Wnioski o pieniądze z SAPARD-u złożyło tylko 79 rolników – Mnie bez różnicy, co lata nad stodołą. Polski bocian czy niemiecka wrona. Byleby był porządek i dali żyć. O pieniądzach z Unii trąbią od lat. Kto tu u nas je widział? Biorą ci, co wiedzą, jak kasztany wyjąć z ognia. Żeby skorzystać z SAPARD-u, trzeba być bogatym. O takich troszczą się banki. My czekamy na gospodarza. Twardej ręki potrzeba. Jak nie będzie porządku, pozdychamy z głodu albo nie wiem co się porobi – taką opinię usłyszałem od gospodarującego na 20 ha rolnika. Na politycznych salonach wciąż mówi się o funduszach pomocowych. Operuje się nazwami programów: PHARE, ISPA, SAPARD. Dyskutuje o setkach milionów subwencji, a nawet (po naszym wejściu do UE) miliardach euro. Za stołeczne opłotki językowe popisy euroerudytów nie docierają. Tu sprawy ocenia się prosto. Jednoznacznie. Choć nie zawsze obiektywnie. W gminie, gdzie mieszka czekający na niemiecką wronę rolnik, z funduszy unijnych położono kilometry dróg, linie telefoniczne i wodociągi. Euro nie dotarły bezpośrednio na jego podwórko. Ale korzysta z nich od kilkunastu lat. Program pomocowy PHARE ruszył w 1990 r. Uruchomiono go w celu wspierania rozwoju administracji i rynku wewnętrznego (w tym małych i średnich przedsiębiorstw). Do 2000 r. nie było większych kłopotów z wykorzystaniem unijnych pieniędzy. Największa wpadka to utrata 32 mln euro. Przyczyniła się do dymisji ówczesnego szefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Ryszarda Czarneckiego. W 2000 r. stworzono dwa programy pomocowe: SAPARD dla rolnictwa i ISPA dla ochrony środowiska i transportu. Wtedy SAPARD-u nie udało się uruchomić. Nie byliśmy też dobrze przygotowani na przyjęcie pieniędzy z ISP-y. Czerwiec tego roku stworzył ponowne szanse. Niestety zanosi się na powtórkę sprzed dwóch lat. Za problemy związane z wykorzystywaniem subwencji odpowiadamy nie tylko my. Błędy popełnia również Bruksela. Ale pokazywane w świetle kamer rozmowy na ten temat gasną w terenie. Tu ludzie oczekują konkretów. Euro to utopia Ciągnik stojący na podwórku Ryszarda Baranowskiego ma 36 lat. Dostawczy żuk, tak jak budynki gospodarcze, służy od lat 20. To sprzęt do pracy na 11 ha położonych we wsi Trzcianka. – Potrzebuję pieniędzy z Unii – mówi Baranowski – ale nie będę się starał. Żeby dostać subwencje, musiałbym zacząć za swoje. Wziąć kredyt na wysoki procent. A kto wypełni za mnie te ich wnioski? Mam sobie wynająć doradcę? Musi być stały, dobry przelicznik. Dopóki litr mleka do litra paliwa i kwintal pszenicy do kwintala nawozów sztucznych będzie stał jak teraz, nie ma mowy o inwestowaniu. Nikt nie zaryzykuje. Drobny rolnik może inwestować, kreśląc szóstkę w totolotka. Pomoc trafi do kieszeni cwaniaków. Baranowski chciałby specjalizować się w hodowli macior. Ale raz już wpadł w świński dołek – gdy poleciały w dół ceny. Wygrzebał się z wielkim trudem. W czerwcu ma truskawki. W lipcu porzeczkę. Sierpień to żniwa. Łapiąc dwie sroki za ogon, wiąże koniec z końcem. Z takim kapitałem po ewentualnym zjednoczeniu wejdzie do Unii. – Nie wiem, co nas czeka. Oni są bogatsi, to i nam powinno być lepiej – ocenia swoje szanse chłop z Trzcianki. Andrzej Szarek mieszka we wsi Ostaszewo-Folwark. Okazały piętrowy dom od szosy dzieli kilkadziesiąt metrów ogrodu obsadzonego iglakami. Za domem wielkie podwórze, wokół niego chlewnia, stodoła i wiata. Pod nią kombajn i ciągniki. Przed domem mercedes i polonez. Szarek ma 274 ha ziemi z Agencji Skarbu Państwa. Dołączył je w 1993 r. do swoich 28 hektarów. Oprócz gospodarowania zajmuje się polityką. Jest działaczem Samoobrony. Zatrudnia siedem osób – mógłby dziesięć. Zwiększył hodowlę do 100 sztuk bydła i 1100 świń. Dorobił się długów w banku. Zszargał nerwy, czekając na koniunkturę. – SAPARD jest dla mnie nieosiągalny – ocenia teraz. – To nie pora na inwestycje. Za mało czasu. Ale nawet gdyby było więcej, SAPARD jest nie do ugryzienia. Mam wysokie nakłady. Ceny są niskie. Gospodarstwo funkcjonuje, opierając się na banku. Zysk zjadają odsetki. Skąd wezmę na inwestycje? Bez nich nie mogę się starać o subwencje – twierdzi Szarek. Zasięgał opinii w ośrodku doradztwa rolniczego. Placówki te powinny udzielać informacji i pomocy osobom zainteresowanym skorzystaniem z programu. – Znajomy z ośrodka powiedział mi, żebym się
Tagi:
Piotr Siwanowicz









