Francusko-niemiecki spinacz

Francusko-niemiecki spinacz

German Chancellor Angela Merkel (R) welcomes French President Francois Hollande at the chancellery on October 19, 2016 in Berlin. German Chancellor Angela Merkel hosts the leaders of Russia, Ukraine and France in a new push for peace in eastern Ukraine. / AFP PHOTO / STEPHANE DE SAKUTIN

Dobre stosunki na linii Berlin-Paryż mogą wyciągnąć Unię z kryzysu – twierdzą politycy po obu stronach Renu Po politycznym trzęsieniu ziemi wywołanym decyzją o Brexicie i zwycięstwem Donalda Trumpa trudno orzec, jak będzie wyglądał nowy świat, który odsuwa od władzy liberalne elity. W niemieckich i francuskich mediach populistów przez długi czas lekceważono. Liderzy Alternative für Deutschland nadal epatują wdziękiem politycznych dyletantów, ale sytuacja zmieniła się o tyle, że dzisiaj zasiadają w sześciu landtagach i zerkają na wygodne fotele w Bundestagu. Niemieckie elity były przekonane, że taki scenariusz jak we Francji, gdzie nacjonalistyczny Front Narodowy stał się trzecią siłą polityczną, nie może się zrealizować – mimo oznak podobnych przemian społecznych. Pod pozorem konieczności walki z terroryzmem i kryzysem uchodźczym niemieccy i francuscy populiści dryfują w kierunku filozofii zamykania granic. Jednocześnie uzyskali glejt na wyrokowanie, komu przysługuje miano Europejczyka. Tworzone przez nich mity wciąż nie znajdują potwierdzenia w faktach, ale polityczny mainstream przestał już ich lekceważyć. Niemcy próbują włączyć ich do dyskusji nie tylko z obawy przed pojawieniem się niemieckiego odpowiednika Marine Le Pen. Angela Merkel, Sigmar Gabriel oraz przywódcy lewicowej opozycji wiedzą, że tylko argumentami przekonają kapryśnych wyborców i obnażą ciągnący się za AfD ogon kłamstw. – Wyniki wyborów w Niemczech i we Francji w 2017 r. mogą budzić wiele pytań, bo tylko te kraje mają potencjał, aby objąć przewodnią rolę i ochronić Wspólnotę przed egoizmami narodowymi – twierdzi w rozmowie z PRZEGLĄDEM Heinz Bude, socjolog z uniwersytetu w Kassel. Reanimacja traktatu elizejskiego Zdaniem Budego relacje niemiecko-francuskie powinny zostać na nowo ocenione i zweryfikowane. Oś Bonn/Berlin-Paryż była w ostatnich dziesięcioleciach stymulatorem europejskiej integracji. Przezwyciężenie antagonizmów przez Charles’a de Gaulle’a i Konrada Adenauera stało się podstawą Wspólnoty. Uwieńczeniem reanimacji stosunków między oboma krajami był traktat elizejski z 1963 r. Zaciekłych do niedawna wrogów połączyła wizja wolnej Europy bez granic, zapewniającej swobodny handel. Sen o Europie się ziścił, choć obecnie znów jest zagrożony. – Zauważamy proces renacjonalizacji i wycofania się państw członkowskich Unii pod własny dach, nawet w tak z pozoru stabilnych społeczeństwach jak Holandia i Austria. Angela Merkel chce po raz czwarty ubiegać się o fotel kanclerski, ale już zaznaczyła, że „sama tego nie udźwignie”. Po Brexicie przyszłość UE zależeć będzie od skuteczności niemiecko-francuskiego tandemu – przekonuje znany politolog Herfried Münkler. Gorącym zwolennikiem odnowienia traktatu elizejskiego jest szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier. – Porozumienie o współpracy między Francją a Niemcami po tak straszliwej wojnie jest czymś wyjątkowym, szczególnie teraz nie powinniśmy zaniedbywać testamentu de Gaulle’a i Adenauera. Myli się ten, kto mówi, że pokój w Europie jest nam dany raz na zawsze – uważa przyszły prezydent Niemiec. Wtóruje mu jego polityczny nauczyciel Gerhard Schröder: – Dobre stosunki na linii Berlin-Paryż są dźwignią Archimedesa, za pomocą której możemy wyciągnąć Unię z nękających ją kryzysów. Były kanclerz opowiada się za całkowitym wznowieniem traktatu z 1963 r. – W mojej ocenie należałoby sporządzić zupełnie nową umowę, wytyczającą jasną wizję współpracy – przekonuje. Nieposkromiona blondynka Zawarcie takiego porozumienia może się okazać niezwykle trudne. W obliczu pogłębiającej się dezintegracji również coraz więcej Niemców i Francuzów wybiera ucieczkę pod „narodowy dach”. Sondaże nad Sekwaną każą wątpić, że socjaliści utrzymają się u władzy. Wiele zależy od następnych miesięcy i nadchodzących wyborów w obu krajach, od tego, czy Merkel utrzyma władzę i z kim będzie rządzić. Ostatnio poniosła na własnym podwórku bolesne porażki. Była zmuszona poprzeć kandydaturę Steinmeiera na prezydenta, ponieważ jej kandydatka Marianne Birthler nie miałaby cienia szansy. Birthler jest członkinią Zielonych, co zostało przyjęte jako propozycja flirtu z partią Cema Özdemira, która popiera kurs kanclerki w polityce migracyjnej. Taki scenariusz rysują już nie tylko publicyści, którzy uporczywie zwracają uwagę na nowe zielone blezery Angeli Merkel. Chęć współpracy wyraził m.in. premier Badenii-Wirtembergii i legenda Die Grünen Winfried Kretschmann. Nikt nie wierzy natomiast w powtórkę wielkiej koalicji. Przy dobrym wyniku SPD i wygaszonych sporach z Die Linke Sigmar Gabriel nie przepuści swojej ostatniej szansy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 49/2016

Kategorie: Świat