Gorączka ropy na Kanarach

Gorączka ropy na Kanarach

Repsol spodziewa się wydobywać u wybrzeży Wysp Kanaryjskich ponad 100 tys. baryłek ropy dziennie Ledwie się rozjaśniało, kiedy pontony motorowe aktywistów Greenpeace’u odbijały od „Arctic Sunrise”, statku matki zakotwiczonego niedaleko brzegów Lanzarote. Ale nawet w skąpym świetle pochmurnego poranka 15 listopada cel misji był doskonale widoczny. Wysokie na wiele metrów, stożkowate rusztowanie wiertła na statku „Rowan Renaissance” jarzyło się na tle chmur niczym bożonarodzeniowa choinka. Chronione stalą wiertło w ciągu najbliższych 24 godzin miało przebić dno morskie i rozpocząć poszukiwania ropy na Kanarach. Na nagraniu widać jeszcze jedną jednostkę. Stoi nieopodal „Rowan Renaissance”. Wygląda skromnie w smutnych, szaro-niebieskich barwach marynarki wojennej. To stąd po chwili odbiły dwie wojskowe łodzie i zaczęły krążyć wokół motorówek Greenpeace’u. – Nasi aktywiści chcieli powiesić transparent na kadłubie statku wiertniczego, ale w końcu tego nie zrobili. Akcja marynarki zaskoczyła nas brutalnością i tym, że hiszpański rząd jednoznacznie stanął w obronie interesów konkretnej, prywatnej firmy, wbrew interesowi nie tylko ekologów, ale również lokalnej społeczności – mówi Conrado García del Vado, odpowiadający w hiszpańskim Greenpeasie za informacje o akcjach na morzu. Firma, o której wspomina, to Repsol. Hiszpański gigant naftowo-gazowy, jeden z największych koncernów w branży. Pierwsza próba staranowania pontonu pełnego aktywistów była stosunkowo niegroźna. Ot tak, by postraszyć i przepędzić. Ekolodzy płynęli dalej. Przecież zgłaszali przez radio, że to pokojowy protest, podobny do tych, które Greenpeace prowadzi na całym świecie – tym razem żadnych abordaży czy szarpanin nikt nie planował. Zrobiło się groźnie, mimo to jeden z pontonów podpłynął do jednostki Repsola. W tym momencie w jego lewą burtę uderzyła płynąca ile fabryka dała łódź marynarki wojennej. Ktoś wpadł do wody pośród przekleństw i krzyków. Ale to nie koniec. Od drugiej strony, od sterburty, równie szybko nadpłynęła druga wojskowa łódź. Uderzenie podrzuciło jej dziób do góry, po czym spadła całym ciężarem na ponton Greenpeace’u i na aktywistów. Nie wszystkim udało się uskoczyć. 23-letniej Włoszce, Matildzie Brunetti, uderzenie złamało nogę. Dziewczyna znalazła się w wodzie. Tam łopaty silnika jednej z łodzi dodatkowo ją pokaleczyły. Według Conrada, Matilda ma bardzo poważnie uszkodzoną lewą nogę. Już pojechała na leczenie do Włoch. Według ostrożnych szacunków lekarzy, będzie mogła chodzić najwcześniej za trzy miesiące. Hiszpański rząd murem stanął za marynarką wojenną. – Pośród wielu różnych obowiązków ich powinnością jest ochrona wolności żeglugi i wolności realizacji przedsięwzięcia, do którego statki chronione przez marynarkę zostały uprawnione – mówił tuż po incydencie José Manuel Soria, minister przemysłu, energii i turystyki w konserwatywnym gabinecie Mariana Rajoya. Nie chcemy być kolonią Madrytu! Repsol nie skomentował zajścia. Rzecznik koncernu zauważył tylko, że u wybrzeży Wysp Kanaryjskich spodziewają się znaleźć złoże pozwalające na wydobycie ponad 100 tys. baryłek ropy dziennie, co zmniejszy zależność energetyczną Hiszpanii z niemal 100% do 90% i pozwoli krajowi zaoszczędzić na imporcie ok. 4 mld euro. Czysty zysk w imię interesów Hiszpanii. No właśnie, Hiszpanii, ale nie Kanarów – odpowiadają krytycy i żądają referendum, co – nawiasem mówiąc – staje się w Hiszpanii popularnym sportem politycznym. Tylko że konserwatyści w Madrycie referendów nie lubią. Ostatnio przekonała się o tym złakniona niepodległości Katalonia. Mimo sprzeciwu rządu i orzeczenia sądu konstytucyjnego, że referendum jest nielegalne i nie może być uznane za wiążące, Katalończycy przeprowadzili głosowanie i opowiedzieli się za niezależnością od Hiszpanii. Mieszkańcy Wysp Kanaryjskich nie zdecydowali się na ten krok. Ich referendum miało się odbyć 23 listopada. Zamiast tego lokalne władze urządziły coś w rodzaju uroczystego apelu, podczas którego wyraziły niezgodę na praktyki Madrytu i zleciły dwóm kanaryjskim uniwersytetom przeprowadzenie szczegółowych badań opinii publicznej w kwestii odwiertów. – 75% mieszkańców było przeciwnych – podkreśla Conrado García del Vado. – Mam nadzieję, że rząd usłyszy ten głos. Demonstracje przeciwko odwiertom odbywają się niemal co tydzień na różnych wyspach. Potrafi w nich wziąć udział 200 tys. ludzi (jedna dziesiąta mieszkańców regionu – przyp. RR). Również

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Świat