Islamski atak od środka

Islamski atak od środka

Kiedy się okazało, że ataków terrorystycznych w Londynie dokonali miejscowi muzułmanie, Brytyjczycy zastygli w osłupieniu Półtora tygodnia po zamachach w londyńskim metrze i na piętrowy autobus – jeden z symboli brytyjskiej stolicy – Londyn funkcjonuje już prawie normalnie. Działają służby miejskie, komunikacja, ludzie nie boją się korzystać z metra czy autobusów (taką obawę deklaruje zaledwie 21% Brytyjczyków). Ale w powietrzu unosi się – jak obrazowo i w sposób sprzeczny z angielską flegmą mówią radiowi spikerzy – atmosfera szoku i świadomości, że dotychczasowy świat Albionu się skończył. Osłupienie to najlepsze określenie stanu, w jakim znalazła się spora część brytyjskiego społeczeństwa, twierdzą miejscowi obserwatorzy. Brytyjczycy ciągle z trudem przyjmują do wiadomości, że – co stwierdzono już ponad wszelką wątpliwość – sprawcami londyńskich zamachów nie byli członkowie islamskiego komanda, które przybyło na Wyspy z zagranicy, lecz obywatele brytyjscy. Osoby urodzone w Wielkiej Brytanii, tam wychowane i mieszkające przez całe życie. Policja już wie – poinformowano o tym nawet oficjalnie – że terrorystami samobójcami byli trzej Brytyjczycy pakistańskiego pochodzenia i jeden (też urodzony na Wyspach) Jamajczyk. Jedyna postać bez brytyjskiego paszportu w tym szalonym towarzystwie morderców to (także) Pakistańczyk, najprawdopodobniej łącznik z Al Kaidy, który rozmawiał z zamachowcami przed atakami i wyjechał z Anglii, zanim wybuchy rozerwały tunele metra i autobus. W Londynie panuje szok, ale równocześnie toczy się dyskusja, gdzie popełniono błąd w traktowaniu imigrantów (w pierwszym, ale także drugim i trzecim pokoleniu), który teraz zemścił się krwawą akcją miejscowych, choć islamskich, radykałów. Wielu wskazuje tutaj na… brytyjski model wielokulturowości, z którego władze i zwykli Brytyjczycy jeszcze do niedawna byli ogromnie dumni. Model ten zakładał, że państwo nie prowadzi aktywnej polityki asymilacyjnej wobec milionów kolorowych i wielowyznaniowych imigrantów osiedlających się w Wielkiej Brytanii. Państwo niechętnie ingerowało w życie rodzinne muzułmanów, nie zajmowało się sytuacją kobiet, pozwalało – w przeciwieństwie do Francji i Niemiec – wychowywać dzieci (zwłaszcza dziewczynki) w sposób dalece odstający od standardów Europy XXI w. W efekcie angielskie miasta do dzisiaj mają dzielnice, gdzie mieszańcy żyją tak, jakby nadal byli w Indiach, Pakistanie czy Egipcie. Brytyjczycy szczycili się, że w takich „wolnościowych warunkach” społeczności same dojrzewają do wolności. Już ta wiara – mówią dziś prawie wszyscy na Wyspach – była jednak nieprawdą. Dobrym przykładem jest tutaj społeczność pakistańska, najliczniejsza i zarazem najbiedniejsza wspólnota muzułmańska w Wielkiej Brytanii, skąd rekrutowali się aż trzej zamachowcy samobójcy – licząca 675 tys. osób, w tym prawie połowa urodzona już w Wielkiej Brytanii. Pakistańczycy przyjeżdżali do Anglii, by pracować w przemyśle tekstylnym. Ich rodziny odczuły ogromną poprawę swojej sytuacji. Ale następne pokolenie stało się ofiarą kryzysu i bezrobocia. Dzisiaj jedno dziecko na sześcioro pochodzenia pakistańskiego wychowuje się w rodzinie, w której nikt nie ma pracy. Ponad dwie trzecie rodzin pakistańskich żyje na granicy ubóstwa. 25% mężczyzn i 40% kobiet nie ukończyło żadnej szkoły. W Yorkshire, skąd pochodzili zamachowcy, skala biedy w pakistańskich rodzinach – a więc także podglebie buntu – jest największa. Właśnie w Yorkshire, w Bradford w 2002 r. wybuchły największe w ostatnich latach w tym kraju zamieszki na tle etnicznym. Z drugiej strony – wskazują eksperci – Wielka Brytania od lat była schronieniem dla muzułmanów, ściganych nie tylko przez ich rodzime reżimy, lecz także m.in. służby specjalne USA. „Nie zaatakujemy Anglików, bo stracilibyśmy bezpieczny dach nad głową”, zapewniali do niedawna islamscy radykałowie. Obok meczetów muzułmańskich postępowców Londyn miał jednak zawsze islamskie domy modlitwy, które w istocie były wylęgarniami terrorystów. Wielu radykałom trafiły do przekonania nauki bin Ladena, że wymarzony przez niego kalifat, czyli państwo muzułmańskie, powinien obejmować także Europę. Część fanatyków uznała Brytyjczyków za krzyżowców, którzy zaatakowali Afganistan, a potem Irak, i zapowiedziała wojnę na terytorium „wroga”. Przeciętni Brytyjczycy do niedawna nie byli w pełni świadomi takiego zagrożenia. Prasa, co prawda, pisała o organizacyjnych powiązaniach wielu duchownych z Al Kaidą i przestrzegała przed językiem nienawiści, jaki się pojawiał w gazetkach (także internetowych) wydawanych przez niektóre meczety, a brytyjski kontrwywiad MI5

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 29/2005

Kategorie: Świat