Polscy dowódcy wobec wojny z terrorystami Być generałem to cel każdego oficera. W wojsku nie ma miejsca, co zdarza się coraz częściej poza światem koszar i sztabów, na strukturę o charakterze poziomym. Hierarchiczna struktura armii i zasada bezwzględnego podporządkowania podwładnych przełożonemu sprawiają, że jeżeli człowiek chce znaczyć więcej niż inni, musi awansować, piąć się nieustannie po drabinie służbowych zależności. Lampasy i wężyki są w tej optyce i celem samym w sobie, i symbolem osiągnięcia stanu dominacji nad pozostałą częścią wojska. Jesteś generałem, mówią między sobą wojskowi, to znaczy, że wiesz już wszystko i zawsze masz rację. Polscy generałowie roku 2001 odnoszą się jednak do zaprezentowanej powyżej formuły z pewną dozą pobłażliwości. W nowoczesnej armii, jaką z mozołem od początku lat 90. tworzymy, nawet najwyżsi dowódcy pozbywają się stopniowo właściwego dla starych czasów poczucia wyższości. Odbywa się to także dzięki dokonującej się w minionych latach zmianie pokoleniowej w generalskim korpusie. Nie ma już w nim generałów, którzy nosiliby dłużej lampasy w czasach PRL niż RP, coraz więcej na stanowiskach ludzi relatywnie młodych – jeśli wziąć pod uwagę długą drogę od świeżo upieczonego podporucznika do generalskich wężyków – czyli mających około pięćdziesiątki. Zmienia się także powoli geografia polskiej generalicji. Jeśli przez długie lata wojskowi narzekali, że zbyt dużo wśród generalskich nominatów jest oficerów, którzy niewiele wiedzą o prawdziwej armii, bo zbyt wiele czasu spędzili w zaciszu warszawskich sztabów, to dziś tzw. liniowcy wracają do łask, oczywiście, po niezbędnym szlifie sztabowym. 15 sierpnia tego roku, kiedy prezydent Aleksander Kwaśniewski wręczał kolejnym dowódcom akty powołania na stopnie generalskie, obserwatorzy zauważyli, że prawie nie było w tej grupie żołnierzy-urzędników. Trzecią gwiazdkę generała broni otrzymał Zygmunt Sadowski, dowódca Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie, generałami dywizji zostali np. Zbigniew Głowienka, dowódca 1 Korpusu Zmechanizowanego w Bydgoszczy i Mieczysław Stachowiak, dowódca 2 Korpusu Zmechanizowanego w Krakowie, a pierwsze gwiazdki dostali m.in. Zbigniew Bielewicz, dowódca 2 Korpusu Obrony Powietrznej w Bydgoszczy, Stanisław Nowakowicz, dowódca 11 Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu, Lech Stefaniak, dowódca 16 Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu. Kontradmirałem został Tomasz Mathea, dowódca 9 Flotylli Obrony Wybrzeża na Helu. Jaki powinien być polski generał na progu XXI wieku? Znawcy wojska mówią, że musi być to oficer z doświadczeniem w kierowaniu co najmniej dywizją, a także ze stażem w Sztabie Generalnym lub w sztabach dowództw rodzajów broni i najlepiej z praktyką na stanowiskach dowódczych w strukturach NATO lub w misjach pokojowych ONZ, oczywiście, także na wysokich stanowiskach. O znajomości języków obcych nikt już nie mówi, bo to w 2001 r. niemal oczywistość, przy czym chodzi nie tylko o posługiwanie się angielskim, czyli podstawowym językiem Sojuszu Atlantyckiego, ale w przyszłości także średnią chociażby znajomość języka francuskiego lub niemieckiego. Jeszcze 6-7 lat temu w generalskim szeregu było niewielu oficerów dobrze władających angielskim. Dziś niemal każdy z generałów ma co najmniej tzw. English 2222, a ponad 30 natowską trójkę, czyli mówią i piszą w tym języku bez większych kłopotów. Kilku najwyższych dowódców zna dobrze niemiecki. Oficerskiej elicie już w połowie lat 90. stworzono świetne warunki do nauki angielskiego. Przez łódzkie centrum nauczania języków obcych przeszło ponad 80 obecnych generałów. Wskazana jest nauka w zachodnich akademiach wojskowych i odbycie kilku kursów dowódczych. Słowem – cały pokaźny wykaz wymagań. Nic dziwnego, że nawet i dzisiaj, choć nie wszystkie przedstawione powyżej warunki są już traktowane jako podstawa do nominacji, po generalskie szlify sięga tylko co setny absolwent akademii lub szkoły oficerskiej. Dochodzenie do generalskich lampasów wymaga co najmniej 22-26 lat służby (patrz ramka), zwykle na kilkunastu różnych stanowiskach. Polski oficer przechodzi w tym czasie przez nierzadko dziesięć tzw. zielonych garnizonów. Niektórzy zaliczają ich po kilkanaście. Przyszły generał powinien także jakiś czas wykładać w szkole oficerskiej, wyjechać w misji sił pokojowych itd., czyli otrzeć się trochę o szeroki świat. I trzeba się cały czas uczyć, zdawać egzaminy, kończyć kolejne