Koniec procesu policjanta bezpodstawnie oskarżonego o współpracę z przestępcami. Sąd nie zostawił suchej nitki na zarzutach prokuratury W ubiegłym tygodniu Sąd Rejonowy w Lublinie uniewinnił inspektora Władysława Szczeklika – byłego komendanta policji w Białej Podlaskiej. Proces zakończył się kompromitacją prokuratury. Na jej dowodach sąd nie pozostawił suchej nitki. O sprawie pisaliśmy w kwietniu br. w tekście „Zabić glinę” („P” nr 14). Byłego komendanta bialskopodlaskiej policji aresztowano w grudniu 2001 r., gdy ważyły się losy sukcesji na fotelu szefa komendy wojewódzkiej policji w Lublinie. Szczeklik był jednym z głównych pretendentów do tego stanowiska. Policjant przesiedział w areszcie pięć miesięcy. Rok później prokuratura postawiła mu zarzuty. Oskarżyła go o to, że w latach 1996-1998, kiedy był naczelnikiem wydziału przestępstw gospodarczych w Komendzie Rejonowej Policji w Lublinie, przyjmował od Pawła Pawlaka, właściciela miejscowego lombardu, łapówki – sprzęt RTV i biżuterię o wartości 9 tys. zł, w zamian za informacje o planowanych akcjach policji. Pawlak specjalizował się w udzielaniu pożyczek na lichwiarski procent. Po nagłośnieniu sprawy Szczeklika okrzyknięto go groźnym gangsterem, a nawet bossem półświatka. Ale Pawlak żadnym bossem nie był, a prokuratorski zarzut dotyczący kierowania przez niego zorganizowaną grupą przestępczą ostatecznie nie ostał się przed sądem. Pawlaka i Szczeklika obciążały zeznania dwóch świadków – pracownika lombardu Roberta P. oraz Piotra K., zajmującego się wyłudzaniem sprzętu elektronicznego. Właściciel lombardu jednak od samego początku konsekwentnie zaprzeczał jakiejkolwiek znajomości z inspektorem. Bezczelność czy bezmyślność Proces sądowy trwał prawie pięć lat i był dwa razy zaczynany od początku. W tym czasie prowadzący go sędzia odszedł do pracy w Instytucie Pamięci Narodowej, a prokuratorzy zajmujący się sprawą byłego komendanta awansowali na wyższe stanowiska. Z zeznań w całości wycofali się najważniejsi świadkowie, a jeden z nich, Piotr K., ps. „Prezes”, oskarżył lubelskich prokuratorów o obiecywanie nadzwyczajnego złagodzenia kar w innych postępowaniach prowadzonych przeciw niemu w zamian za obciążenie policjanta. Wiosną tego roku powiadomił o tym Prokuraturę Krajową oraz media. Sprawą niedawno zajęła się prokuratura w Suwałkach, dokąd trafiły materiały ze względu na zasadę zachowania obiektywizmu. Zasada ta jednak nie przeszkadzała wcześniej lubelskiej prokuraturze apelacyjnej prowadzić postępowanie we własnej sprawie. W połowie października zamknięty został przewód sądowy w tym procesie. Dla właściciela lombardu, który wspólnie ze Szczeklikiem zasiada na ławie oskarżonych, prokurator zażądał dwóch lat i sześciu miesięcy odsiadki. Dla Szczeklika – dwóch lat i czterech miesięcy więzienia bez zawieszenia – m.in. ze względu na fakt, iż „oskarżony nie przyznał się do winy i nie wykazał skruchy”. – Czy pan prokurator po tym wszystkim będzie jutro mógł spojrzeć w lustro? – pytał Paweł Pawlak podczas swej mowy obrończej. Odpowiedzi nie usłyszał. Równie nieprzejednane stanowisko w sprawie Szczeklika na miesiąc przed wyrokiem zajął szef lubelskiej prokuratury apelacyjnej, Robert Bednarczyk. – Prokuratura miała wystarczające podstawy do oskarżenia tego pana – zapewniał. Pominięte dowody Szczeklik przez prawie godzinę, krok po kroku, drobiazgowo rozprawiał się z argumentami prokuratury, wykazując ich nielogiczność i wewnętrzną sprzeczność. – Jestem zasmucony i zbulwersowany tym, że prokuratura nawet dziś nie potrafi przyznać się do błędu – mówił. Akcentował brak jakichkolwiek dowodów materialnych, wskazywał błędy i zaniechania prowadzących postępowanie przygotowawcze, uwypuklał kompromitujące wpadki prokuratury w ocenie dowodów – w tym „zamianę blondyna w bruneta”, kiedy to Szczeklika mającego kruczą i kędzierzawą czuprynę świadek w śledztwie określił jako „blondyna, krótko ostrzyżonego” – oraz sposobie ich zbierania. W ostatnim słowie poprosił o uniewinnienie. Wyrok został ogłoszony 25 października o 8 rano. Na jego odczytanie przybyło kilkunastu dziennikarzy reprezentujących ogólnopolskie oraz lokalne gazety, stacje radiowe i telewizyjne. – Obaj oskarżeni mają niepodważalne alibi. Oskarżenie opiera się na tym, co Piotr K. miał usłyszeć od Roberta P. (drugiego świadka oskarżenia – przyp. aut.) lub Pawła Pawlaka. Szczeklik nie brał łapówek i nie przekazywał informacji. Obaj oskarżeni po prostu się nie znali – podkreślał w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Łukasz Obłoza. Paweł Pawlak w czasie wskazanym przez prokuraturę przebywał na Pomorzu. Świadczą o tym choćby zdjęcia, które nie mogły być sfabrykowane,
Tagi:
Marcin Kozarski









