Gospodarka zamiast rautów

Gospodarka zamiast rautów

Feudalny sposób myślenia w polskiej polityce zagranicznej Artykuł Stefana Mellera, ministra spraw zagranicznych, opublikowany w „Rzeczpospolitej” (nr 78), koncentruje się przede wszystkim na języku polityki i racji stanu. Dla czytelnika przesłanie artykułu jest oczywiste – zdystansowanie się autora wobec innych graczy na polskiej scenie politycznej, wykazanie swojej przewagi intelektualnej i swojej koncepcji uprawiania polityki jako takiej. Polityka zagraniczna traktowana jest jako autonomiczna dziedzina, jako swoisty monopol jednej instytucji rządowej, zdystansowanej od wszelkich innych, prowadzącej samodzielną politykę zagraniczną we wszystkich jej przejawach, określającą de facto zadania dla pozostałych agend rządowych w jej kontaktach ze światem zewnętrznym. Jest to niewątpliwie przejaw myślenia traktujący poszczególne ministerstwa jak samodzielne folwarki, ze ściśle określonymi kompetencjami, w których w charakterze udzielnych książąt, luźnie związanych z suwerenem – premierem składają trybut w postaci niepodlegających dyskusji i opiniowania raportów ze swojej działalności. Ten feudalny sposób myślenia obowiązuje w polskiej polityce zagranicznej od kilkunastu lat, być może profesorskie pochodzenie wielu naszych ministrów spowodowało przeniesienie tego trybu postrzegania świata i funkcjonowania rządu z wirtualnego świata uniwersytetów w realny świat wydarzeń politycznych. Polityka zagraniczna w państwach demokratycznych jest tworem polityków wyposażonych w mandat nadany im przez wyborców. Czy to się nam podoba, czy nie, ale Andrzej Lepper ma taki mandat, natomiast Stefan Meller go nie ma. Polska po prostu jest taka, jacy są Polacy, i wybrani przez nich sejmowi przedstawiciele zapewne nie spełniają wysokich standardów intelektualnych, wymyślonych przy biurkach w zaciszu rozlicznych towarzystw wzajemnej adoracji. Dzisiejszy Sejm prezentuje realną Polskę: nacjonalistyczną, obskurancką, społecznie lewicową. Postrzeganie polityki zagranicznej jako samodzielnej domeny powoduje wadliwe postrzeganie istoty celów, jakie realizujemy i mamy do zrealizowania w relacjach ze światem zewnętrznym. Stąd wynika nieporozumienie, iż środki mylone są z celami. Min. Meller za cele strategiczne, które zostały już osiągnięte, uważa polskie członkostwo w NATO i UE. Być może, tak to wyglądało z poziomu urzędników MSZ, natomiast dla Polaków były to tylko środki, za pomocą których chcieliśmy osiągnąć warunki, które umożliwiałyby naszemu krajowi bezpieczne bytowanie i zapewniały dynamiczny rozwój ekonomiczny. Nie sądzę, aby te środki tak naprawdę zapewniły nam zarówno bezpieczeństwo, jak i warunki rozwoju ekonomicznego. Nie NATO, ale zmiana globalnej konfiguracji, spowodowanej zapaścią cywilizacyjną Rosji i utworzonego przez nią imperium ZSRR spowodowała, że Polska, jak i pozostałe kraje Europy Środkowej, w coraz większym stopniu także Wschodniej (Ukraina i Białoruś) wyzwoliły się od politycznego dyktatu Moskwy. Większy poziom naszego bezpieczeństwa, jeżeli rozumiemy pod tym słowem tylko nasze uniezależnienie od wschodniego sąsiada, spowodowane zostało wyłącznie przez fakt radykalnego spadku znaczenia politycznego decydentów z Kremla, a nie rozszerzenia NATO. Również Unia Europejska nie okazała się panaceum na wszelkie nasze bolączki gospodarcze. Bezrobocie utrzymuje się niezmiennie na bardzo wysokim poziomie, według standardów Międzynarodowej Organizacji Pracy znacznie przekraczając 20%. Radosne oświadczenia naszych polityków, z lewej czy prawej strony, zależnie od tego, czy są oni u steru rządu, czy też nie, podkreślają ogromne zadowolenie, że oto udało się nam udostępnić kolejny rynek Zachodu – Francję dla hydraulików, Szwecję czy Hiszpanię dla lekarzy, a Wielką Brytanię dla pracowników gastronomii i hotelarstwa, niezależnie od posiadanego wykształcenia. Polska pozostaje krajem zaplecza produkcyjnego o niskim poziomie wartości dodanej. W 62. numerze „Rzeczpospolitej”, z 14 marca, przeczytamy artykuł „Polskie firmy uważają, że na własny patent ich nie stać”, gdzie znajdziemy informację, że w roku 2005 polskie firmy zarejestrowały 71 patentów, a co ciekawsze, przoduje polska firma ADB, zarejestrowana w Szwajcarii. Dla porównania w tym samym okresie Niemcy zarejestrowali 13.215 patentów, a maleńka, kilkumilionowa Finlandia – 1532. Jeżeli z kolei spojrzymy na wskaźniki wzrostu gospodarczego, mierzone w przyroście produktu narodowego brutto, Polska, ze wskaźnikiem oscylującym w granicach 4%, lokuje się na poziomie Hiszpanii czy Szwecji, a znacznie poniżej Danii (ok. 5%). Wskaźniki te oznaczają, że Polska wcale nie nadrabia dystansu, jaki nas dzieli od rozwiniętych krajów Zachodu – wprost przeciwnie, ten dystans tracimy. Nawet w stosunku do tych krajów Zachodu, jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2006, 2006

Kategorie: Opinie