Czytając choćby strony internetowe MON, nietrudno dostrzec, że wszystko, co się dzieje w wojsku, staje się towarem, a więc jest na sprzedaż Nie będzie to na pewno kolejna recenzja znanego filmu Andrzeja Wajdy z 1968 r. Dokonali już tego dawno specjaliści w tej dziedzinie i film zajął należne, poczesne miejsce w filmotece polskiej. Używając słów „wszystko na sprzedaż”, chcę opisać znacznie bardziej współczesne zjawisko, i to w obszarze odległym od filmu, a mianowicie w Wojsku Polskim. Czytając w szczególności wojskowe periodyki lub strony internetowe Ministerstwa Obrony Narodowej, nietrudno dostrzec, że wszystko, co się dzieje w wojsku, w jego jednostkach staje się towarem, a więc, że wszystko jest na sprzedaż. Oto przykłady – w którejś brygadzie, w jednej z kompanii plutony, a w nich drużyny odbywają planowe szkolenie w zakresie kierowania ogniem. Wydawałoby się – normalna żołnierska codzienność (szczególnie u profesjonalistów), ale okazuje się, że nie, bo w internecie, z tygodniowym wyprzedzeniem pojawia się zwiastun tego „wydarzenia” wraz z zaproszeniem dla mediów, szczegółami dotyczącymi akredytacji, numerami kontaktowymi do rzeczników itd. Nie mam nic przeciwko obecności mediów na ćwiczeniach, ale wysokiego szczebla, z udziałem kilku rodzajów wojsk, gdzie jest wiele momentów i elementów ciekawych, szczególnie dla ludzi bliżej niezwiązanych z wojskiem. Natomiast oprawa medialna godna ćwiczenia sojuszniczego dla dziesięciu piechocińców, którzy zazwyczaj z miernym skutkiem usiłują trafić kilka tarcz, może przynieść odwrotny do zamierzonego skutek. Po pierwsze, może paść pytanie ze strony któregoś z gości, ile wojsko kosztowało przyjęcie takiego grona dziennikarzy na tak zwyczajnych i (mam nadzieję) powszechnych zajęciach, po drugie, można też odnieść wrażenie, że strzelanie drużyny piechoty to w tej chwili tak rzadkie zjawisko w wojsku, że trzeba to uwiecznić dla potomnych i szeroko rozpropagować. Być może tak drobne i proste zajęcia z taką oprawą medialną mają odwrócić uwagę społeczeństwa od wielkiej mizerii finansów przeznaczanych na szkolenie wojska i od faktu, że ze szkoleniem w Siłach Zbrojnych jest bardzo źle. Przeglądając wydarzenia w wojsku na stronach internetowych MON czy też „Polski Zbrojnej”, na próżno szukać relacji z dużych ćwiczeń brygadowych czy dywizyjnych z wojskami. Takich po prostu nie ma. Mnóstwo jest natomiast różnego rodzaju uroczystości, wizyt, rocznic, wystaw, pielgrzymek i konkursów. Z rzadka pojawia się notatka dotycząca skromnego udziału kilku załóg lub egzemplarzy sprzętu w ćwiczeniach sojuszniczych, albo relacja z ćwiczenia na mapach w zaciszu sztabów, zazwyczaj o bardzo ograniczonym rozmachu. O złej kondycji szkolenia świadczą również ostatnie kuriozalne pomysły wykorzystywania sprzętu bojowego (w tym najnowszego – samolotów F-16) do reklam telewizyjnych, np. wody mineralnej, jak również organizacja w jednostkach licznych świąt, których obchody trwają dwa, a nawet trzy dni (robocze!). Skoro takie i podobne pomysły rodzą się w głowach dowódców i urzędników MON, to oznacza, że wojsko się nudzi. W czasach pokoju nie ma nic gorszego od nudzącej się armii (do tego zawodowej). Poczesne miejsce w komunikatach MON zajmują ostatnio również sprawy kadrowe. Szczególnie szeroko opisywane są zmiany na stanowiskach generalskich. To kolejny temat na sprzedaż, a przecież działalność kadrowa w wojsku była, jest i będzie. Czas płynie, kadencje oficerów zaczynają się i kończą i należy dokonywać zmian na stanowiskach, również tych wysokich, na których może się to odbyć wyłącznie na podstawie decyzji ministra obrony narodowej. Nie jest to ze strony ministra żaden wyczyn czy tym bardziej akt łaski, lecz jeden z jego podstawowych obowiązków, jakie narzuca mu ustawa. Brałem udział w wielu rozmowach kadrowych prowadzonych przez ministra obrony narodowej z kandydatami na stanowiska generalskie, ale po żadnej z nich nie ukazywały się komunikaty prasowe, bo była to jedna z rutynowych czynności ministra. Proces doboru kadr jest ciągły, nie jest jakimś zdarzeniem nadzwyczajnym, wręcz heroicznym, a takie można odnieść wrażenie, czytając komunikaty MON na ten temat. Być może mają one za zadanie przekonać czytelników, że do tego momentu w działalności kadrowej panował całkowity zastój, że na stanowiskach tkwili starzy generałowie i blokowali napływ świeżej krwi, wojskowej młodzieży. Widocznie temu mają służyć słowa komentarza do ogłoszonych decyzji MON, że chodzi o stworzenie możliwości awansu na pierwszy stopień generalski pułkownikom, którzy w ostatnim czasie ukończyli Podyplomowe Studium Polityki Obronnej (PSPO)
Tagi:
Piotr Makarewicz









