Fundamenty świeckości

Fundamenty świeckości

Państwo polskie nie spełnia wymogów świeckości, bo wspomaga finansowo Kościół katolicki i nadaje mu przywileje niedostępne zwykłym obywatelom

Z początkiem ubiegłego stulecia (w USA najszybciej, potem we Francji) w konstytucjach wielu państw pojawiły się zapisy regulujące stosunki Kościół-państwo. Prawny ich rozdział miał w założeniu chronić wolność wyznania i sumienia, ale również zapobiegać narodowym wojnom o charakterze religijnym, które w poprzednich stuleciach dziesiątkowały społeczność Europy. Najważniejsza klauzula tych regulacji deklaruje świeckość państwa, jego neutralność światopoglądową.
Zgodnie z zasadą świeckości, państwo nie afirmuje żadnej religii, nie finansuje związków wyznaniowych i nie dąży do powstania religii narodowej, pomimo istnienia – tak jak w Polsce – większości religijnej. Gwarantem świeckości państwa jest prawne obwarowanie neutralności przestrzeni publicznej, co w społeczeństwie wyznaniowym nie jest zadaniem prostym. Fundamentem świeckiego państwa jest prawo, nie moralność.
Państwo polskie nie spełnia tych wymogów. Po pierwsze dlatego, że wspomaga finansowo Kościół katolicki i nadaje mu przywileje niedostępne zwykłym obywatelom, po drugie, nie zachowuje neutralności przestrzeni publicznej, po trzecie wreszcie, nie powstrzymuje klerykalizacji kraju, zwłaszcza w szkolnictwie, wychowaniu dzieci i młodzieży, opiece zdrowotnej oraz w systemie prawnym.
Od czasu podpisania konkordatu w roku 1993 kasa państwowa finansuje Chrześcijańską Akademię Teologiczną, Uniwersytet im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Katolicki Uniwersytet Lubelski i Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie. Identycznie zasilane są instytuty teologiczne w Opolu i Olsztynie oraz wydziały teologiczne przy uniwersytetach państwowych, np. we Wrocławiu, Poznaniu, Toruniu, Szczecinie czy Katowicach.
Kapelani w szpitalach, wojsku, policji czy straży pożarnej są opłacani jak pracownicy państwowi. Podobnie katecheci w szkołach publicznych. Państwo zatem wspiera finansowo religijną działalność Kościoła katolickiego w Polsce, łamiąc zasadę świeckości i neutralności światopoglądowej. Ponieważ duchowni w Polsce

nie płacą podatku

dochodowego, tylko niewielki ryczałt, zarobki kapelanów i katechetów są wyższe od wynagrodzenia pracowników świeckich wykonujących podobną pracę.
Obywatel polski chętniej podporządkowuje się władzy, gdy namaści ją namiestnik boży. Politycy sami dopominają się o sakralizację swej działalności, wiedząc, że w ten sposób można mobilizować elektorat. Schlebianie Kościołowi w Polsce jest manierą polityków z obu stron, którzy pragną w ten sposób legitymizować władzę czy uzasadnić własne aspiracje polityczne. Nie ma chyba ważnego święta religijnego bez twarzy rozmodlonego polityka powielanej w mediach. Jan Paweł II i kurialiści byli wielokrotnie konsultantami dla polskich polityków w momentach ważnych dla naszego kraju (np. w sprawie konstytucji czy członkostwa w UE).
Uległość władzy wobec Kościoła przyjmuje nieraz formy komiczne. Minister do spraw równouprawnienia p. Elżbieta Radziszewska wysłała urzędowy list do Episkopatu Polski, szukając rady w sprawie przyszłej ustawy o równouprawnieniu płci. Pomijając już fakt, że minister konsultuje ustawę z Episkopatem, odpowiedź zastępcy sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski, ks. dr. Jarosława Mrówczyńskiego, warta jest przytoczenia nie tylko z uwagi na użyty w niej język, ale przede wszystkim ze względu na wymowę.
Ks. Mrówczyński radzi Radziszewskiej zaniechania dalszych prac nad ustawą. „Pojawia się wątpliwość, czy istnieje konieczność tworzenia w polskim systemie prawnym regulacji lex generalis w zakresie równego traktowania. Wydaje się, że nie ma takiej potrzeby. Natomiast wyrażona w projekcie ustawy koncepcja standardów w zakresie równego traktowania może okazać się niebezpiecznym otwarciem podporządkowania Polski bliżej nieokreślonym naciskom”, przestrzega.
Księża w Polsce są wszechobecni. Nie tylko chrzczą dzieci, udzielają ślubów i odprawiają msze, ale również święcą studnie, zasiane i zaorane pola, nowe domy, statki, ulice, sklepy, boiska sportowe, szkoły, nawet pampersy – dosłownie wszystko. Są widoczni podczas obchodów państwowych czy historycznych rocznic i chętnie pokazują się publicznie z przedstawicielami władzy. W krajobrazie polskim nawet kwiat nie zakwita bez pokropku.
Stosunek podrzędności państwa polskiego wobec Kościoła katolickiego znajduje również wyraz w „łagodnym prawie”

wobec księży kryminalistów.

Wiele wykroczeń, również natury moralnej, takich jak kradzieże tacowego, nieślubne dzieci czy pederastia są przemilczane albo ignorowane. Kiedy przesłuchiwano świadków w sprawie nadużyć finansowych w diecezji elbląskiej, prowadzący śledztwo udał się do domu biskupa, aby go tam przesłuchać. W aspekcie uległości państwa wobec Kościoła można odczytać brak zdecydowania Tuska i Komorowskiego w przenoszeniu krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.
Pomimo interwencji Jana Pawła II, a później wielu biskupów, polityczne agitacje są nadal uprawiane przez kościelne instytucje pozakonfesyjne (np. Radio Maryja, TV Trwam), otwarcie nawołujące do wspierania orientacji narodowo-katolickich. Piastujący wysokie urzędy czy tylko starający się o nie tłumaczą i dyskutują swoje programy wyborcze w katolickich mediach. Jeżeli są za bardzo świeccy albo proeuropejscy, wskazywani są z ambon i w katolickich mediach jako wrogowie narodu na usługach „wiadomych” sił albo nawet jako „żydokomuna”. Świeckość państwa polskiego to martwa litera.
Sakralizacji życia politycznego w Polsce w ostatnich 25 latach towarzyszy jawna inwazja katolicyzmu w sferę publiczną. Krzyże i inne symbole eksponowane są w miejscach publicznych i urzędach państwowych, a religii naucza się w 72% szkół publicznych (etyki tylko w 3%). Nie istnieje żadna kontrola państwowa nad programem nauczanej religii. W szkołach nadal skłania się rodziców do ujawniania swoich przekonań religijnych, na świadectwach natomiast wystawiane są stopnie z religii. Same świadectwa, zwłaszcza w szkołach wiejskich, wręczane są w obecności księży albo nawet w kościołach.
Ekspansja Kościoła katolickiego w Polsce na życie publiczne doprowadziła do przypadków dominacji prawa kanonicznego nad państwowym. Jeden z zapisów konkordatu (artykuł 5) mówi: „Państwo zapewnia Kościołowi katolickiemu, bez względu na obrządek, swobodne i publiczne pełnienie jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego”. Zapis ten nadaje Kościołowi immunitet i zwalnia z odpowiedzialności wobec prawa państwowego. Kodeks prawa kanonicznego (kanon 22) mówi: „Ustawy państwowe, do których odsyła prawo kościelne, należy zachowywać w prawie kanonicznym, na ile nie są przeciwne prawu Bożemu”. Kościół katolicki i jego funkcjonariusze mogą więc dowolnie interpretować prawo państwowe, a nawet je zignorować, odwołując się do nadrzędności prawa bożego. Prawo kanoniczne jest często sprzeczne z przyjętymi przez Polskę międzynarodowymi normami. Stolica Apostolska, przykładowo, ratyfikowała układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, ale nie podpisała (zrobiły to władze państwowe) Międzynarodowego Paktu Praw Człowieka, głównie z powodu zawartej w nich zasady równoprawności wyznań.
O wyznaniowości państwa polskiego świadczą jeszcze inne ustępstwa, przyznające Kościołowi prawne i finansowe koncesje. Na mocy konkordatu z 1993 r. powstały dwie rządowo-kościelne komisje: Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu, która obraduje tajnie, oraz Komisja Majątkowa zwracająca Kościołowi majątki stracone za czasów PRL, bez sądu i bez prawa do odwoływania się. Ale nie tylko Kościół stracił wtedy majątki. W imieniu zwykłego obywatela nie powołano żadnej rewindykacyjnej komisji pomagającej mu odzyskać stracone mienie. Wokół komisji piętrzą się kontrowersje. Niedawno prokuratura postawiła zarzuty dwóm jej członkom, obu ze strony kościelnej, w tym jednemu księdzu, byłym wiceprzewodniczącym. Okazało się, że komisja umożliwiła elżbietankom z Poznania zakup działki na warszawskiej Białołęce o powierzchni 47 ha za 30 mln zł. Elżbietanki od razu sprzedały grunt za 240 mln.
Zapis w konstytucji RP mówi nie tyle o rozdziale państwa i Kościoła, ile o autonomii i niezależności. „Autonomia” jest dużo łagodniejszym sformułowaniem niż „rozdział”. Twórcy tego zapisu chcieli w ten sposób uspokoić obie strony na chwilę – nie rozwiązując do końca kwestii, lecz tylko ją odkładając. SLD zapowiedział przedłożenie odpowiedniej propozycji o zmianie tego zapisu na jednoznaczny. Zadanie wydaje się niezwykle trudne, gdyż

wyznaniowość państwa

polskiego wzmacniana jest przez samo społeczeństwo, również wyznaniowe.
Nadzieja w inicjatywie obywatelskiej. W obliczu niewydolności państwa, jego udawanej świeckości, walkę o zachowanie wolnej od ideologii przestrzeni publicznej podjęli spontanicznie zwykli obywatele (Krakowskie Przedmieście). Ten ruch przybiera na sile i może doprowadzi nie tylko do przeniesienia spornego krzyża do kaplicy, ale również przeniesienia religii ze sfery publicznej w prywatną.
Jeżeli nawet kwiat rośnie z woli bożej – to niech zakwita bez pokropku.

Autor jest dziennikarzem mieszkającym w Chicago

Wydanie: 2010, 41/2010

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy