Hiszpan lubi czuć się najedzony

Hiszpan lubi czuć się najedzony

A do tego niezbędny jest porządny kawał mięsa Jak w każdym kraju, również w Hiszpanii, niektóre kulinarne zwyczaje nie podlegają dyskusji. Cokolwiek by Hiszpanie jedli, na stole musi się znaleźć pieczywo. Przy czym nie jest to chleb w naszym polskim wydaniu – krojony ze słusznej wielkości bochenka – chodzi raczej o jego namiastkę w postaci bagietki albo czegoś, co ją przypomina. Ten „chleb”, choć dla Hiszpanów to barra albo pistola, je się do ryb, mięsa, dań gulaszowych czy przystawek, ale też do potraw bogatych w węglowodany, jak choćby ryż czy makarony. A nawet z bocata de chocolate, czyli z czekoladą. Przy czym musi być zawsze świeży, nie ma mowy o jedzeniu czegoś, co upieczone zostało wczoraj. Bułki i bułeczki przyswoiły sobie także obecne w Hiszpanii kuchnie egzotyczne, które z pieczywem doprawdy się nie kojarzą. Jakież było moje zaskoczenie, gdy oczekując w dobrej madryckiej chińskiej restauracji na przystawkę, poprzedzającą, jak Bóg przykazał, zupę i danie główne, dostałem na wstępie do spożycia klasyczną hiszpańską bagietkę! Poza chlebem, na stole zawsze musi stać woda. I to nie jakaś aromatyzowana, z dodatkami, tylko normalna woda. Bardzo często z kranu. Jest tak w całej Hiszpanii, choć powszechnie wiadomo, że w Madrycie, La Coruñii i Bilbao kranówka jest znakomita, a w Walencji, Saragossie i Ciudad Real

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 35/2017

Kategorie: Obserwacje