Fortepian i wiedeńska krew

Fortepian i wiedeńska krew

Finałowy pojedynek Ingolfa Wundera z Rafałem Blechaczem mógł się stać artystyczną atrakcją Ingolf Wunder, najlepszy uczestnik XV Konkursu Chopinowskiego Rafał Blechacz wygrał konkurs. Co ty na to? – Serdecznie gratuluję. Co sądzisz o jego grze? – Niestety, nigdy nie miałem okazji go słyszeć na żywo. Nie było okazji… Wunder to po niemiecku cudo. Za takie cudo muzyki jesteś uznawany od czwartego roku życia. 8 września skończyłeś 20 lat, a na koncie masz już parę wygranych konkursów pianistycznych. XV Konkurs Chopinowski w Warszawie miał być kolejnym fajerwerkiem w twojej karierze. Wróciłeś do Wiednia z kwitkiem. Opinia muzyczna i melomani mówią, że to największy skandal od czasu Ivo Pogorelicia… – Nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam wszystkich, że nie mogli usłyszeć mnie w finałowym koncercie z orkiestrą. Miałem grać zresztą ten sam koncert e-moll, który wykonywał Rafał. Jestem pewien, że nie zawiedliby się. Jednak to już nie ode mnie zależało. Wszystkie przejawy sympatii, jakimi obdarzają mnie Polacy, są mi drogie i bliskie. Jestem bardzo za nie wdzięczny. Wielu melomanów mówi, że twój finałowy pojedynek z Blechaczem mógłby wejść do historii konkursów, ale ktoś obawiał się o jego wynik… – To zabawne… Pojedynek to brzmi jak z Dzikiego Zachodu… Może Wschodu? – … [milczenie]. Skomentujesz skandaliczną decyzję jury? – Nie. Uważam się za profesjonalistę i wychodzę z założenia, że każda praca powinna być oceniana przez innych. Dotyczy to i mojej pracy, i pracy jury. Nie da się ukryć, że twoja absencja w finale bardzo Polakowi pomogła. Czy jury przypadkiem nie oczyściło pola walki z niewygodnych rywali, Drzewieckiego i Wundera? – Konkursy są tym, czym są… Nic więcej nie dodam. Uważasz się za drugiego Pogorelicia, którego w 1980 r. też nie dopuszczono do finału? – Nie. Jestem sobą, nazywam się Wunder. Ivo Pogorelić to oczywiście geniusz fortepianu, artysta, bez którego światowa pianistyka, w tym chopinowska, byłaby o wiele uboższa. Uwielbiam go i jestem pełen podziwu. Pogorelić po krzywdzącej go decyzji postanowił w Polsce nie występować. – To przykre i bolesne. Każdy ma swoją wrażliwość osobistą i artystyczną, które kierują jego działaniem. Ivo zareagował akurat tak. Jeżeli o mnie chodzi, nie mógłbym podjąć decyzji, że więcej w Polsce nie zagram. Moja gra kierowana jest przede wszystkim do miłośników muzyki, a ci przecież nie mają nic wspólnego z jurorami. Rozumiem, że polską publiczność darzysz cieplejszym uczuciem? – Kocham polską publiczność. Jest kompetentna, żywiołowa i tworzy niespotykaną, magnetyczną wręcz atmosferę. Nie dziwię się, że w warszawskiej Filharmonii Narodowej tak chętnie grywali wielcy pianiści. A wiesz może, kto ją założył? – Emil Młynarski, teść genialnego Artura Rubinsteina. Mojego idola. Czy mógłbyś ujawnić innych? – Ladies first – Martha Argerich. Oczywiście Horowitz, Richter, Arrau, Michelangeli… Mógłbym kontynuować. Czy nie sądzisz, że „cudowne dzieci” mają gorzej na drodze pianistycznej kariery? Mają przeciw sobie nauczycieli mniej zdolnych uczniów? Pozostając przy XV Konkursie Chopinowskim, wystarczy wspomnieć Stasia Drzewieckiego, którego – zdaniem wielu – też skrzywdzono. – Powiem, że takie dzieci nigdy nie mają lekko. Co do Stasia Drzewieckiego, to nie znam go dobrze, ale oczywiście wiem, że jest bardzo uzdolnionym pianistą i z jakiej rodziny pochodzi. Rozumiem jego sytuację i emocje… Podobnie jak wszystkich innych, których pożegnano w konkursie. Wielu to bardzo zdolni pianiści. Co uważasz za swój największy dotychczasowy sukces? – Z całą pewnością możliwość grania z wielkimi orkiestrami i wielkimi dyrygentami, takimi jak Emmanuel Krivine i Jerzy Semkow. To są wielkie doświadczenia formujące i doskonalące. No i koncerty w największych salach koncertowych świata. Kto jest twoim ulubionym kompozytorem? – Wiesz, ja zawsze miałem szczęście, bo od dziecka grałem, właściwie, co chciałem. Nie miałem profesorów, którzy wkładali mi do głowy, że na tych kompozytorów to jeszcze za wcześnie, a tych znowu będę grał, jak zagram najpierw innych. Najpierw – powiedzmy – Schumanna, a potem dopiero Liszta itd. Gram tych, których aktualnie lubię najbardziej. Obecnie mam w repertuarze Scarlattiego, Bacha, Haydna, Mozarta, Beethovena, oczywiście Chopina i Liszta, Brahmsa i Schumanna, ale też Debussy’ego i Ravela, Musorgskiego, Skriabina i Rachmaninowa, Manuela de Fallę, ale też Bałakiriewa, Berga czy Martinu… Staram się, aby moja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Kultura