Gwoździe w głowie

Gwoździe w głowie

Zbieram od nauczycieli informacje o tym, jak wygląda reforma szkolna. Monstrualne spiętrzenie pracy papierkowej. Programy tworzone przez 20 lat idą na śmietnik, zmarnowano lata pracy i doświadczeń nauczycieli. Trzy lata nauki skondensowano do dwóch, dzieci w siódmej i ósmej klasie mają więc aż 34 godziny zajęć tygodniowo. Cieszą się tylko korepetytorzy. Takiego ruchu na rynku jeszcze nie było. Ceny idą rekordowo w górę; godzina matematyki to nawet 80 zł. Zamożni nie narzekają. Biedniejsi rodzice i ich dzieci nie mają szans. I po co to było?

Echa filmu „Kler”. Szukam wśród bliskich znajomych przypadków molestowania dzieci przez księży. I przy trzeciej próbie jest! Oto relacja Moniki: „Byłam mała, zerówka albo pierwsza, druga klasa, ksiądz na religii sadzał nas na kolana. Zwłaszcza chłopców. Nie rozmawialiśmy o tym, bo nie rozumieliśmy tego. Wiedzieliśmy tylko, że to jakieś wstydliwe. I tak z tym dzieckiem na kolanach, prowadząc lekcje, mówiąc o Jezusie, wsuwał ręce pod bieliznę. Gdybym teraz znalazła tego typa, nie ręczę za siebie. Rodzicom wmawiał, że jest nie tylko księdzem, ale również lekarzem pediatrą. W tamtych czasach to nie zaalarmowało rodziców, matki były wpatrzone w księdza jak w Boga. Młody, przystojny, tak różny od mężów ze wsi. Mąż pił i robił awantury, porządniał tylko na niedzielę. A tu taki pachnący brunecik, wymuskany, z delikatnymi rączkami. Kto mógł przypuszczać, że robi dzieciom krzywdę? Kto w ogóle wówczas na wsi słyszał o czymś takim? Żadne dziecko w domu nawet nie pisnęło. Między sobą też o tym nie rozmawialiśmy. Tylko baliśmy się jak ognia tego mężczyzny w czarnej sukience, mówiącego o dobrej bozi”.

W latach 80. U. był w KC, mówi mi: „Nigdy byśmy nie dopuścili do powstania takiego filmu, uznano by go za obrzydliwą i niesmaczną komunistyczną propagandę antykościelną”. Tak, to paradoks, myślę, chociaż wszystko, co tam pokazano, to prawda.

Mieszkam w hotelu na Podwalu, z okna widok na wieże kościoła i domy na wzniesieniu. Piękna jest lubelska starówka. Wykład o Herbercie w pobliskiej Łęcznej, a w Lublinie mój wieczór autorski. Buduję wspomnienie o poecie na niewielu z nim spotkaniach, są jak okruszki, które po latach zaczęły ważyć. Byliśmy na ty, przyjaźnił się z moimi rodzicami. „Nawet nie wiesz – mówiła mi kilka lat temu Katarzyna, żona Herberta – jak Zbyszek cenił i lubił twojego ojca”. Najtrudniej mi zawsze mówić o ostatnim rozdziale życia poety, o jego prawicowych dziwactwach, które można wytłumaczyć chorobą dwubiegunową. Chorowała na nią też moja mama i wiem, jak ta choroba potrafi wykoślawić myślenie, szczególnie faza manii. Kiedy przed laty mówiłem o tym, spadła na mnie lawina nienawiści polskiej prawicy. A tu niespodzianka, to samo, tylko pełniej i mocniej, powiedziała jego żona. Żony wybitnych artystów, heroiczne męczennice, na ołtarzu sztuki składają ofiarę z siebie.

W czeskiej restauracji blisko rynku zamawiam knedliczki. Uwodzi mnie ta czuła nazwa i czeskie echa literackie i filmowe tej potrawy. Zawód, bo smakują, jakby były z papieru. Na obu spotkaniach dużo ludzi, jak zawsze przewaga starszych.

PiS bazuje na tym, co w ludziach irracjonalne i mroczne. Fobie, niepokoje, zawiść, brak wiedzy. Trzeba na nas głosować, bo tu chodzi o Polskę, a tylko my zapewnimy jej świetność – mówi prezes. „Będzie jak w Szwajcarii, przepraszam – poprawia się – miało być w Bawarii”. W domyśle: dlatego bez wahań składamy ofiarę z prawdy, rozsądku i uczciwości. Wszystko zostanie obiecane, realne czy nierealne, sensowne czy nie. Prawda nie ma żadnego znaczenia, na szali jest przecież los ojczyzny, więc kłamstwo i manipulacja jako racja stanu. Dramat opozycji, bo musi brać udział w tej licytacji, w której nie ma szans. Sugestie, że jeśli Patryk Jaki nie zostanie prezydentem Warszawy, PiS nie da pieniędzy na mosty. Czerń widzę. Ile jeszcze obrzydliwości nas czeka?

Afery taśmowej ciąg dalszy. Kompromitują teraz premiera Morawieckiego. Mamy przynajmniej dowód, że to nie PiS zleciło nagranie. Jakie taśmy zostaną jeszcze ujawnione? Kelnerzy rządzą Polską. Prezes i cała partia stają teraz murem za premierem. Wtedy były to „taśmy prawdy”, a teraz to „odgrzewany kotlet”. I spisek niemieckojęzycznych mediów. PiS te taśmy raczej nie zaszkodzą, jego elektorat myśli gwoździami wbitymi w głowę.

Wydanie: 2018, 42/2018

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 25 czerwca, 2019, 22:15

    Programy tworzone przez 20 lat idą na śmietnik – a gdzie maja iść, czy mamy reaktywować produkcję Syrenki ?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy