Prawdopodobnie najniebezpieczniejsze przedsiębiorstwo, o którym nikt nie słyszał W oczekiwaniu na repolonizację mediów nad Wisłą warto się przyjrzeć rozwiązaniom stosowanym w innych państwach. Jak udowadnia przykład Stanów Zjednoczonych, brak pluralizmu mediów nie ma nic wspólnego z ich narodowością. Wręcz przeciwnie. Choć niemal wszystkie stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe i tytuły prasowe na tamtejszym rynku są w amerykańskich rękach, o różnorodność opinii coraz trudniej. Wszystko za sprawą Sinclair Broadcast Group – firmy, która wkrótce może samodzielnie kontrolować niemal wszystkie telewizje lokalne w USA. Kim oni są? „Sinclair jest prawdopodobnie najniebezpieczniejszym przedsiębiorstwem, o którym nikt nigdy nie słyszał”, przyznał Michael Copps, zajmujący się rynkiem mediów w administracjach George’a W. Busha i Baracka Obamy. Jako niezależny ekspert, ceniony zarówno przez republikanów, jak i demokratów, Copps zazwyczaj unika alarmujących sformułowań. Tymczasem na hasło Sinclair trudno mu powstrzymać emocje. „W portfolio nie mają żadnych znanych sieci telewizyjnych, lecz niedługo będą zarządzać ponad 250 stacjami w całych Stanach Zjednoczonych – ostrzegał przed tajemniczą firmą w wywiadzie dla „DemocracyNow!”. – Mają przy tym silnie spolaryzowane poglądy. Wytyczne, które pisze się w siedzibie w Maryland, będą następnie wprowadzane w całym kraju. Firma zamierza wchłonąć kolejne stacje”. Kim jest ten diabeł wcielony, przed którym ostrzega Copps, a którego „New York Times” nazywa „konserwatywnym gigantem”, „Washington Post” zaś „przedsiębiorstwem z długą historią wykorzystywania swoich stacji do wspierania konserwatywnych poglądów i polityków”? Oficjalnie wiadomo niewiele. Strona internetowa Sinclair Broadcast Group zachwyca grafiką i stylem, lecz zawiera niewiele konkretów. Co najwyżej można się dowiedzieć, że początki firmy sięgają roku 1971, kiedy to Julian Sinclair Smith uruchomił pierwszą stację telewizyjną w Baltimore. Obecnie do grupy należą 193 stacje. Śledztwa dziennikarskie nie przyniosły nowych informacji. Wciąż pozostaje zagadką, kto dokładnie kieruje rozrastającym się imperium medialnym. Niedawno, po 28 latach, z funkcji prezesa zrezygnował David Smith, jeden z synów założyciela. Zachował jednak (wspólnie z braćmi) pakiet kontrolny akcji. „Chcemy mieć tyle anonimowości, ile to możliwe”, przyznał w wywiadzie dla „Baltimore Sun” w 1995 r. Słowa dotrzymał i od tego czasu próżno szukać jego nazwiska w mediach. W kwietniu 2017 r. do grona osób decyzyjnych dołączył Boris Epshteyn, który dał się poznać jako rzecznik kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, a następnie członek korpusu prasowego Białego Domu. W Sinclairze ma szefować działowi analiz politycznych. Ostry skręt na prawo Nie wiadomo kto, ale wiadomo co i dlaczego. Do zeszłorocznych wyborów prezydenckich na amerykańskim rynku medialnym główną rolę odgrywały media liberalne, na czele z CNN, MSNBC, NBC, „New York Timesem” i „Washington Post”. Na przeciwległym biegunie znajdowała się stacja Fox News – głos konserwatywnej części społeczeństwa. Analiza zachowań użytkowników mediów podczas ostatniej kampanii wyborczej udowodniła jednak, że ten podział należy do przeszłości. Większość Amerykanów informacje o kandydatach czerpała z internetu i lokalnych stacji telewizyjnych. A wyborcy Trumpa uważali Fox News za tak samo kłamliwą jak CNN czy MSNBC. W nowej sytuacji doskonale odnalazł się za to Breitbart.com, strona, której wsparcie dla Trumpa i jego administracji można przyrównać do uwielbienia, jakim portal wPolityce.pl braci Karnowskich darzy PiS. O krok dalej poszedł Sinclair. Amerykanie cenią niezależność mediów, a każdą próbę ich przerobienia na propagandową maszynkę odbierają jako zamach na podstawowe wolności. Oficjalnie więc stacje telewizyjne wchodzące w skład grupy zachowują niezależność i działają pod własnymi szyldami. Faktycznie zaś komentarze i sposób przedstawiania wydarzeń powstają w jednym miejscu i są rozsyłane do wszystkich partnerów jako obowiązujące. „Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy – mówił John Oliver, gospodarz „Last Week Tonight” – że Sinclair nie tylko tworzy i rozsyła materiały dla swoich stacji. Pracownicy firmy piszą nawet skrypty dla lokalnych prezenterów”. Innymi słowy, widz lokalnej stacji z Nevady zobaczy i usłyszy to samo co widzowie z pozostałych stanów. Tak jednolity przekaz, docierający do milionów, stwarza możliwość zbudowania państwowego systemu propagandy. Tym bardziej że związki Sinclaira z administracją Trumpa wykraczają daleko poza zwykłe sympatie polityczne, stanowiąc sieć










