Przepis na życiową porażkę to żyć tak, żeby wszyscy byli zadowoleni Katarzyna Kucewicz – psycholożka i psychoterapeutka Ostatnio głośno było o filmie reklamowym, który nakręciła Katarzyna Nosowska, parodiując, jak niektórzy uważają, modelkę i celebrytkę Caroline Derpienski. Publiczność podzieliła się na dwa obozy, celebrytka stała się zaś objektem hejtu, o rozpętanie którego oskarża się Nosowską. Dlaczego tak łatwo hejtować? – Warto zacząć od tego, że mamy różne oblicza krytyki. Dawniej filmik Nosowskiej uznano by za parodię, ale dziś dla niektórych jest to już przekroczenie granicy dobrego smaku. Część osób ocenia, że to hejt, ponieważ wyśmiewana jest tam celebrytka za to, jaką ma osobowość, jakie ma wartości, styl mówienia i postrzegania rzeczywistości. Z drugiej strony obrońcy wskazują, że niekoniecznie jest to atak na nią, bardziej ogólne wyśmianie pewnego trendu w mediach na lansowanie osób, które reprezentują osobliwy wymiar konsumpcjonizmu i istnienia w show-biznesie. W związku z tym jedni hejtują celebrytkę za jej postawę życiową, drudzy Nosowską, że z tej postawy się śmieje. Moim zdaniem w tej historii wszyscy obrywają. Po równo? – W tej aferze każdy ma swoje zdanie. I dobrze, bo warto mieć własną opinię na temat różnych zjawisk społecznych. Zdecydowanie popieram publiczne wyrażanie swojego stanowiska, a nie myślenie: a kogo obchodzi moje zdanie. Kiedy człowiek wyrazi to, co czuje, często ma wrażenie, że jest społecznie istotny, że się podzielił. Czuje wspólnotowość, kiedy inni go lajkują, dając znać: myślę to samo co ty! To dobre dla wzmocnienia naszej samooceny. Gorzej, gdy na hejcie budujemy poczucie wspólnotowości oraz własnej wartości. Jeśli wypisujemy zjadliwe, nienawistne komentarze i raduje nas, że 200 osób ten pełen nienawiści hejt polubiło, możemy się wyuczyć, że im ostrzej, tym więcej aplauzu. Niestety, w internecie nośny jest hejt, afery, zjadliwość. Każdy to czyta z wypiekami na twarzy, ludzie się ekscytują, a bezkompromisowi krytycy stają się bohaterami. Kiedy posmakujemy, jak to jest dostać tysiące polubień, może nas kusić, by jeszcze ostrzej oceniać i mieć jeszcze więcej zasięgów, czyli pozytywnego odbioru społecznego. Takie są media społecznościowe – istniejesz tylko wtedy, kiedy masz radykalne, wyraziste poglądy i śmiało je wyrażasz. A poglądy bezkompromisowe zawsze balansują na granicy hejtu, albo nakręcając hejt, albo go na siebie ściągając. Trzeba pamiętać, że jesteśmy bardzo spolaryzowani, a wtedy łatwo o bardzo radykalne opinie. Ale tutaj wydarzyło się coś innego – ci, którzy pokusili się o krytykę działania Nosowskiej, także dziennikarze, osoby publiczne, stali się obiektem hejtu ze strony własnej, lewicowo-liberalnej bańki. – Generalnie krytyka we własnym środowisku jest zawsze lepsza i bardziej konstruktywna niż poklepywanie się po plecach tylko dlatego, że jesteśmy w jednym obozie. Lewicowo-liberalne środowiska często siebie nawzajem krytykują, co niektórzy uznają za słabe wizerunkowo, ale w moim odczuciu to jest właśnie autentyczność, lepsza niż tworzenie zamkniętych, nietykalnych enklaw, gdzie nikt koledze nie patrzy na ręce. Jest jednak faktem, że brakuje nam kultury komentowania, a przede wszystkim – prowadzenia dialogu. Mam wrażenie, że w sieci pada często wiele bardzo agresywnych słów, które nigdy by nie wybrzmiały w rozmowie w cztery oczy. Skąd to się bierze? – Moim zdaniem człowiek, który z kimś polemizuje bezpośrednio, nie wirtualnie, staje się bardziej empatyczny. Rozmawiając twarzą w twarz z kimś, kto jest uprzejmy, kulturalny, kto patrzy nam w oczy i zwraca się bezpośrednio do nas, trudniej nam rzucić: „Dla mnie to, co pan mówi, to farmazony”. Ale jeśli oglądamy tę osobę w sieci, z większą łatwością surowo ją skrytykujemy, bo ta osoba jest obca, obojętna. Inna rzecz, że każdy internetowy twórca mierzy się ze spadkiem zasięgów i wie, że to, co je podbija, to kłótnie i polemiki. Polemiki ściągają obserwatorów, wpływają na rozrost kont internetowych, dlatego największym wygranym w całym sporze jest ten, kto dzięki niemu zdobędzie rozgłos, uznanie i nowych fanów. Czym wytłumaczyć potrzebę takiego zaistnienia? – Ludzie nie tylko żyją z bycia influencerami, ale też dzięki temu budują nowych siebie. Nierzadko w realu życie influencera jest dość rutynowe, ale w sieci można stworzyć swój wizerunek na nowo, można się wypromować wedle uznania. Dawniej twoja









