Skandowane często na wiecach w Izraelu hasło to: Yariv Levin po ze lo Polin, tłumacząc dosłownie: Jariwie Lewin, tutaj to nie Polska. Lewin jest ministrem sprawiedliwości, autorem reformy systemu sprawiedliwości, przeciwko której już od 33 tygodni protestują Izraelczycy. Nie ma w Izraelu konstytucji, dlatego tak ważny jest sąd. Netanjahu, nazywany tu pieszczotliwie i złośliwie Bibim, chce, by Kneset miał kontrolę nad sądem. Żeby uzyskać większość w Knesecie, podobierał sobie skrajne partie. Będzie więc kontrolował sądy. A ma otwartych kilka spraw karnych. W szabat Izrael staje, wszystko zamknięte, a religijni nie mogą wykonywać żadnej pracy, nawet windy automatycznie zatrzymują się na każdym piętrze, bo ortodoks nie może przyciskać guzika, to przecież praca. W Tel Awiwie jednak kursowała w ten dzień szybka kolej miejska. Już nie kursuje. Coraz więcej dzieci ma tu nadwagę. Poprzedni rząd wprowadził więc dopłatę do słodkich napojów. Rząd Bibiego wycofał ten przepis ze względu na religijnych, ich dzieci bardzo lubią słodycze. Takich absurdów co niemiara, u nas też przecież religijni zakazali handlu w niedziele, bo ludzie mają siedzieć w kościołach, a nie w sklepach. Niedawno w Tel Awiwie ortodoksi zażądali, by kobiety przeszły na tył autobusu, a sami ulokowali się z przodu. Tego jeszcze nie było. Ludzie wyszli na ulice. W miasteczku ortodoksów także urządzono manifestację, jakaś dziewczyna zdjęła bluzkę i biustonosz. Od razu po przyjeździe do Tel Awiwu natknęliśmy się na obiekt wojskowy i rzeszę ludzi w mundurach, chłopców i dziewcząt, młodzi tam wchodzili i wychodzili. Nad dziwnym niskim budynkiem królowała wielka wieża. Przypomniałem sobie, że to Kirja, baza wojskowa, zanurzona w ziemi na wiele pięter. Centrum dowódcze. Byłem w niej kiedyś, co niezwykłe, bo nie wpuszcza się tam dziennikarzy. Załatwiła mi to przyjaciółka, pianistka i pisarka Viola Wein, która potrafi wszystko załatwić. Pisałem wtedy reportaż o kobietach w armii izraelskiej. Spotkałem się z wysokimi rangą oficerkami, które z mety posądziły mnie o męski szowinizm. Byłem w strachu. Teraz wzruszająca scena: na murku siedzi mężczyzna w średnim wieku, widać, że na kogoś czeka. Wychodzi z bazy dziewczyna w mundurze, przytula się do niego – więc to ojciec – i strasznie płacze. Jestem pewien, że ma jakieś przykrości w wojsku, dziewczęta często źle tu znoszą służbę, jest nie na żarty też dla kobiet, chociaż nie ma pruskiego drylu, oficerowie są na ty z rekrutami, siłą izraelskiej armii jest wywiad, tam idą najtęższe umysły. Żołnierze na przepustkę wychodzą z bronią. Widać ich na ulicy. Czasami ładne dziewczęta uwodzą zawieszonymi na ramieniu karabinami maszynowymi, na które spływają długie włosy. Armia jest w Izraelu najważniejsza. Dlatego bunt w armii i w siłach specjalnych przeciwko obecnemu rządowi, co jest już faktem, może mieć poważne konsekwencje. Wszędzie słyszy się język rosyjski, 2 mln rosyjskich Żydów przybyło tu przed laty, wychodzą gazety po rosyjsku, są rosyjskie teatry, w muzeach pilnujący zbiorów to niemal zawsze „Rosjanie”, ale część tych rosyjskich Żydów to podróbki. Od kiedy przyjechali „Rosjanie”, zaczęło się pijaństwo, którego tu nigdy nie było. Karolina była nauczycielką, opowiada, jak jej rosyjscy uczniowie popili się na wycieczce. Izrael sprzedał niedawno Niemcom rakiety. Żydzi sprzedają wyrafinowaną broń Niemcom, 80 lat po wojnie, po której miało ich nie być. Właśnie, czy Żydzi? Viola mówi: w Izraelu nie ma Żydów, Żydzi to ci w rozproszeniu, tu są Izraelczycy, czyli sto różnych nacji, które zjechały się z całego świata. „A ortodoksi?”, pytam podstępnie. Odpowiada: „To nie Żydzi, tylko zboczone, fanatyczne, mesjaszowo-pasożytnicze oszołomy”. Z Ewą znamy się od lat, zawsze narzeka, ale z wdziękiem, katastrofistka, mówi: „Dobrze, że spotkaliśmy się teraz, za rok tego kraju już nie będzie. Pozabijamy się nawzajem i wszystko się rozleci”. Marek Janai, znakomity malarz, miał 10 lat, gdy wyjechał z Polski, i język polski mu zardzewiał, wypowiada się z ogromnym namysłem: „U nas nie tylko jest obrzydzenie, my się boimy”. Na dodatek w granicach państwa jest milion Palestyńczyków, a za granicami wrodzy sąsiedzi. Marek odwozi nas samochodem do Jaffy, która jest już częścią Tel Awiwu. Piękna malutka starówka, potem plaża i tańce z falami. Obok słyszę, jak ktoś mówi po polsku: „To teraz po piwku i do morza”. A do tego morza wchodzi właśnie Arabka okutana
Tagi:
Izrael









