Głową w mur

Głową w mur

Hydrokompleks Glimar Gorlice Zakres prac: Wykonanie i montaż konstrukcji stalowej wraz z dokumentacją warsztatową estakad instalacji 1733t – Rafineria Gorlice. Instalacja Hydrokompleksu pozwala na przeróbkę każdego gatunku ropy oraz wytwarzanie nowych wysokojakościowych specyfików naftowych. Realizacja w latach 2002-2003 http://www.mostostal.com.pl/?pid=75&id=1004

Jak najstarsza rafineria w Polsce zmieniła się w nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów i co się stało z akcjami wartymi kilkaset milionów złotych? 19 stycznia 2005 r. Sąd Rejonowy w Nowym Sączu ogłosił upadłość założonej w roku 1883 gorlickiej Rafinerii Glimar. Szacowano, że zobowiązania spółki sięgały miliarda złotych. Okazało się, że kosztowne, liczone w setkach milionów złotych plany restrukturyzacji tej niegdysiejszej legendy polskiego przemysłu naftowego skończyły się fiaskiem. Ówczesny prezes Nafty Polskiej Krzysztof Żyndul mimo wszystko zapewniał w wywiadach, że jest nadzieja na powstanie na tej ruinie efektywnie działającej spółki. Owo przekonanie oparte było na fakcie, że na terenie Glimaru budowana była najnowocześniejsza w Polsce instalacja do przerobu ropy naftowej, nazywana potocznie hydrokompleksem. Inwestycję zrealizowano w ponad 80%, a jeśli wierzyć mediom, efektywnym wykorzystaniem majątku gorlickiej rafinerii zainteresowani byli główni wierzyciele – Grupa Lotos, Nafta Polska oraz Bank BPH. Do pracy wzięli się też prokuratorzy szukający odpowiedzi na pytanie, kto winien, oraz wyznaczony przez sąd syndyk masy upadłościowej. Wydawało się, że nie wszystko stracone. Potencjalnych inwestorów miała przyciągnąć nowoczesna instalacja hydrokompleks, która, jeśli oczywiście wierzyć dziennikarzom, miała służyć do produkcji paliwa dla polskich myśliwców F-16! Nic dziwnego, że syndyk wycenił ją najpierw na 326 mln zł, a potem na 180 mln zł… Szkoda, że zainteresowanie tymi ofertami było nieszczególne. Quid pro quo (coś za coś) Przez trzy lata próbowano „coś zrobić” z Glimarem. Pojawiali się i znikali różni oferenci zainteresowani przejęciem rafinerii. W roku 2007 warszawska spółka Petrolog miała już podpisaną umowę przedwstępną, ale w ostatniej chwili się wycofała. Na horyzoncie błysnął też ukraiński inwestor Michaił Reszetnik, właściciel zarejestrowanej w słowackim Popradzie spółki Interneftegas Company, który plany miał ambitne, możliwości zaś skromniejsze. Zniecierpliwiony tym, że wokół rafinerii nic się nie działo, a wysiłki syndyka skończyły się niepowodzeniem, wiosną 2008 r. sąd umorzył upadłość Glimaru, którego przyszłością ponownie zajęli się dawni właściciele. Wyjściem z sytuacji okazała się transakcja z początku grudnia 2008 r. – 9,52 mln akcji, stanowiących 91,54% kapitału rafinerii, kupił od Grupy Lotos Podkarpacki Holding Budowy Dróg Drogbud ze Strzyżowa, firma znana w regionie i ciesząca się dobrą reputacją. Prezes Drogbudu Grzegorz Wojtaszek chciał dokończyć budowę hydrokompleksu i rozpocząć produkcję asfaltu. Pomysł wydawał się sensowny. W Polsce realizowano wówczas liczne projekty drogowe współfinansowane ze środków unijnych i każda tona asfaltu była na wagę złota. Nowy producent mógł liczyć na szybki zbyt i spore zyski. Jednak rafineria Glimar wymagała restrukturyzacji zobowiązań i inwestycji. Na początek nowy właściciel m.in. wyremontował kotłownię i odbudował instalację do produkcji asfaltu. Łączna wartość zainwestowanych wówczas środków przekroczyła 45 mln zł. Prezesowi Wojtaszkowi udało się też rozwiązać problemy z dostawami surowca niezbędnego do produkcji. Miał on być sprowadzany z Holandii. Ponadto zaadaptowano kilkanaście zbiorników do przechowywania asfaltu drogowego poprzez wykonanie systemu nagrzewnic i izolacji termicznej zbiorników. Dzięki temu można było zmagazynować 50 tys. ton asfaltu. Na przełomie lutego i marca 2010 r. w rafinerii Lotos zakupiono ponad 12 tys. ton asfaltu i zmagazynowano go w nowych zbiornikach. Został on potem wykorzystany przy budowie dróg przez Drogbud i spółki zależne. Już samo magazynowanie asfaltu w martwym dla budownictwa drogowego sezonie dawało znaczące zyski – w tym czasie jego zakup był tańszy o 50%. Prezes Wojtaszek zakładał, że powoli kończą się problemy Glimaru i wkrótce rafineria zacznie przynosić spore zyski. Wtedy nastąpił gwałtowny zwrot akcji. Na przełomie 2010 i 2011 r. prezes Wojtaszek otrzymał ofertę zakupu Glimaru od ekonomisty, przedsiębiorcy i polskiego konsula honorowego w Monako Wojciecha Janowskiego, który wraz z kilkoma, powiedzmy, wspólnikami zaproponował mu nietypową – choć, przyznajmy, wyglądającą solidnie – umowę warunkową. Na jej mocy spółka konsula honorowego stałaby się głównym udziałowcem najstarszej polskiej rafinerii. Istota transakcji polegała na tym, że akcje Glimaru oraz spółki Hydronaft z siedzibą w Gorlicach, których głównym posiadaczem był Grzegorz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 36/2019

Kategorie: Kraj