Głupia polaryzacja

Głupia polaryzacja

Warszawa, 08.05.2019. Manifestacja solidarnosciowa z Elzbieta Podlesna zorganizowana przez Obywateli RP przed MSWiA., Image: 436319832, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Andrzej Hulimka / Forum

W polityce różnimy się w sposób coraz głupszy i bardziej szkodliwy społecznie Jeżeli jesteście państwo po świętach, to najpewniej także po rodzinnych i towarzyskich końcoworocznych spotkaniach. Jeśli przy tej okazji od pewnego czasu zauważacie, że polityka – a konkretnie partyjne sympatie – coraz częściej są w stanie poróżnić nawet najbliższych, jest to niestety słuszna intuicja. Stwierdzenie, że polityka dzieli, to oczywiście truizm, ale w czasach szczególnie toksycznej polityki i wyjątkowo ordynarnej propagandy te podziały nabierają nowej jakości. Coraz częściej nie chodzi w nich już o nic poza tym, że sympatycy partii, jak stadionowi bandyci i fanatycy drużyn sportowych albo religijni sekciarze i ekstremiści, po prostu nie mogą znieść faktu, że ktoś ma inne poglądy. To zagadnienie i problem bezmyślnej partyjnej wojny, w której już dawno nie chodzi o konflikt etosów, idei, a nawet interesów, doczekały się niedawno całkiem ciekawej analizy. I nazwy: głupia polaryzacja. Bo różnica poglądów i stanowisk, nawet spolaryzowana, czyli biegunowa, to jeszcze nic złego – problem, i to dotkliwy, zaczyna się wtedy, kiedy różnice istnieją, dzielą i prowadzą do wojny, ale niczego konkretnego już nie dotyczą. Tylko tego, że „my lubimy tych, a wy tamtych”. Gdy plemienność bierze górę. Ten fenomen wcale nie jest nieuchwytny – da się go zmierzyć, pokazać w wynikach badań i wyborów i dobrze opisać. A wszystko wskazuje, że wręcz trzeba, bo z biegiem czasu tylko będzie narastał. Podział dla podziału W świeżym eseju dla magazynu „National Affairs” Jonathan Rauch przekonuje, że polaryzację należy przemyśleć na nowo – nawet jeśli może się wydawać, że problem został przedyskutowany i opisany w ostatnich latach do znudzenia. Co więcej, jak zauważa sam Rauch, zjawisko upartyjnienia społeczeństwa – zblokowania się partii i zamykania debaty publicznej w dwóch zwalczających się obozach – amerykańscy politolodzy opisują od połowy lat 70. Co nowego można o nim powiedzieć dzisiaj? Trzeba zacząć od zjawiska, które pokazują zarówno wyniki badań, jak i pobieżna nawet obserwacja – od skurczenia się politycznego centrum. Pew Research Center, jeden z najbardziej uznanych amerykańskich ośrodków badawczych, od wielu lat pyta Amerykanki i Amerykanów o to, czy mają pogląd spójny ze stanowiskiem jednej partii, czy raczej zgadzają się i z częścią stanowisk republikanów, i z częścią stanowisk demokratów. Takich rozsądnych, umiarkowanych bądź centrowych wyborców Pew Research Center przez dziesięciolecia notował bardzo wielu – jeszcze w 1994 i 2004 r. mniej więcej połowa społeczeństwa nie miała jednoznacznie partyjnych poglądów. Ostatnio zaś – te informacje przynosi badanie z 2017 r. – wyborców, którzy nie zgadzają się z tą czy inną linią partii, jest według badań już tylko 32%. Według Raucha w rzeczywistości może być jeszcze gorzej. Bo jego zdaniem w i tak malejącym odsetku tych, którzy dawniej stanowili niepartyjny, umiarkowany elektorat, dziś zawiera się także liczna grupa osób wcale nie umiarkowanych, lecz – przeciwnie – radykałów, którzy nie mieszczą się w żadnej partii właśnie dlatego, że w różnych sprawach mają poglądy ostrzejsze niż którekolwiek ugrupowanie. Wykres pokazuje to zresztą wprost, krzywa poglądów z biegiem lat coraz bardziej spłaszcza się w środku, w górę idą skrajności. A jednak, jak zauważa Rauch, społeczeństwo widziane przez soczewkę socjologa aż tak bardzo nie zmieniło poglądów. Przekonania czarnoskórych obywateli nie są dalej od przekonań białych obywateli, niż były 25 lat temu; głęboko wierzący i ateiści deklarują mniej więcej to samo co wówczas; kobiety i mężczyźni różnią się w wyborach, ale wcale nie znacznie ostrzej niż kiedyś. W jednej tylko kategorii polaryzacja pogłębia się dramatycznie – po linii partyjnej. Ludzie deklarujący się jako wyborcy jednej partii coraz bardziej nie zgadzają się z ludźmi deklarującymi się jako wyborcy przeciwnej. I ich poglądy są wobec tego podziału… bez znaczenia. Mamy do czynienia z podziałem dla podziału. Obserwujemy – i to termin rzeczywiście prowokujący i ciekawy – bezsensowną, niespójną, głupią polaryzację. Różnimy się nawet nie tyle bardziej – ile bardziej niemądrze. Byle dalej od sąsiada Ludzie, jak wynika z obserwacji Raucha i cytowanych przez niego badań, nie tyle bardziej kochają własne partie, ile silniej nienawidzą partii przeciwnych i wszystkiego, co z nimi związane. Dotychczasowi wyborcy partii A nie uwierzyli mocniej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2020, 2020

Kategorie: Publicystyka