Fałszywe mity z generałem w tle

Fałszywe mity z generałem w tle

Najmłodszy generał Armii Czerwonej, dowódca frontu, stracił życie w walce z nazizmem i za to jesteśmy mu winni szacunek Prof. Tadeusz Krzymowski – były żołnierz AK, nazwisko rodowe Sokołowski, zmienione po ucieczce z obozu internowania. Fizjolog, członek rzeczywisty PAN, były rektor Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie i Akademii Rolniczo-Technicznej, organizator i dyrektor Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie, prezes Olsztyńskiego Forum Naukowego, które utorowało drogę do powstania Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Honorowy obywatel Olsztyna. Odznaczony Krzyżem Armii Krajowej (Londyn 1976) i Krzyżem Partyzanckim (1976) oraz innymi odznaczeniami, w tym Krzyżem Komandorskim OOP. Burmistrz Pieniężna zorganizował zbiórkę na rozebranie pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego, dowódcy 3. Frontu Białoruskiego, który poległ podczas zdobywania tego miasteczka na Warmii. Wcześniej radni podjęli uchwałę o zburzeniu pomnika, twierdząc, że generał jest odpowiedzialny za wymordowanie w 1944 r. AK na Wileńszczyźnie. Zaprotestował wtedy poseł SLD Tadeusz Iwiński. Pan też wystąpił publicznie przeciw oczernianiu pamięci generała. – Jako były żołnierz AK, uczestnik wydarzeń na Wileńszczyźnie w 1944 r., zareagowałem na prasowe wypowiedzi burmistrza Pieniężna Kazimierza Kiejdy, który nazwał gen. Iwana Czerniachowskiego „katem Armii Krajowej, który kazał aresztować i rozstrzelać dowództwo Okręgu Wileńskiego AK oraz wysłać do sowieckich łagrów-obozów śmierci 6 tys. żołnierzy AK”. Te oceny były sprzeczne z moją wiedzą i faktami. W lutym zeszłego roku wysłałem do burmistrza list oraz kopie fragmentów dwóch książek. Jedna to „Operacja Wileńska AK”, którą napisał Roman „Korab” Żebryk, ostatni komendant mojej brygady. Autorem drugiej, „Na zew Ziemi Wileńskiej”, jest major AK Edmund Banasikowski. Obie publikacje przedstawiają prawdziwy przebieg wydarzeń, w tym walkę ramię w ramię 2. Północnego Zgrupowania AK, dowodzonego przez mjr. „Węgielnego”, z żołnierzami 277. Dywizji Piechoty Armii Czerwonej, pod dowództwem gen. Stiepana Gładyszewa-Biełkina, podległego właśnie gen. Czerniachowskiemu. Te dwie jednostki wspólnie zdobywały miasteczko Mejszagoła i toczyły w tej okolicy, ściśle uzgodnione, walki z Wehrmachtem. O tym niechętnie dziś się mówi. Pańskie stanowisko wzbudziło irytację niektórych: ktoś broni niesłusznej sprawy. Na początku maja 2014 r., tuż przed przyjazdem delegacji z Kaliningradu, na pomniku pojawiły się napisy: „Kat Armii Krajowej”, „Morderca”, „Precz z komuną”… – Także w tym roku pomnik stał się tematem medialnym, gdy do Pieniężna przyjeżdżał rosyjski ambasador, by w 70. rocznicę śmierci generała złożyć pod pomnikiem kwiaty. W „Gazecie Olsztyńskiej” 14 lutego 2015 r. ukazał się artykuł z wypowiedzią burmistrza Pieniężna: „W moim odczuciu uroczystość upamiętniająca generała, który był odpowiedzialny za aresztowanie i rozstrzelanie dowództwa wileńskiej AK oraz wywózkę do łagrów kilku tysięcy żołnierzy AK, godzą w naszą moralność społeczną”. Pan nie zgadza się z tymi ocenami? – Byłem szeregowym żołnierzem 2. Północnego Zgrupowania AK, a w ostatnich miesiącach ułanem zwiadu konnego 1. Wileńskiej Brygady AK. Co jednak ważniejsze, wraz z innymi żołnierzami AK byłem internowany przez Armię Czerwoną w obozie w Miednikach. I dobrze wiem, że w lipcu 1944 r. nikogo z dowództwa Wileńskiego Okręgu AK nie rozstrzelano, a kilka tysięcy naszych żołnierzy, wywiezionych z Miednik do Kaługi i rzekomo więzionych „w łagrach-obozach śmierci”, po dwóch latach wróciło do Polski. Sam ze starszym bratem uciekłem z obozu w Miednikach, zmieniłem nazwisko na Krzymowski, przyjechałem do Polski już w nowych granicach, tu zdobyłem wykształcenie i dla tej Polski pracowałem. Ale dalsze losy internowanych w Miednikach żołnierzy znam bardzo dobrze i muszę sprostować fałszywe informacje. Te krople fałszu stały się użyteczne do utrzymania atmosfery rusofobii. Miał pan wtedy zaledwie 17 lat i chyba emocjonalny ogląd rzeczywistości? – Ten emocjonalny stosunek do AK, która w czasie okupacji niemieckiej była zbrojnym ramieniem Polski Podziemnej, każe mi bronić jej dobrego imienia. Nie jest prawdą – jak to w Polsce Ludowej sugerowano – że AK „stała z bronią u nogi”. Fakty świadczą o tym, że była dobrze zorganizowaną siłą i toczyła ciężką walkę z faszyzmem, okupioną krwią wielu żołnierzy, także moich towarzyszy broni. Brałem udział w tych walkach i mam obowiązek protestować, kiedy wypacza się działalność AK, sprowadzając ją do postakowskiej wojny „żołnierzy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 37/2015

Kategorie: Wywiady