Gorączka ropy na Kanarach

Gorączka ropy na Kanarach

Nie chcemy być kolonią Madrytu!

Repsol nie skomentował zajścia. Rzecznik koncernu zauważył tylko, że u wybrzeży Wysp Kanaryjskich spodziewają się znaleźć złoże pozwalające na wydobycie ponad 100 tys. baryłek ropy dziennie, co zmniejszy zależność energetyczną Hiszpanii z niemal 100% do 90% i pozwoli krajowi zaoszczędzić na imporcie ok. 4 mld euro. Czysty zysk w imię interesów Hiszpanii. No właśnie, Hiszpanii, ale nie Kanarów – odpowiadają krytycy i żądają referendum, co – nawiasem mówiąc – staje się w Hiszpanii popularnym sportem politycznym. Tylko że konserwatyści w Madrycie referendów nie lubią. Ostatnio przekonała się o tym złakniona niepodległości Katalonia. Mimo sprzeciwu rządu i orzeczenia sądu konstytucyjnego, że referendum jest nielegalne i nie może być uznane za wiążące, Katalończycy przeprowadzili głosowanie i opowiedzieli się za niezależnością od Hiszpanii. Mieszkańcy Wysp Kanaryjskich nie zdecydowali się na ten krok. Ich referendum miało się odbyć 23 listopada. Zamiast tego lokalne władze urządziły coś w rodzaju uroczystego apelu, podczas którego wyraziły niezgodę na praktyki Madrytu i zleciły dwóm kanaryjskim uniwersytetom przeprowadzenie szczegółowych badań opinii publicznej w kwestii odwiertów.

– 75% mieszkańców było przeciwnych – podkreśla Conrado García del Vado. – Mam nadzieję, że rząd usłyszy ten głos. Demonstracje przeciwko odwiertom odbywają się niemal co tydzień na różnych wyspach. Potrafi w nich wziąć udział 200 tys. ludzi (jedna dziesiąta mieszkańców regionu – przyp. RR). Również społeczeństwo obywatelskie, nie tylko ekolodzy, ma po dziurki w nosie tego, że nikt go nie słucha.
Rzeczywiście rząd Rajoya zachowuje się wobec Wysp Kanaryjskich, a wcześniej wobec Katalonii, arogancko. Zamiast rozmawiać, woli wydawać polecenia. Kanaryjczycy, którzy i tak lubią podkreślać swoją odrębność kulturową, przestają się czuć częścią Hiszpanii. Uważają, że są traktowani jak zamorska kolonia. Wprawdzie nie ma chrzczonej wódy, chrzczących jezuitów, paciorków, strzelb ani pracy przymusowej, ale to Madryt rości sobie prawo do decydowania o ścieżce rozwoju gospodarczego regionu, oczywiście w sposób korzystny przede wszystkim dla siebie. Przypomina to relacje centrum-peryferie. Niektórzy lokalni działacze polityczni odgrażają się, że jak tak dalej pójdzie, w następnym referendum padnie pytanie o niepodległość, a nie o odwierty.

Którędy droga?

Niedoszłe listopadowe referendum nie miało być tak rewolucyjne. Mieszkańcy wypowiedzieliby się w kwestii tego, czy Wyspy Kanaryjskie „powinny zmienić swój profil ekologiczno-turystyczny na wydobywczy gazu i ropy”. – Chcieliśmy przeprowadzić zupełnie legalne konsultacje, gwarantowane konstytucją, ale nie pozwolono nam. Nasze bogactwo to nasz klimat, nasze niebo, ocean, bioróżnorodność, rzeźba terenu – wyliczał 10 listopada szef lokalnego rządu, Paulino Rivero. Zasugerował wtedy, że władze w Madrycie mają zbyt bliskie powiązania z Repsolem, aby zostawić Kanary w spokoju. Hiszpański rząd pozbył się ostatnich udziałów w Repsolu wiele lat temu, jeszcze za rządów lubującego się w prywatyzacjach premiera Aznara. Ale „drzwi obrotowe” między wielkim biznesem a polityką nikogo dziś nie dziwią. Na takie insynuacje oburzyłby się zapewne cytowany już minister José Manuel Soria, który urodził się na Wyspach Kanaryjskich i uważa się za polityka zasłużonego dla regionu. To zresztą nie tylko jego opinia. Przez kilkanaście lat sprawował na Kanarach ważne, wybieralne demokratycznie funkcje publiczne, ale zawsze ciągnęło go do madryckiej polityki. Soria jest gorącym zwolennikiem reindustrializacji Hiszpanii. To jego pomysł na wysokie bezrobocie i rachityczny wzrost. Kierunek ze wszech miar słuszny, naiwna wiara, że przemysł usług finansowych i spekulacja nieruchomościami są w stanie zastąpić przemysł prawdziwy, już dawno powinna opuścić Europę. Trudno też obecnie znaleźć równie wydajną alternatywę dla ropy naftowej. Tylko dlaczego akurat na Kanarach? W miejscu, gdzie 40% terenu jest pod ochroną? Na wyspach, które przyciągają 12 mln turystów rocznie, dzięki czemu turystyka i powiązany z nią biznes przynoszą 13 mld euro w skali roku i stanowią 32% PKB? Prawdopodobnie gdzie indziej wiadomość o odkryciu złóż ropy wywołałaby masowe strzelanie korków od szampanów. Ale nie tutaj.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy