Gasnąca gwiazda SPD

Gasnąca gwiazda SPD

Kolejnym dowodem utraty ideałów było jego stopniowe wycofywanie się z postulatów związanych z hasłem Energiewende, czyli przełomu w polityce energetycznej, o który Gabriel jako minister środowiska w pierwszym rządzie Merkel (2005-2009) zabiegał. Jako minister gospodarki wspiera także eksport niemieckiej broni, co budzi niesmak zagorzałych pacyfistów z SPD. Nie sprzyja mu jeszcze jedno – jest wprawdzie desygnowanym przez Merkel zastępcą, ale w rządzie działa na drugiej linii. Głównymi aktorami są Merkel, Schäuble i Steinmeier. To oni pertraktują w

Waszyngtonie, Brukseli i w Moskwie w sprawie przyszłego porządku świata. Wicekanclerz zostaje najczęściej w Berlinie. Jeśli już wyjeżdża za granicę, to zalicza wpadki, jak w Arabii Saudyjskiej, gdzie zarzucił królowi, że źle traktuje swoich dziennikarzy, albo w Polsce, gdzie nazwał Władysława Bartoszewskiego Żydem. Trudno o bardziej wymowne ilustracje niezręczności na arenie międzynarodowej.

Niewygodne decyzje

W gruncie rzeczy Gabriel podąża tą samą ścieżką, którą jego poprzednicy Willy Brandt, Helmut Schmidt i Gerhard Schröder dotarli na wymarzone szczyty. Jeśli chce się rządzić, trzeba zagospodarować centrum, podejmując niewygodne decyzje. Ale pod jednym warunkiem: jeżeli szef SPD odstępuje od lewicowych ideałów, musi odnieść sukces, a Gabriel jeszcze go nie odniósł i szuka wentyli pomagających mu odreagować napięcie. Jednym z nich jest sekretarz generalna SPD, Yasmin Fahimi, którą właściwie sam wylansował. Kiedy Fahimi, córka Irańczyka, ośmieliła się sprzeciwić populistycznym zapędom sympatyków antyislamskiego ruchu Pegida, Gabriel kilka dni później w wywiadzie dla tygodnika „Stern” zaznaczył, że gazety „nie zawsze obiektywnie o nim piszą” i że w demokratycznym kraju „można przecież być patriotą i wyrażać swoje obawy”.

Zdaniem wielu socjaldemokratów, miarka wtedy się przebrała, do Willy-Brandt-Haus zaczęły docierać pierwsze głosy żądające dymisji szefa SPD. – Może oczywiście mówić, że każdy Niemiec ma prawo do bycia nacjonalistą, ale powinien był dodać, że będzie to zwalczał całym swoim jestestwem, to jego psi obowiązek. Tymczasem nic takiego nie powiedział – oburza się Mike Schacher, student z Hamburga.

Podlizywanie się prawicy dawaniem do zrozumienia, że złowrogie hasła na sztandarach Pegidy są uzasadnione, zdyskwalifikowało Gabriela w oczach twardego elektoratu SPD. Już wcześniej zresztą wykazywał skłonności do populizmu. Najpierw był za podatkiem majątkowym, a później przeciw. Następnie opowiadał się za podatkiem dochodowym, dziś już nie.
Groźba kolejnej porażki wisi w powietrzu. Gabriel co chwilę podkreśla, że jego ugrupowanie potrzebuje czasu, aby odzyskać siły. Ten pesymizm, zdaniem innych protagonistów z SPD, jest na wyrost. W kwietniu Olaf Scholz przygasił w Hamburgu wszystkich rywali, premier Nadrenii Północnej-Westfalii Hannelore Kraft nadal cieszy się rekordową popularnością, a w majowych wyborach samorządowych mieszkańcy Bremy powtórnie pokazali, że ich miasto jest bastionem niemieckich socjaldemokratów.

Słabsze ogniwo

Gabriel kreuje się na samotnika, który zaszedł wysoko bez żadnych układów. Akurat w tym jest autentyczny, co pozwoliło mu np. wkupić się w łaski działaczy związkowych. Tyle że bez silnego zaplecza (także medialnego) prędzej czy później polegnie. A perspektywa utraty władzy zaczyna go niepokoić. To z kolei może uczynić jego upadek jeszcze gwałtowniejszym, co odbije się na partii, zwłaszcza że tacy ambitni politycy jak Maas z chęcią przejmą schedę. Czy będziemy niedługo świadkami przełomu pokoleniowego w SPD, sygnalizowanego na łamach PRZEGLĄDU (49/2014) przez lidera Lewicy, Gregora Gysiego? – Sojusz z Die Linke w rządzie federalnym wyrządziłby SPD nieodwracalne szkody – powtarza z uporem Gabriel. Ale czy wicekanclerz ma inny wybór? Wizja bycia słabszym ogniwem w ponownej wielkiej koalicji przyprawia towarzyszy partyjnych o bóle głowy. Dlatego mają nadzieję, że na grudniowej konwencji ich prezes zaproponuje kogoś innego. Kogoś, kto uwierzy w zwycięstwo. „Scholz oder Schulz” – to hasło przewija się przez lewicowe media.

Dla Gabriela byłby to koniec wielkiej kariery. Rezygnacja ze stanowiska szefa SPD byłaby równoznaczna z przyznaniem się do klęski. Myśl o porażce nie jest Gabrielowi obca. W 2013 r. zapytany przez dziennikarza „Neue Zürcher Zeitung”, co zamierza zrobić, jeśli nie wejdzie do rządu i przez kolejne pięć lat trwać będzie w opozycji, odpowiedział: „W takiej sytuacji moja żona byłaby najszczęśliwsza na świecie”.

Foto: sigmar-gabriel.de

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 26/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy