Brandenburczycy widzą więcej – rozmowa z Matthiasem Platzeckiem

Brandenburczycy widzą więcej – rozmowa z Matthiasem Platzeckiem

Odpowiedzialność za sytuację na Ukrainie ponosi nie tylko Rosja Matthias Platzeck – były premier Brandenburgii oraz przewodniczący SPD, szef Forum Niemiecko-Rosyjskiego. We wrześniowych wyborach do landtagu w Brandenburgii pańska partia znów odniosła zwycięstwo, mimo że rok temu najpopularniejszy premier w kraju podał się do dymisji. Dla wielu obserwatorów pańskie odejście zwiastowało upadek ostatniej ostoi SPD. Tymczasem wynik mówi za siebie. Kwestią otwartą pozostaje jednak, z kim będziecie rządzić. – W Brandenburgii SPD rzeczywiście jest w lepszej sytuacji niż w innych krajach związkowych. Odnieśliśmy zwycięstwo, uzyskując 32%, ale równie dużym poparciem cieszy się u nas wciąż Lewica, która uzyskała zaledwie 4% głosów mniej niż stanowiący drugą siłę w landtagu chadecy. Słusznie pan jednak wskazuje, że do ostatniej soboty nie mieliśmy pewności, kim będzie nasz koalicjant. Przyszły premier rządu w Poczdamie, Dietmar Woidke, mógł np. złożyć ofertę koalicyjną CDU. Ale mogę zdradzić, że od kilku dni śpię spokojniej, ponieważ udało nam się porozumieć z kolegami z Lewicy. Wkrótce rozpoczną się negocjacje koalicyjne. Wybory do landtagów w Brandenburgii, Saksonii i Turyngii dowiodły, że eurosceptyczna AfD przejęła znaczną część elektoratu FDP. Alternatywa dla Niemiec jest jedynie partią protestu czy już trwałym elementem niemieckiej sceny politycznej? – Uważam, że musimy traktować ją poważnie, ale przede wszystkim powinniśmy wziąć pod uwagę uczucia jej niezadowolonego elektoratu. Podczas kampanii wyborczej AfD grała na emocjach rozczarowanych wyborców, nie proponując jednocześnie żadnych rozwiązań problemów, które poruszyła. Lęki przed Unią Europejską, rosnąca przestępczość, napływ uchodźców z innych kontynentów to przecież w Niemczech realne problemy, o których musimy otwarcie i ofensywnie dyskutować. Demagogiczne i populistyczne hasła bez żadnych propozycji do niczego nie prowadzą. Rok temu powierzył pan tekę premiera swojemu następcy, Dietmarowi Woidkemu. Teraz widzimy pana m.in. w roli mediatora w Mińsku, a także jako przewodniczącego Forum Niemiecko-Rosyjskiego. Ostatnio często zarzuca pan mediom, że w przypadku Rosji ich przekaz jest zbyt wrogi i jednostronny. – W czasach nie najlepszych stosunków z Federacją Rosyjską nie powinniśmy od niej kompletnie się odcinać, trzeba raczej skorzystać z ostatnich niespalonych mostów i nawoływać do dialogu. W maju zaprosił pan do Berlina Władimira Jakunina, bliskiego Putinowi szefa rosyjskich kolei, który skorzystał z okazji, by wygłosić tyradę przeciwko homoseksualistom. Czy zawarte w jego przemówieniu ataki nie kolidowały z ideałami przyświecającymi SPD? – Wystąpienie Jakunina rzeczywiście było trochę karczemne, ale spokojne rozmowy mogą uruchomić proces myślenia. Taki człowiek jak Jakunin też na bieżąco weryfikuje, co mówi. Ja w każdym razie powiedziałem mu, co na ten temat myślę. Większość niemieckich komentatorów sądziła, że zaproszenie do Berlina człowieka objętego sankcjami USA jest niestosownym sygnałem dla zwartego w swojej postawie Zachodu. – Doskonale o tym wiem i wbrew temu wrażeniu nadal sądzę, że spotkanie z Jakuninem w Berlinie nie było błędem. W okresie zimnej wojny każdy Niemiec, który utrzymywał kontakty ze Związkiem Radzieckim, był bezmyślnie i obelżywie atakowany, niekiedy nawet określany mianem defetysty lub dezertera. Przypominam jednak, że bez odwagi takich ludzi jak Willy Brandt czy Egon Bahr, którzy wbrew wszelkim sceptycznym opiniom udali się do Moskwy, inicjując politykę „zmian poprzez zbliżenie”, nie doszłoby ani do transformacji ustrojowej w 1989 r., ani do zjednoczenia Niemiec. Nie musimy przecież rezygnować ze swoich przekonań, gdy próbujemy zrozumieć drugą stronę. Okrągły Stół dodał nam odwagi Polityka „zmian poprzez zbliżenie” zaczęła się już wcześniej w Polsce. W tym roku obchodzimy 25-lecie Okrągłego Stołu. Jakie wrażenie robiły na panu wydarzenia w naszym kraju, zwłaszcza z perspektywy obywatela NRD? – W 1985 r. odwiedziłem Gdańsk i od tej chwili pozostawałem pod wielkim wrażeniem dążenia Polaków do wolności. Na rynku sprzedawano płyty gramofonowe z przemówieniami Lecha Wałęsy i plakaty z emblematem „Solidarności”. Przeżywaliśmy wtedy szok, tego rodzaju swoboda była u nas niewyobrażalna. Polski przykład dodał enerdowskim opozycjonistom odwagi. Okrągły Stół wzbudził nadzieje na zmiany również w NRD. Reformy w Polsce i na Węgrzech były dla nas katalizatorami. Bez „Solidarności” pokojowa rewolucja w Niemczech nie byłaby możliwa. Po kilku latach Polska znalazła się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 40/2014

Kategorie: Świat