Jak nie kijem go, to prawem

Szczerze mówiąc, powoli tracę ochotę do pisania felietonów, ponieważ zauważam pierwsze oznaki obłędu związane z nadmierną chęcią zrozumienia naszych czasów, by potem w lekkiej i przystępnej formie przekazywać czytelnikom plony tej stresującej roboty. I czuję, że powinienem zaszyć się w jakiś kąt, gdzie nie ma prądu i kiosków z gazetami, albo wyjechać z kraju co najmniej na dwa tygodnie, żeby utrzymać przynajmniej cząstkę równowagi psychicznej, bo doszedłem do wniosku, że skoro moje państwo jest normalne – a podkreśla cały czas, że jest – to obłęd automatycznie spada na mnie. Typowym przykładem powodującym lęki jest teraz sprawa obywatela Gdyni, właściciela sklepu, który wywiesił na ścianie delikatesów zdjęcia złodziei okradających go z jego własności. Prokurator, który zabrał głos w tej sprawie, powiedział bardzo mądrze, że człowiek nie może być szykanowany, zanim sąd nie udowodni mu winy. Ale sąd nie udowodni mu winy, ponieważ policjanci nie chcą przyjść do sklepu chociażby po to, żeby obejrzeć fotografie tych, którzy kradną w okolicy ich posterunku, z tym że polskie prawo nie znosi próżni i dlatego skazany zostanie najprawdopodobniej właściciel za szykanowanie. Chociaż ten z kolei, mając dobrego adwokata za plecami, może udowodnić, że szykany w żadnym przypadku nie przekraczały 200 zł, to wtedy zostanie również uznany za niewinnego z powodu znikomej szkodliwości społecznej. Dwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 07/2003, 2003

Kategorie: Felietony