Kij i marchewka dla imigranta

Kij i marchewka dla imigranta

W zamian za możliwość legalizacji pobytu 11 mln osób USA chcą niemal zupełnie zatrzymać napływ nielegalnych imigrantów Korespondencja z Chicago W filmie „Zielona karta” („Green Card”, 1990) z Gérardem Depardieu i Andie MacDowell nielegalny imigrant z Francji poślubia ładną Amerykankę. Początkowo nie z miłości, tylko dla wspólnych korzyści, uczucie pojawia się później, wplecione w wiele zabawnych nieporozumień. Małżeństwo opłaca się obojgu. Ona – już jako mężatka – może wynająć wyśniony apartament, on wkrótce otrzymuje zieloną kartę i może pozostać w USA legalnie. Dzisiaj reżyser Peter Weir prawdopodobnie nie nakręciłby takiej komedii. We współczesnym filmie poruszającym tematykę nielegalnych imigrantów w USA głównym bohaterem powinien być Latynos. I wszystko odbywałoby się raczej w atmosferze dramatu, a nie komedii. W Stanach Zjednoczonych przebywa aktualnie ponad 11 mln nielegalnych imigrantów (niektóre źródła mówią nawet o 20 mln), przy czym więcej niż połowę stanowią Meksykanie. Przedstawicieli innych narodowości, w tym Polaków, jest mniej niż po 500 tys. Nielegalni pracują w sektorze usług, w przemyśle przetwórczym, w fabrykach, w restauracjach, jako sprzątacze i pracownicy budowlani; ok. 10% zajmuje wyższe stanowiska jako programiści komputerowi i inżynierowie. Według badań ABC News i „Washington Post” 57% Amerykanów popiera możliwość uzyskania przez nich obywatelstwa, pod warunkiem że zapłacą karę oraz zaległe podatki i zostaną sprawdzeni, czy nie mają kryminalnej przeszłości. Przeciwko legalizacji jest 39%. Gang ośmiu 25 lat temu Latynosi stanowili ok. 9% społeczeństwa. Obecnie ich liczba niemal się podwoiła. Nawet przy zupełnie uszczelnionej granicy udział Hispanics w społeczeństwie USA będzie się zwiększał. W stanie Nowy Meksyk „niebiali” przekroczyli połowę populacji. W Miami już od kilku lat Latynosów (głównie Kubańczyków) jest więcej niż białych. Podobną tendencję widać w wielu miastach. Według ośrodka badawczego Pew Hispanic Center, do 2030 r. elektorat latynoski wzrośnie do 40 mln (aktualnie ok. 24 mln). Drastyczne prawo próbujące zatrzymać ten trend demograficzny (niektórzy domagają się masowej deportacji nielegalnych) byłoby z politycznego punktu widzenia samobójcze dla tych, którzy je zatwierdzą. Nielegalni nie posiadają prawa wyborczego, ale niemal każdy ma w USA kogoś z rodziny, kto uzyskał stały pobyt. Gdy po ostatnich wyborach prezydenckich okazało się, że większość Latynosów (72%) głosowała na Baracka Obamę, Kongres Amerykański – od wielu lat naciskany, by uregulował status nielegalnych imigrantów – powołał międzypartyjną komisję mającą w przyspieszonym tempie przedstawić projekt reformy. Tak powstał Gang of Eight, „gang ośmiu”. Składa się on z ośmiu senatorów – po czterech z obu partii. Demokratów reprezentują Dick Durbin, Robert Menendez, Chuck Schumer oraz Michael Bennet. Republikanie to Marco Rubio, Jeff Flake, John McCain i Lindsey Graham. Propozycja reformy została już opracowana przez komisję, ale różni się od wizji Obamy w kilku zasadniczych punktach. Przykładowo senatorowie chcą uszczelnienia granicy z Meksykiem przed rozpoczęciem procesu legalizacji – należałoby przedłużyć obecnie istniejący mur o 350 mil, zwiększyć liczbę strażników, a nawet wykorzystać drony. Obama twierdzi, że proces legalizacji powinien rozpocząć się natychmiast, bo uszczelnianie granicy potrwa zbyt długo. Największą kontrowersją okazała się sugestia prezydenta, by procesem legalizacji objąć również homoseksualnych partnerów. Chodzi o to, czy świeżo zalegalizowany gej powinien mieć prawo składania wniosku o stały pobyt dla swojego partnera. Amerykańscy biskupi od razu wysłali do Obamy list protestacyjny, prosząc go, aby wykreślił ten zapis z propozycji reformy. Natomiast organizacje gejowskie przypomniały, że już w ponad 24 krajach przepisy imigracyjne uznają prawa gejów do sponsorowania, czyli ubiegania się o pobyt stały dla partnera (bez odrębnych dokumentów). „Gang” senatorów – który wkrótce przedstawi Kongresowi końcową propozycję – stanowczo się temu sprzeciwia. John McCain powiedział nawet, że upór prezydenta w tej kwestii może doprowadzić do „uśmiercenia ustawy”. Obama podkreśla, że reforma musi uwzględniać nie tylko wymagania rynku pracy, lecz także ogólne przemiany w świadomości społecznej. Prezydent ma na myśli przyzwolenie społeczeństwa na zrównanie praw homo- i heteroseksualistów.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2013, 2013

Kategorie: Świat