Europejska noc Czerkawskiego

Europejska noc Czerkawskiego

Huczne obchodzono jubileusz 10-lecia gry polskiego hokeisty w NHL
Korespondencja z Nowego Jorku

Najpierw liczby. 2.38 – to godzina, o której Mariusz Czerkawski opuścił na ranem klub Europa przy Manhattan Avenue na nowojorskim Brooklynie, gdzie fetowano 10 lat gry polskiego hokeisty w NHL i jego 32. urodziny. 4,5 – tyle metrów długości miał baner z napisem „Chcesz mieć pogląd, czytaj „Przegląd”” wiszący nad sceną klubową, gdzie występował bohater wieczoru, którego byliśmy sponsorem medialnym, a który prowadził piszący te słowa. 279 – tylu zaproszonych gości pomieścił klub Europa. 5 – tyle ekip telewizyjnych, amerykańskich i polskich (w tym Max Kolonko), obsługiwało jubileusz. 3 – ekipy radiowe. 17 – tylu przybyło dziennikarzy piszących. 140 – tyle sekund konsul RP w Nowym Jorku, Marek Skulimowski, odczytywał list gratulacyjny od premiera Leszka Millera. 36 – tyle minut Czerkawski wytrzymał non stop na parkiecie i kondycyjnie nikt mu nie dorównał. 650 – tyle autografów złożył na wszystkim: od zdjęć poprzez bluzy, krążki i kije hokejowe, czapki, damskie torebki po… kaburę pistoletu ochroniarza i okładkę… paszportu RP. 18 – mieszczącą tyle osób limuzyną odjechał do domu wraz z towarzystwem. 15.15 – godzina, o której wstał i wypił poranną kawę.
Niedziela, 4 kwietnia br., była dniem radości Mariusza Czerkawskiego. Najpierw w swojej hali New York Islanders zremisowali z Philadelphia Flyers 3:3, kończąc rozgrywki

wejściem do play-offów,

gdzie trafią na „leżącą” im drużynę Tampa Bay Lighting. Potem w klubie Europa na Greenpoincie świętowano 10-lecie gry polskiego hokeisty w NHL i jego 32. urodziny. Się działo…
Nie byłoby tej radości, gdyby nie hart ducha polskiego sportowca. Po powrocie z „zesłania” do Montrealu, gdzie Canadiens wykonali ogromną pracę, aby zakończyć karierę Czerkawskiego, dołując go jako profesjonalistę i ambitnego człowieka, ten pozbierał się i udowodnił, że jest postacią światowej ekstraklasy hokeja. Okazał się najlepszym graczem wyspiarzy, ku zaskoczeniu wszystkich, nie wyłączając trenera Steve’a Stirlinga. Nie Jaszyn z dziewięciomilionową gażą roczną, nie trenerski pupil Hunter, nie Kwasza czy Blake. Tylko Czerkawski! Wykazał się najrówniejszą formą i wyjeżdżał na 81 (na 82) meczów, co udało się tylko jeszcze Kwaszy i Amerlikowi. Mimo to wystawiany był na lód krótko, przeciętnie grał 13 minut i 2 sekundy w spotkaniu. Nie przeszkodziło to w zdobyciu 25 bramek i zaliczeniu 24 asyst – łącznie 49 punktów.
Lepszy od niego o dwa oczka Oleg Kwasza (15+36) przebywał na lodzie 17.51 minut, czyli w całym sezonie… 6,5 godziny! Trent Hunter też z 51 punktami (26+26) miał 3 godziny 21 minut więcej szans na powiększenie dorobku. Jason Blake śmigający po lodzie 7 godzin i 8 minut dłużej od Czerkawskiego miał od niego… dwa punkty mniej (47=22+25). W sile gry mierzonej stosunkiem punktów do czasu na lodzie Polak mieści się w pierwszej siódemce NHL! I tak należy oceniać rewelacyjny comeback Mariusza Czerkawskiego w tym sezonie. Życzmy mu, aby w play-offach miał niejedną szansę dowiedzenia klasy. Panie Stirling…
Do Europy Mariusz wkroczył ze swoją dziewczyną Emilią Raszyńska spóźniony.
Po meczu wyspiarze świętowali awans do play-offów. Ponadto ekipa TVN realizująca program „Mam marzenie”, w ramach którego przywiozła na mecz Czerkawskiego i jego jubileusz dwóch nastolatków z Polski, stosownie eksploatowała sportowca. W klubie też zaczęło się od wywiadów dla mediów. Potem hokeista wszedł na scenę. Konsul odczytał list gratulacyjny od premiera. Podobny list skierował gubernator polskiego dystryktu Rotary International, Andrzej Ludek. Hokeista jest członkiem honorowym tej renomowanej organizacji charytatywnej i – jak można przeczytać w liście – „dumą całego świata rotariańskiego”.
„Duma” ma wrażliwe serce. Kolejną rotariańską akcją charytatywną, w której weźmie udział Czerkawski, będzie

zbiórka funduszy na stypendium

dla polskojęzycznego studenta ze Lwowa, który przyjedzie na studia do Polski. Hokeista przeznaczy na specjalną licytację rakietę tenisową (prezent od Wojtka Fibaka), kij hokejowy i bluzę.
Wszystko z autografami. Ponieważ koszt rocznych studiów to 6 tys. zł, cel zapewne zostanie osiągnięty. Uchylając rąbka tajemnicy, ze Lwowa wywodzi się rodzina ojca naszego hokejowego asa.
Na scenie w rozmowie z niżej podpisanym Mariusz zbilansował swoje siedem lat w Nowym Jorku. Mówił, że czuje się bardzo związany z metropolią nowojorską i jej niepowtarzalnym charakterem, opowiadał o przeżyciach z 11 września 2001 r., o najjaśniejszych momentach kariery, w tym o 2000 r., kiedy uzyskał najlepszy wynik w karierze (70 punktów, po 35 bramek i asyst) i grał w All-Star Game. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Polsce nigdy nie udało mu się trafić do dziesiątki najlepszych sportowców w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Dzielił się niepewnością co do przyszłego sezonu, który rozpocznie się zapewne od lokautu, bo związek graczy NHL nie jest w stanie dogadać się z kierownictwem ligi w kwestii zarobków. Nie wykluczył powrotu na lodowiska europejskie, gdyby impas w NHL się przedłużał. Brzmiał wzruszająco szczerze i dżentelmeńsko, gdy mówił, jak bardzo pomogła mu Emilka Raszyńska, którą poznał w najgorszym dla siebie czasie „montrealskiego czołgania”.
Z wielkim taktem, by nie urazić Amerykanów i Polonii, choć bez owijania w bawełnę Czerkawski mówił o swoich kategorycznych afiliacjach europejskich. Plany na życie po zakończeniu kariery hokejowej wiąże z Polską i Europą – na pewno myśli o działalności związanej ze sportem i rekreacją (Czerkawski jest współwłaścicielem ogólnopolskiej sieci klubów fitness Gimnasion). Z innych krajów „do życia” wymienił Hiszpanię, Monako i Szwecję. Podkreślił, że jest euroentuzjastą i dlatego włączył się w kampanię akcesyjną do UE, prowadzoną także wśród Polonii amerykańskiej Z żartobliwym dystansem odniósł się do rewelacji prasy kolorowej o tym, że niebawem ma

zagrać w filmie

u boku… Bogusława Lindy.
Sala klubowa zahuczała od braw, kiedy w rytmach egzotycznego tańca zbliżyła się do sceny tancerka Randia. Niosła na głowie tacę z 32 urodzinowymi świecami. Przez kilka minut tańczyła wokół bohatera wieczoru, po czym uklęknęła, a Mariusz zdmuchnął płomienie. Europę wypełniły gromkie „Sto lat” i „Happy Birthday”. Wystrzeliły korki szampanów. Polano obficie, nikomu nie żałując. Wzruszony Mariusz Czerkawski podziękował za uroczystości jubileuszowo-urodzinowe oraz za całe 10 lat w NHL i siedem lat w Nowym Jorku. Posypały się prezenty, nie zabrakło także wyrazu sympatii od korespondenta „Przeglądu”, zaprzyjaźnionego z hokeistą od jego przyjazdu do USA. Otrzymał grafikę Mirosławy Ziarno „Postać” przedstawiającą piękną dziewczynę, jakich wokół Mariusza nigdy nie brakowało. Usłyszał też uwagę, że o taką rywalkę Emilka nie może być zazdrosna.
Potem była już tylko zabawa.

 

Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy