło wolę oglądania meczów w strefie kibica. To właśnie w Warszawie, wokół Pałacu Kultury i Nauki na placu Defilad, od 7 czerwca do 2 lipca funkcjonować będzie ta największa. Pomieści do 100 tys. kibiców. Koszty jej powstania szacuje się na ok. 35 mln zł. I choć bezpośrednio wokół warszawskiej strefy mieszka stosunkowo mało ludzi, nie oznacza to braku kłopotów. Na piłkarskich mistrzostwach niewątpliwie stracą miłośnicy teatru. Teatry Lalka, Studio oraz Dramatyczny mieszczące się w Pałacu Kultury zamykają się na cztery spusty na czas futbolowego święta. Mieszkańcom Nowego Światu i Starówki często przeszkadza głośne zachowanie turystów po zmroku. Łatwo przewidzieć, że najazd kilkudziesięciu tysięcy rozśpiewanych i mniej lub bardziej podchmielonych fanów stanie się dla nich ciężkim przeżyciem. W stolicy odbędzie się najwięcej meczów, bo aż pięć. W dniu każdego z nich, na cztery godziny przed pierwszym gwizdkiem, śródmieście będzie przypominać nowojorskie ground zero. Zmienione zostaną trasy przejazdu wielu linii autobusowych. Dla ruchu kołowego zamknięte będą północne jezdnie Al. Jerozolimskich i mostu Poniatowskiego od ronda Waszyngtona do ronda Dmowskiego. Ulice sąsiadujące ze strefą kibica oraz Stadionem Narodowym zostaną zamknięte dla indywidualnego ruchu samochodowego. Utrudnienia czekają także Saską Kępę, która na cztery godziny przed każdym meczem będzie traktowana jako strefa ograniczonego dostępu. Mieszkańcy będą mogli się do niej dostać jedynie po okazaniu specjalnych przepustek. Warszawiacy z Pragi obawiają się więc, że w czasie meczów zostaną odcięci od świata. Powodów do zadowolenia nie mają też właściciele sklepów znajdujących się w strefie, do której dostęp będzie utrudniony. Już teraz spodziewają się znacznego spadku przychodów. Należy także przypomnieć, że cały czas trwa budowa II linii metra. Z ruchu wyłączone są m.in. centralny odcinek ul. Marszałkowskiej (od Al. Jerozolimskich do ul. Królewskiej), jednej z głównych arterii, i ul. Świętokrzyska. Co więcej, na 8 czerwca, kiedy rozgrywany ma być mecz otwarcia, protesty zapowiedzieli zwolennicy Telewizji Trwam, związkowcy oraz taksówkarze. Nic dziwnego, że części warszawiaków Euro 2012 kojarzy się z wizją czterotygodniowego paraliżu miasta. Według badań zamówionych przez ratusz stanowią oni jednak mniejszość, gdyż 87% deklarujących pozostanie w stolicy akceptuje utrudnienia w komunikacji. Z ulgą odetchnąć mogą spacerowicze oraz mieszkańcy okolic Pola Mokotowskiego. Rosjanie, którzy stanowić będą najliczniejszą grupę kibiców zagranicznych, zrezygnowali z planu utworzenia na terenie parku osobnej strefy kibica. W założeniu miała ona pomieścić od 2 do 3 tys. osób. – Jeśli przez ileś dni w parku pojawiałyby się tysiące ludzi, to po Euro zieleń wymagałaby solidnej i być może kosztownej rekultywacji – mówił wiceburmistrz dzielnicy Piotr Żbikowski. Dodał, że mieszkańcy okolicznych bloków, m.in. przy ul. Batorego, protestują nawet przeciwko koncertom organizowanym w parku, więc tym bardziej przeszkadzałoby im głośne
Tagi:
Wiktor Raczkowski









