Gra bez zasad

Gra bez zasad

Krzaklewski z Walendziakiem postawili na kampanię negatywną – triki, “haki” i opluwanie rywali No i mamy to, co najgorsze. Kampania prezydencka, która przez całe tygodnie toczyła się w dość spokojnym tempie (poza lustracyjnym epizodem), przemieniła się w obrzucanie błotem. Mamy kampanię negatywną. To “zasługa” Mariana Krzaklewskiego i szefa jego kampanii, Wiesława Walendziaka. Ten ostatni wymyślił, a ten drugi zaakceptował taki sposób walki politycznej. Dlaczego lider AWS zdecydował się na brudne zagrywki? Kto na tym zyska, a kto straci? Co na to elektorat? Obrócę te sondaże O tym, że Wiesław Walendziak użyje cudownej (w swoim mniemaniu) Wunderwaffe, czyli rozpocznie kampanię negatywną, można było domyślać się już kilka tygodni temu, kiedy ze sztabu Krzaklewskiego zaczęły dochodzić informacje o “cudownych” spotach reklamowych, przygotowanych przez “pampersów”. To one miały odwrócić kartę, rozruszać kampanię Krzaklewskiego, która – mimo obklejenia plakatami połowy kraju – nie przynosiła rezultatów. O tych nadziejach mówił m.in. sam Walendziak w rozmowie dnia w Radiu Zet z Krzysztofem Skowrońskim, 15 września: Pytanie: 67% to poparcie dla Kwaśniewskiego, 8% to poparcie dla Krzaklewskiego. Takie są wyniki sondaży. Co pan z tym zrobi? Odpowiedź: Obrócę te sondaże. Tak jak powiedziałem, jest w tej chwili próba generowania nastroju, że właściwie wybory są niepotrzebne: są takie sondaże, jakie są, po cóż marnować pieniądze na wybory? To się sugeruje delikatnie i subtelnie. Pytanie: “Obrócę sondaże”. Jak? Odpowiedź: Ciężką pracą, pokazywaniem prawdy, pokazywaniem realnych działań, a nie tylko pustych deklaracji. Rachuby Mariana, rachuby Wiesława Jeżeli Krzaklewski z Walendziakiem sądzili, że kampania negatywna, którą rozpętali, “odwróci sondaże”, to pewnie głęboko się rozczarowali. Bo na przykład w Nysie, podczas prawyborów, wielki telebim, przedstawiający “sceny z życia Kwaśniewskiego”, pracował w dzień i w nocy. A i tak prezydent zdobył tam ponad 50% głosów poparcia. Podobnie wyborcze sondaże – one również nie zanotowały większych ponad przewidywane przesunięć w preferencjach elektoratu. Co więcej, wyraźnie widać, że negatywna kampania najwięcej strat przyniosła samemu Krzaklewskiemu, spychając go w wielu sondażach na trzecie miejsce, za Andrzeja Olechowskiego. Dlaczego tak się stało? Z kilku powodów. Po pierwsze, brutalnie atakując Kwaśniewskiego, Krzaklewski pokazał, że tak naprawdę, poza opluwaniem przeciwnika, nie ma nic do powiedzenia, nic do zaoferowania. Pamiętajmy, wybory odbywają się w określonej sytuacji, a ta nie jest dla rządu Buzka, a mówiąc wprost – dla ekipy Krzaklewskiego, dobra. Mamy dwucyfrową inflację, rosnące bezrobocie i spadające tempo rozwoju gospodarczego. Poza tym mamy gigantyczny bałagan – w ZUS-ie, w finansach publicznych, gdzie rząd aż o sześć tygodni przełożył przesłanie ustawy budżetowej do Sejmu, bo nie jest w stanie policzyć przyszłorocznego budżetu. Mamy wreszcie niepokoje społeczne: górnicza “Solidarność” właśnie ogłosiła, że rząd Buzka stracił zdolność do kierowania krajem i weszła w spór zbiorowy, co chwila blokowane jest jakieś nowe przejście graniczne i tylko sięgając po nadzwyczajne rezerwy finansowe, rząd zapobiegł strajkowi nauczycieli, którym wcześniej minister Handke naobiecywał góry pieniędzy. Polska jest dziś krajem coraz mniej stabilnym i w dodatku zarządzanym przez ludzi o lepkich rękach, bo – jak dowodzą raporty Transparency International – korupcja w Polsce z roku na rok jest coraz większa. I jeżeli w takiej sytuacji osoba odpowiedzialna za taki stan rzeczy – a tą osobą jest Marian Krzaklewski, ogranicza swoje wystąpienia do mało eleganckich ataków na rywala, pozostawia to jak najgorsze wrażenie. Wyborcy szukają bowiem prezydenta, który łagodziłby konflikty, pokazywał drogi rozwiązania problemów, a nie skupiał się na prawdziwych lub też urojonych potknięciach rywali. Złe wrażenie pogłębia dodatkowo fakt, że intencje Krzaklewskiego widoczne są jak na dłoni. Film “bluźnierczy”, który pokazuje, jak minister Siwiec “całuje Ziemię Kaliską”, został zarejestrowany w roku 1997. Wtedy wydarzenie to miało miejsce. Pytanie nasuwa się więc samo: jak to się stało, że przez miesiące, a może i lata, występ Siwca nie gorszył ani Krzaklewskiego, ani Walendziaka, a świętym oburzeniem zareagowali dopiero teraz? Więc kto tu jest bardziej cyniczny: wygłupiający się Siwiec, czy ekipa, która trzyma “haka” na czas kampanii? Rozkroić Polskę Wielu obserwatorów uważa, że emisja filmu z “bluźnierstwem” Siwca i związana z tym fala AWS-owskiego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 40/2000

Kategorie: Kraj