Dwie trzecie obywateli Zielonej Wyspy opowiedziało się za zniesieniem zakazu aborcji Przyjechali z Australii, z Kanady, ze Stanów Zjednoczonych i z Azji. Spędzili godziny w samolotach, na promach i w autobusach. Kosztowało ich to czasami setki euro. Niektórzy nawet dawali innym pieniądze na podróż. Kobiety i mężczyźni z irlandzkiej diaspory wrócili do domu, by zagłosować w historycznym referendum na temat aborcji – tak 25 maja zaczęła relację dziennikarka „The Telegraph”. Wracający emigranci zamieszczali swoje zdjęcia w serwisach społecznościowych, oznaczając je hashtagiem #HomeToVote (Do domu, by zagłosować). Te wiadomości na dwa dni zdominowały Twittera. Większość tych głosów oddano za zmianą prawa, co potwierdza wskazania socjologów, że czynnikami zmiany kulturowej w Irlandii są jej otwarcie na świat oraz duża liczba emigrujących i wracających młodych. Porażka Kościoła W sumie za legalizacją aborcji w Irlandii zagłosowało 66,4% uczestników referendum. Przeciw zniesieniu zakazu przerywania ciąży było 33,6%. Więcej zwolenników zachowania status quo naliczono jedynie wśród najstarszych głosujących. To pokazuje, jak szybko i jak bardzo załamało się w Irlandii zaufanie do Kościoła katolickiego, który jeszcze niedawno dyktował reguły życia w kraju. „Instytucja, która wolała patrzeć w inną stronę, kiedy kobiety znajdujące się pod jej opieką były gwałcone, a dzieci powierzone jej pieczy wykorzystywano seksualnie, nie może oczekiwać moralnego posłuszeństwa narodu”, komentował „The Observer” w artykule redakcyjnym, kiedy podsumowywał wyniki irlandzkiego referendum. Jest to jednak tylko część opowieści, ponieważ zaufanie do Kościoła, uważanego za moralny fundament kraju, załamało się co najmniej 20 lat temu, gdy na jaw zaczęły wychodzić kolejne skandale pedofilskie. A jeszcze ważniejsze było zachowanie hierarchów Kościoła, którzy przedłożyli dobro noszących sutanny pedofilów ponad krzywdę ofiar i przenosili księży z parafii do parafii, choć oznaczało to kolejne zniszczone życia i cierpienie dzieci. Drugą przyczyną takiego, a nie innego wyniku głosowania – szczególnie pouczającą z perspektywy Polski – jest to, dlaczego mimo zmiany stosunku Irlandczyków do nauki Kościoła politycy tak długo pozostawali głusi na postulaty środowisk kobiecych. Jeszcze niedawno sprawę legalizacji aborcji irlandzcy politycy uważali za coś, czego trzeba unikać za wszelką cenę, by nie stracić poparcia społecznego. Stosunek do aborcji uchodził za oś ostrego konfliktu, lepiej więc było unikać tego tematu, bo nie sposób przewidzieć, jakie mogły być – wyborcze oczywiście – skutki wysłuchania głosów kobiet i opowiedzenia się za zniesieniem zakazu. 99 nieznajomych Zmieniło się to dwa lata temu, kiedy zorganizowany w Dublinie panel obywatelski pokazał politykom, że nie tylko nie ma czego się bać, ale wręcz można zyskać na podjęciu ważnego problemu. Panel obywatelski – w największym skrócie – to rodzaj badania społecznego, w którym bardziej nawet niż o poznanie opinii chodzi o przekonanie się, jakie stoją za nimi motywy, i rozmowę mającą doprowadzić do wyłonienia rozwiązań. Irlandczycy sięgnęli po to narzędzie pod koniec 2016 r., by poddać dyskusji sprawę legalizacji aborcji. Przy czym politycy oczekiwali raczej, że potwierdzi się wysokie społeczne poparcie status quo, co uzasadni ich niechęć do podjęcia tego tematu. Jednak trwająca pięć weekendów (spotykano się na jeden weekend w miesiącu) debata losowo wybranej grupy 99 mieszkańców i mieszkanek Irlandii, wśród których byli m.in. nauczyciele, matki, studenci, kierowcy ciężarówek, zwolennicy dostępu do legalnej aborcji i jego przeciwnicy, pokazała coś dokładnie odwrotnego. To, że zdecydowana większość społeczeństwa oczekuje zmian. Istotne było nie tylko głosowanie przeprowadzone na zakończenie panelu, w którym większość uczestników opowiedziała się za zmianą przepisów, a dwie trzecie za aborcją na życzenie, ale też sama rozmowa. Jej częścią było wysłuchanie historii kobiet, które usuwały ciążę za granicą – głównie w Anglii, której nazwa stała się nawet slangowym określeniem aborcji. A tych było od 1980 r., w mającym 4 mln mieszkańców kraju, 170 tys. W toku debaty okazało się, że wiele osób, które uważały przerwanie ciąży za rzecz złą i deklarowały, że same nigdy by się na to nie zdecydowały, mówiło, że i tak powinno to być kwestią wyboru każdej kobiety. Sytuacje są bowiem różne. I różne wartości, które kierują działaniami ludzi. Popierano więc zapewnienie kobietom, które podejmują decyzję o przerwaniu ciąży, dostępu do bezpiecznego i legalnego zabiegu. „Patrzę wstecz










