Jak nie powinna wyglądać debata

Jak nie powinna wyglądać debata

Dziś, gdy czytacie Państwo te moje słowa, wszystko jest już jasne. Już wiecie, kto wygrał wybory. Ja, siadając do napisania tego tekstu, jeszcze nie wiem. Jestem świeżo po obejrzeniu przedwyborczej debaty w TVP. Nie wiem, czy i na ile przełoży się ona na wynik wyborów. Tak czy owak, czuję niesmak. Materiał z tej debaty jest bardzo pouczający i na pewno zostanie w przyszłości wykorzystany. Myślę, że jeśli kiedyś powstanie jakaś Akademia Demagogiczno-Populistyczna (niby czemu nie, bo to pierwsza taka?), materiał z tej debaty będzie w niej służył jako idealny wzorzec. Wzorzec demagogii, populizmu i chamstwa. A jeśli wybory wygra „jasna strona mocy”, na zajęciach z dziennikarstwa czy politologii nagrania te będą służyły studentom jako wzór, jak debata polityczna nie powinna wyglądać i jak nie powinny wyglądać media. Po pierwsze, formuła debaty. Prowadzący ją, powiedzmy grzecznościowo, „dziennikarze” zadawali pytania, na które każdy uczestnik miał odpowiedzieć w ciągu 60 sekund. Same pytania były znacznie dłuższe, ich wygłoszenie zajmowało co najmniej dwa razy więcej czasu, niż uczestnikom dawano na odpowiedź. Co więcej, każde pytanie zawierało tezę, w dodatku zwykle fałszywą, a nadto było zawsze (o cokolwiek by pytano) personalnym atakiem na Donalda Tuska. Każda odpowiedź uczestniczącego w debacie Mateusza Morawieckiego nie tylko zawierała personalny atak na byłego premiera, ale także była arogancka, aby nie powiedzieć dobitniej – chamska, a związek wypowiadanych w niej twierdzeń z prawdą był z reguły dość luźny. Tak ze sobą nie rozmawiają nie tylko dżentelmeni, ale w ogóle ludzie, którzy mają elementarną kindersztubę. Jeśli ktoś tego dotąd nie wiedział, to miał okazję się przekonać. Premier Morawiecki z pewnością kindersztuby nie ma. Tusk, wytrawny polityk, o dużym obyciu, również wiecowym, dał się w tę pyskówkę wciągnąć. Był wyraźnie zdenerwowany, może nawet wściekły na Morawieckiego. A przecież chyba nie spodziewał się, że w TVP będzie inaczej. Jeśli zgodził się wziąć udział w debacie i zaakceptował dziwaczne warunki formalne, takie, że uczestnicy nie będą zadawać sobie wzajemnie pytań, a jedynie będą odpowiadać na pytania skrajnie stronniczych prowadzących, to powinien zastosować taktykę, której mistrzem swego czasu był Andrzej Lepper. Ten ostatni na zadawane mu przez dziennikarzy niewygodne dla niego pytania nawet nie starał się odpowiadać, lecz korzystając z czasu, którego nikt nie mógł mu odebrać, wygłaszał swoją kwestię. Dziennikarz pytał np. o skup zbóż, a Lepper odpowiadał, że „Balcerowicz musi odejść”. Sondaże, a na koniec wybory pokażą, na ile debata wpłynęła na poparcie dla poszczególnych partii, o ile w ogóle wpłynęła. W moim odczuciu na debacie stracił zarówno Tusk, jak i Morawiecki, a w konsekwencji Platforma i PiS. Zyskały, jak sądzę, Trzecia Droga (Szymon Hołownia według mnie wypadł w tej debacie najlepiej) oraz Lewica i – niestety – Konfederacja. Krzysztof Bosak nie mówił już o zakazie aborcji czy rozwodów, nie powtarzał błyskotliwych czasem, ale mimo wszystko głupot starego Janusza Korwin-Mikkego (o przewadze intelektualnej mężczyzn nad kobietami czy, jak ostatnio, że dziewczynka po pierwszej miesiączce już powinna być traktowana jak dorosła i swobodnie decydować o swoim życiu seksualnym), tylko skupił się na gospodarce, w której udawał rozsądnego liberała, grał na nutce antyukraińskiej, ale uzasadniał ją społecznie, nie nacjonalistycznie. Nie mówił też tym razem nic o wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej. Przypuszczam, że mógł się spodobać wielu ludziom młodym i niedoświadczonym. Joanna Scheuring-Wielgus spokojnie wykładała racje Lewicy, ale robiła to w sposób typowy dla inteligenta, mało chyba przekonujący dla wielu spośród tych, do których przekaz był adresowany. Na ich tle przedstawiciel Bezpartyjnych Samorządowców wypadł blado, tak jak całe to jego ugrupowanie wypada we wszystkich debatach i sondażach. Ktokolwiek wygra (już wygrał) wybory, ktokolwiek będzie tworzył rząd, a kto znajdzie się w opozycji, podział sceny politycznej, a w ślad za nim podział społeczeństwa, pozostanie głęboki. Aby się porozumieć co do najprostszych rzeczy, konieczny będzie dialog. Przy takim stopniu podziału i takim poziomie dialogu jak ten, który mogliśmy zobaczyć w tej nieszczęsnej debacie, porozumienie będzie bardzo trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe.  Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 42/2023

Kategorie: Felietony, Jan Widacki