Argentyna nadal żyje procesami członków junty wojskowej, przypominając sobie bierność jedynej instytucji, która mogła stanąć po stronie prześladowanych Wraz z wyborem na papieża kard. Jorge Bergoglia wraca wielokrotnie zadawane w Argentynie trudne pytanie o postawę Kościoła katolickiego wobec rządów junty wojskowej w latach 1976-1983. Argentyna po śmierci Juana Peróna w 1974 r. pogrążyła się w chaosie. Partyzantki miejskie dokonywały ataków na posterunki policji i wojska, szalała inflacja. 24 marca 1976 r. wojskowi na czele z gen. Jorge Videlą dokonali przewrotu i sięgnęli po władzę. Rozpoczął się tzw. Proces Reorganizacji Narodowej, którego głównym celem było uzdrowienie gospodarcze kraju i oczyszczenie go z „elementu wywrotowego”. Pod pretekstem obrony wartości „zachodniej cywilizacji chrześcijańskiej” i walki z wyimaginowanym wrogiem skrajnie konserwatywny reżim stosował terror, który doprowadził do zniknięcia bez śladu ponad 10 tys. osób, choć organizacje praw człowieka APDH (Stowarzyszenie na rzecz Praw Człowieka) i CELS (Centrum Studiów Społecznych) podają nawet liczbę 30 tys. ofiar. Sympatyków marksizmu widziano wszędzie: w środowiskach studenckich, wśród działaczy społecznych i w związkach zawodowych. Codzienną praktyką stało się porywanie ludzi z domów i miejsc pracy, torturowanie, masowe mordy i zrzucanie ciał z samolotów. Reżim długo maskował się na tyle dobrze, że w kraju o jego praktykach wiedzieli tylko nieliczni, sprzyjał temu również fakt, że międzynarodowa opinia publiczna zajęta była krytykowaniem łamania praw człowieka przez rząd Pinocheta w Chile. Przy braku informacji i możliwości zwrócenia się do kogokolwiek rodziny zaginionych lub ci, którzy obawiali się o swoje życie, zgłaszali się po pomoc do Kościoła. Często jednak spotykali się z obojętnością. Po upadku junty w 1983 r. utworzono w Argentynie komisję, która miała zbadać przypadki mordów i zaginięć oraz funkcjonowanie mechanizmu zagłady. Powstał raport „Nigdy Więcej”, na podstawie którego ruszyły wkrótce procesy przywódców junty. Opinia publiczna zainteresowała się również relacjami Kościoła z ówczesnym aparatem władzy. Zaczęto mówić o regularnych spotkaniach i kontaktach między najwyższymi rangą wojskowymi a członkami Episkopatu. Głośno komentowano też fakt, że za rządów wojskowych podniesiono wynagrodzenia dla duchownych (w Argentynie Kościół katolicki jest utrzymywany z budżetu państwa, a duchowni są wynagradzani podobnie jak urzędnicy państwowi). Odezwały się rodziny, które wielokrotnie pukały do drzwi kurii i pisały listy do hierarchów. Padło wiele nazwisk, m.in. samego kard. Raula Primatesty, głowy argentyńskiego Kościoła katolickiego, i jego następcy Juana Carlosa Aramburu, którzy mieli komplet informacji na temat sytuacji w kraju i nie interweniowali. Pod adresem kapelanów policyjnych i wojskowych padły oskarżenia o uczestniczenie w przesłuchaniach i torturach. Jeden z dziennikarzy zaczął badać sprawę odnajęcia wojsku przez Kościół wysepki w delcie rzeki La Plata, gdzie mieli zostać przewiezieni więźniowie z tajnych centrów zatrzymań, gdy Buenos Aires odwiedzała w 1979 r. Komisja Praw Człowieka Organizacji Państw Amerykańskich. Milcząca większość Prawda o postawie Kościoła katolickiego w Argentynie wobec autorytarnych rządów junty jest bardziej złożona. Kościół był wówczas podzielony, dlatego nie można mówić o jednym jego stanowisku. Zdarzało się, że duchowni narażali życie, domagając się prawdy i piętnując łamanie praw człowieka, ale też kapelani brali udział w torturach i porwaniach. Największą grupę stanowili jednak duchowni przyjmujący bierną postawę lub po cichu popierający nowe porządki. Należała do niej większość członków Episkopatu. W obrębie Konferencji Episkopatu Argentyny przeważały poglądy bardzo konserwatywne, zgodne w sferze wartości z założeniami planu reorganizacji narodowej, wprowadzonego przez wojsko. Akcentowano rolę tradycji i religii, zakazano rozwodów, obok religii pojawiły się w szkołach lekcje przygotowujące do życia w rodzinie, prowadzone przez katechetów. Konserwatywne elity wojskowe podzielały światopogląd chrześcijański i dbały o interes Kościoła, co sprzyjało zacieśnieniu kontaktów. Dlatego gdy 24 marca 1976 r. wojsko przejęło władzę, mogło liczyć na wsparcie z kościelnych ambon. A z nich w tym okresie można było usłyszeć słowa podobne do wypowiedzianych przez wikariusza wojskowego Victoria Bonamina, zastanawiającego się podczas mszy, czy Chrystus chciałby, aby wojsko przejęło władzę w państwie. Odpowiedź dana wiernym na zakończenie liturgii była twierdząca. Kościół wspierał juntę swoim autorytetem aż do jej upadku po przegranej wojnie o Falklandy
Tagi:
Zuzanna Boryczko









