Haiti – probierz solidarności

Haiti – probierz solidarności

Co Polska powinna zrobić w ramach międzynarodowej pomocy? Siedmiomiliardowy świat pełen jest biedy i nieszczęść, często zawinionych przez nas samych. Niekiedy jednak zdarzają się tragedie wyjątkowe w skali globu, o charakterze losowym, i do takich właśnie należą skutki trzęsień ziemi. Już w tym roku było ich dużo – w Chile, na Okinawie, ale przede wszystkim na Haiti. To katastrofalne trzęsienie po południu 12 stycznia 2010 r., na głębokości 13 km, z epicentrum blisko Leogane, na zachód od stolicy, miało magnitudę 7 w skali stworzonej osiem dekad temu przez amerykańskiego geofizyka Charlesa Francisa Richtera z Pasadeny. Do tego doszły dziesiątki późniejszych wstrząsów o magnitudzie co najmniej 4,5, co łącznie stworzyło współczesny Armagedon. Równo miesiąc później miałem okazję – dzięki pośrednictwu władz sąsiedniej Dominikany i wsparciu ONZ – przylecieć do Port-au-Prince, by zapoznać się w ciągu dwóch dni z ogromem zniszczeń, a także z akcją pomocy międzynarodowej. Prowadzą ją z jednej strony struktury ONZ (od sześciu lat w tym kraju działa też MINUSTAH, 10-tysięczna wojskowo-policyjna misja ONZ), z drugiej – poszczególne państwa, zwłaszcza USA i Kanada, które m.in. wysłały dwa ogromne statki szpitale, stojące tuż u brzegu. Nie szczędzą również wysiłków kraje Ameryki Łacińskiej, szczególnie Brazylia, Wenezuela, Kuba i Dominikana, a przecież działają ponadto wysłannicy kilkuset organizacji pozarządowych. Zasięg geograficzny podmiotów udzielających pomocy humanitarnej imponuje – sam przyleciałem z Santo Domingo samolotem kanadyjskim oddanym na potrzeby ONZ, wracałem zaś tam z włoskimi ratownikami wojskowym helikopterem rosyjskim z załogą z Krasnojarska. Mimo to w sumie pomoc nie wydaje się dostatecznie skoordynowana i raczej nie odpowiada skali niezwykłych potrzeb. Choć w przeszłości widziałem, m.in. w Afryce i Azji, wiele tragedii, to w tym przypadku po prostu brakuje słów. W dziewięciomilionowym państwie zginęło według najnowszych danych ok. 300 tys. osób, 2 mln zaś pozostaje bez dachu nad głową. W warunkach polskich – proporcjonalnie – oznaczałoby to prawie 1,3 mln zabitych i 8,4 mln bezdomnych. Zniszczona jest niemal kompletnie infrastruktura, brakuje prądu, wody i żywności. Zginęli m.in.: szef misji Narodów Zjednoczonych, arcybiskup stolicy, lider opozycji, wielu intelektualistów i artystów. W gruzach legły katedra i parlament, pęknięty jest pałac prezydencki. Zbliża się ponadto pora deszczowa, która całą sytuację może jeszcze pogorszyć. Należy przy tym pamiętać, że chodzi o zdecydowanie najbiedniejszy kraj w Ameryce Łacińskiej i na całej półkuli zachodniej, zajmujący według wskaźnika HDI dopiero 149. miejsce wśród 182 klasyfikowanych państw całego świata. Tymczasem Port-au-Prince wygląda dziś niemal tak jak Warszawa po powstaniu 1944 r. Doszło zatem do zwielokrotnienia tragedii. Dla Polski Haiti ma szczególne, historyczne znaczenie. Uzyskało ono w 1804 r. niepodległość, jako pierwszy kraj latynoamerykański, w dużej mierze dzięki polskim żołnierzom, wysłanym przez Napoleona w ramach Legionów Polskich, których znacząca część, zamiast tłumić powstanie przeciwko Francuzom, wsparła antykolonialne wystąpienie. Badał te kwestie przed laty wybitny polski historyk, prof. Tadeusz Łepkowski (ojciec znanej scenarzystki seriali telewizyjnych). Spośród pięciotysięcznego kontyngentu zginęło lub zmarło z chorób tropikalnych ok. 4 tys., a pozostali wrócili do Europy lub osiedlili się na wyspie. Gdy po raz pierwszy trafiłem na Haiti ponad ćwierć wieku temu, jeszcze za czasów dyktatury Jeana-Claude’a Duvaliera, zwanego, w odróżnieniu od swego ojca François, rządzącego w latach 1957-1971, „Baby Doc”, w górach spotykałem osoby noszące bliskie nam nazwiska, o jaśniejszych włosach i niemal niebieskich oczach. W pierwszej konstytucji haitańskiej był zresztą zapis, że każdy Polak trafiający na dawną Hispaniolę mógł ubiegać się niemal automatycznie o obywatelstwo tego państwa. To zapewne dlatego konsul generalny antydemokratycznego i antykomunistycznego wówczas Haiti wydał mi bez kłopotu przed laty w Bostonie wizę, choć posługiwałem się paszportem „komunistycznego” kraju. Później ów zapis konstytucyjny zniesiono i złośliwi wiązali to z przegraną 7:0 drużyny haitańskiej z naszą na mistrzostwach świata piłki nożnej. W sumie Polska ma dodatkowe – poza humanitarnymi czy solidarnościowymi – powody, aby szczególnie w tym przypadku zaangażować się w akcję pomocy doraźnej oraz długofalowy proces odbudowy tego kraju. Dlatego dobrze się stało,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2010, 2010

Kategorie: Świat